Dziękuję
za komentarze i zapraszam na rozdział 18.
Kiedy
Wojtek się obudził, było jeszcze ciemno. Chciał się odwrócić na drugi bok i
dopiero wtedy, czując rękę obejmującą go w pasie, uświadomił sobie, gdzie jest.
Uśmiechnął się lekko, przypominając sobie wczorajszy wieczór. Obrócił głowę w
stronę szafki nocnej – na której, z tego co pamiętał, stał elektryczny budzik –
i momentalnie zerwał się z łóżka.
–
Cholera, zaspałem – jęknął, sprawdzając jeszcze na swoim zegarku, czy budzik na
pewno wyświetla dobrą godzinę. Wyświetlał. Było dwadzieścia po siódmej, to
przez te zaciemniające rolety wydawało mu się, że jest jeszcze noc. Niech to, miał
na ósmą do pracy. Wczoraj Dominik mówił, że ustawi alarm na szóstą, żeby mógł
jeszcze pojechać do domu się przebrać, i co?
–
Nie krzycz, daj mi spać – wymamrotał Dominik i przewrócił się na drugi bok,
chowając głowę pod poduszką, gdy Wojtek podsunął rolety, wpuszczając do pokoju
dzienne światło.
–
Miałeś ustawić budzik, przez ciebie się spóźnię. – Wojtek usiadł na łóżku,
potrząsając Dominikiem.
–
Zapomniałem. – Ten w końcu wygrzebał się z pościeli i spojrzał zaspanym
wzrokiem. Miał rozczochrane włosy i marszczył brwi, jakby się nad czymś
zastanawiał. Po chwili chwycił Wojtka i przyciągnął do siebie, przewracając na
poduszki. – To jak i tak się spóźnisz, to weź sobie wolne i zostań – mruknął i
przesunął ręką po jego udzie. – Nic tak nie poprawia humoru z rana jak małe…
–
Zapomnij – przerwał mu Wojtek i pacnął go w tę jego rozczochraną głowę. No naprawdę…
Zamiast przeprosić, że zapomniał o tym alarmie, wolał go molestować, choć chyba
się jeszcze do końca nie obudził.
Wojtek,
mimo niezadowolenia Dominika i jego marudzenia, wstał i poszedł do łazienki.
Wziął błyskawiczny prysznic, a kiedy wrócił do pokoju, zaczął szukać swoich
porozrzucanych rzeczy.
Dominik,
który też w końcu zwlekł się z łóżka, otworzył szufladę komody i dał mu jakąś
bieliznę. Teraz z ironicznym uśmiechem patrzył, jak Wojtek próbuje wygładzić
koszulę, która wczoraj rzucona byle jak trochę się pogniotła.
–
Koszulę też ci mogę pożyczyć. – Podszedł do szafy i wyjął jedną z tych, które
nosił najczęściej. Była dość charakterystyczna, bo miała czerwoną naszywkę na
kieszeni.
–
Oczywiście, i wcale nikt nie zwróci uwagi, że chodzę w twoich ubraniach. –
Wojtek westchnął, zapinając guziki własnej koszuli. Jakby przyszedł do szkoły w
ciuchach Dominika, to Lena chyba spadłaby z krzesła ze śmiechu. Wojtek
wiedział, że życzy mu jak najlepiej, ale miał wrażenie, że trochę z niego
pokpiwa. Jeszcze wczoraj ten tekst, żeby nie zapomniał o zabezpieczeniu.
Musiała mieć z niego niezły ubaw. W sumie nie miał jej tego za złe, sam pewnie
by się śmiał, widząc z perspektywy osoby trzeciej swoje zachowanie. Choć nie,
pewnie wolałby się wtedy zapaść pod ziemię. Już nie raz i nie dwa łapał się na
tym, że uśmiecha się sam do siebie jak głupek.
–
Jak chcesz, w kuchni jest w dzbanku zimna kawa – zaproponował Dominik, ale
szybko tego pożałował.
Wojtek, który bez kawy zwykle nie
funkcjonował, po chwili wrócił do sypialni trzymając w ręku dużą papierową
torbę z czarnym logiem jednej z najlepszych włoskich restauracji w mieście.
–
Presto? – zapytał, unosząc brwi i patrząc na Dominika, jakby oczekiwał, że się
wytłumaczy. – A podobno miałeś być tak
wszechstronnie utalentowany.
–
A, to… – Dominik wzruszył ramionami, ale widać było, że dał się zaskoczyć. – To
był mój obiad – wymyślił na szybko.
–
Oczywiście. – Wojtek pokiwał głową. – I też zamówiłeś dokładnie, czekaj…
„Jagnięcina z warzywami w sosie gorgonzola” – przeczytał na dołączonej do
zamówienia karteczce. – I to dwie porcje, więc wychodzi na to, że przede mną miałeś
jakiegoś innego gościa…
Dominik
westchnął.
–
No dobra, niech ci będzie. Nie umiem gotować – przyznał w końcu.
–
Ciekawe, o czym jeszcze kłamałeś. – Wojtek zmarszczył brwi i skrzyżował ręce,
choć tak naprawdę nie był zły. To było nawet miłe, że Dominik tak kombinował,
żeby wyszło jak najlepiej. Choć jak dla niego równie dobrze mógł od razu
powiedzieć, że kuchnię ma tylko dla ozdoby i zamówić pizzę – wieczór i tak
skończyłby się w sypialni.
–
Na pewno nie o tym, że jestem świetnym kochankiem. – Dominik podszedł bliżej i
przyciągnął go do siebie, zabierając mu jednocześnie z ręki papierową torbę po
jedzeniu na wynos, którą rzucił byle gdzie na podłogę. – Chyba tu się ze mną
zgodzisz, co? – szepnął mu do ucha, ogrzewając je ciepłym oddechem. Z
satysfakcją zauważył gęsią skórkę na szyi Wojtka. Uśmiechnął się i przesunął po
niej językiem, powodując ciche westchnięcie.
–
Musze iść. – Wojtek niechętnie odsunął się od niego. Po chwili zerknął na
zegarek i aż podskoczył, widząc, że jest za piętnaście ósma. – Cholera, no i
przez ciebie nie zdążę! – Rzucił się w stronę przedpokoju. Stąd autobus jedzie
w okolice szkoły około dwudziestu minut. Dzisiaj koniecznie będzie musiał
zrobić ten przegląd samochodu.
Ubrał
już buty i zakładał kurtkę, gdy poczuł pociągnięcie za kaptur.
–
Czekaj, przecież cię zawiozę – powiedział Dominik, zapinając rozporek spodni,
które zdążył już założyć i wciągając koszulkę. Zdjął z wieszaka grubą bluzę z
kapturem i chwycił ze stolika kluczyki do samochodu.
Do
Dominika już dwa razy ktoś próbował się dodzwonić, ale jako że prowadził
samochód, nie mógł odebrać. Dopiero kiedy wjechał na parking szkolny, a
spóźniony już nieco Wojtek rzucił tylko „cześć” i pobiegł do szkoły, sprawdził
telefon. Dzwonili, o dziwo, z sekretariatu. Uznał, że skoro już tu jest,
sprawdzi osobiście, o co chodzi.
Sekretarka,
nieco zaskoczona jego widokiem, od razu wskazała drzwi gabinetu dyrektora.
Zapukał
i po krótkim „proszę”, wszedł do środka. Jednak tego, co – a konkretniej kogo –
zobaczył w środku, nie spodziewał się. Anita. Siedziała naprzeciwko biurka i
miała niezbyt zadowoloną minę.
–
Panie, dyrektorze? – Dominik spojrzał to na niego, to na nią.
–
Siadaj. – Sławomir Inek wskazał mu drugie krzesło. – Właśnie zostałem
poinformowany, że wczoraj miała miejsce nieciekawa sytuacja, która ma związek z
naszą uczennicą i tobą. Możesz mi wyjaśnić, dlaczego tego nie zgłosiłeś?
Dominik
odwrócił głowę i spojrzał na Anitę, ale ta tylko wzruszyła ramionami. Wyglądała,
jakby była na niego obrażona za wczoraj. Najwyraźniej, gdy w niezbyt przyjemny
sposób odrzucił jej zaloty, postanowiła się odegrać. Eh…. Jak on nie znosił
takich kobiet.
–
Przepraszała i obiecała, że nigdy więcej tego nie zrobi – wyjaśnił, choć
najchętniej by powiedział: „obiecała, że się w końcu odczepi”. – Więc ten jeden
raz jej odpuściłem.
–
Dominik, nie uważasz, że ja tu jestem od decydowania o takich sprawach? –
Dyrektor bawił się długopisem, co rusz pstrykając kciukiem włącznik. Miał taki
nawyk, który co niektórych doprowadzał do szału. To klikanie było strasznie
irytujące.
Zanim
Dominik zdążył odpowiedzieć, rozległo się pukanie do drzwi, a po chwili do
gabinetu weszła sekretarka, trzymając w rękach jakieś plany. Ponoć miała z tym
jakiś problem, więc dyrektor poprosił, żeby poczekali chwilę i wyszedł.
–
Anita, co ty odwalasz? – Dominik zmarszczył brwi, odwracając się w jej stronę.
– Chcesz się na mnie odegrać, bo się z tobą nie umówiłem? Nie uważasz, że to
dziecinne?
–
Nie pochlebiaj sobie – prychnęła Anita. – A dziecinnie to się zachowała twoja
uczennica, której tak bronisz. A niby zgrywa taką dorosłą.
–
Wcale jej nie bronię. Tłumaczyłem ci przecież, że chce uniknąć…
–
A może ona ci się podoba, co? – ciągnęła Anita. – Może ta gówniara niczego
sobie nie wymyśliła i… – zamilkła, gdy zobaczyła zimny wzrok Dominika. Dotarło
do niej, że przesadziła. – Słuchaj…
–
Nic już lepiej nie mów – przerwał jej wręcz lodowatym tonem. – Zrobiłaś swoje, Dagmara
poniesie konsekwencje, a o to właśnie ci chodziło – uciął temat.
–
Dominik, przepraszam. – Anita chwyciła jego rękę. – Po prostu wczoraj
przemyślałam to wszystko i doszłam do wniosku, że jeżeli tego nie zgłoszę, ona
się od nas nie odczepi. Wiesz jakie są…
–
Nas? – Dominik wyrwał dłoń z uścisku. – Nie ma żadnych nas. Nigdy nie było i
nigdy nie będzie – powiedział dosadnie.
Był
na nią wściekły. Jak trzydziestoletnia – wydawało się inteligentna – kobieta,
może robić takie insynuacje? Zawsze trzymał swoje uczennice na dystans, bo
dobrze wiedział, jakich mogą narobić kłopotów. Nigdy nie dał żadnej z nich
nawet cienia nadziei, że się nią zainteresuje.
–
A wtedy, w pubie? Postawiłeś mi trzy drinki. – Anita, do której dotarło, że
przez tak głupi tekst mogła zmarnować swoją szansę, starała się zmienić temat i
załagodzić całą sprawę. – Przecież widziałam, jak na mnie patrzyłeś, nie jestem
ślepa – uśmiechnęła się lekko. Co prawda wzrok Dominika był teraz zimny i
odpychający, ale była pewna, że jest po prostu zły za to, co powiedziała.
Wtedy, w pubie, on wydawał się być taki… Oczy mu błyszczały, a przecież wcale
nie wypił aż tak dużo, był miły, kilka razy dotknął jej ramienia. Wyglądał, jakby
dobrze się bawił, jakby… na coś czekał. Tylko później, kiedy wyszli na chwilę
przed budynek się przewietrzyć i chciała go pocałować, czar prysł. Dominik
odsunął ją od siebie i powiedział, że powinna już wracać. Była wściekła, ale
uniosła się honorem i zostawiła go samego. Kiedy ochłonęła, zdała sobie sprawę,
że to był błąd, bo Dominik gdzieś zniknął i nie widziała go już tego wieczora.
A szkoda, bo mogli spędzić tamtą noc razem.
–
Najwyraźniej jednak jesteś. – Dominik miał już dość tej dyskusji. – A jak już koniecznie
musisz wiedzieć, to chciałem po prostu kogoś sprowokować.
Anita
uniosła brwi w niedowierzaniu i chciała coś odpowiedzieć, ale w tym momencie
drzwi się otworzyły i do gabinetu wrócił dyrektor.
Kiedy
zabrzmiał dzwonek na przerwę, Anita podniosła się z krzesła. Trochę zeszło na
wyjaśnianiu całej sytuacji, bo sekretarka przerywała im jeszcze dwa razy, ale
tym razem załatwiali wszystko w gabinecie, więc nie miała okazji do rozmowy sam
na sam z Dominikiem. Co to, do cholery, w ogóle znaczyło, że chciał kogoś
sprowokować. Kogo? I do czego?
–
Panie dyrektorze, ja musze wracać na swoje lekcje – wyjaśniła. – Liczę, że ta uczennica
zostanie ukarana – powiedziała, zakładając swój czerwony płaszcz, który
wcześniej wisiał na oparciu krzesła. Miała nadzieję, że Dominik wyjdzie razem z
nią i dokończą rozmowę.
–
Oczywiście. – Sławomir Inek pokiwał głową. – Sprawdzałem jej plan lekcji, zaraz
powinna przyjść do szkoły – wyjaśnił i poprosił Dominika, żeby jeszcze został.
Był
trochę roztargniony, bo miał teraz dużo ważniejsze sprawy na głowie, związane z
budową nowej hali sportowej, ale nie mógł tego zostawić. To nie było pierwsze
przewinienie Dagmary Janickiej. Owszem, Anita Jończyk nie była nauczycielką w
ich szkole, ale zaniepokoiło go też co innego. Fakt, że uczennica obraża
starszą od siebie kobietę, nauczycielkę, w przypływie zazdrości o ich wuefistę,
stanowił podstawy, żeby się tą sprawą zainteresować. Dobrze wiedział, jakie
Dominik Nowacki ma w szkole powodzenie, zwłaszcza wśród uczennic, ale do tej
pory żadna się nie zachowywała w tak karygodny sposób.
Chwilę
po tym, jak wyszła Anita, rozległo się pukanie do drzwi i do gabinetu weszła
Dagmara. Wydawała się być zaskoczona tym, że została wezwana, ale gdy zobaczyła
Dominika, jej oczy najpierw zabłysły z podekscytowania, ale potem równie szybko
spochmurniały, gdy dostrzegła spojrzenie dyrektora. Zmarszczyła brwi i
zacisnęła.
–
Dagmara, usiądź. – Sławomir Inek wskazał jej krzesło, a kiedy już je zajęła,
westchnął ciężko. – Możesz mi wyjaśnić, co miało znaczyć twoje wczorajsze
zachowanie przed budynkiem liceum?
Dagmara
przymknęła oczy i oblizała usta, bo zaschło jej w gardle. Dlaczego? Jak to? Rzuciła
Dominikowi pełne wyrzutu spojrzenie. Przecież mu obiecała, że przeprosi tą
starą krowę i to zrobiła, choć ta głupia Żyleta wcale na to nie zasługiwała.
Dlaczego w takim razie na nią doniósł? Zaczęła ogarniać ją złość, bo przecież
wczoraj, kiedy dała słowo, że to był ostatni taki wybryk, dał jej do
zrozumienia, że nic nie powie!
–
Bo… – powiedziała, czując żal, zawód i rozczarowanie. Od ponad roku była
zakochana w Dominiku. Próbowała go poderwać na każdy możliwy sposób, ale mimo
że używała na każdej lekcji swojego wdzięku, nie reagował. Mimo że podczas
lekcji wuefu często bywał niezbyt miły i kilka razy potraktował ją z góry, to
jednak zawsze uważała, że co jak co, ale w razie czego, można na niego liczyć.
W końcu zawsze to im próbowali wmówić na lekcjach wychowawczych. Więc skoro
Dominik, poza tym, że był jej wymarzonym facetem, był także jej nauczycielem,
myślała, że można mu ufać. Najwyraźniej bardzo się pomyliła. Zacisnęła ręce na
oparciach krzesła. Przecież jak matka się dowie… I tak już miała przejebane za
tą szesnastkę. – Oszukałeś mnie! –
spojrzała w końcu na Dominika ze złością, wstając z krzesła.
–
Dagmara, siadaj – powiedział stanowczo dyrektor. – Możesz wyjaśnić, co masz na myśli? Czy twój
nauczyciel zachował się w stosunku do ciebie nieodpowiednio? – zapytał, ale nie
odpowiedziała, pokiwała tylko lekko głową. Cały czas zaciskała ręce na
poręczach. – W takim razie muszę wezwać twoich rodziców – stwierdził. Ta sprawa
nie wyglądała zbyt dobrze. Nigdy sprawy tego typu nie wyglądały zbyt dobrze.
–
Nie no jasne, może jeszcze mnie o gwałt oskarż! – Dominik nie wytrzymał. –
Przecież to teraz takie na czasie.
–
Dominik! – rzucił ostrzegawczo Sławomir Inek. – Przyjadą rodzice, będziemy
rozmawiać.
–
Nie, proszę, ja… – zaczęła Dagmara, ale dyrektor już podniósł słuchawkę. Miała
nadzieję, że matka jest zajęta, że nie odbierze, bo czekał dłuższą chwilę, ale
w końcu w słuchawce rozległ się kobiecy głos.
–
Pani Janicka? Dzień dobry, z tej strony Sławomir Inek. Czy mogła by pani
przyjechać do szkoły? – zapytał. – Tak, to ważne, chodzi o pani córkę –
wyjaśnił i zawiesił głos, czekając na odpowiedź. Zauważył, że Dagmara lekko
pobladła. – Dziękuję, w takim razie czekam.
Najpierw
przyjechała matka Dagmary, która zaczęła na nią krzyczeć, potem dołączył
jeszcze jej ojciec. Dagmara nadal się nie odezwała, więc musiał wyjaśnić
wszystko sam. Wszystko łącznie z tym, jak zachowywała się od początku roku
szkolnego. Nie miał na to najmniejszej ochoty, ale w obliczu takiej sytuacji
musiał, bo ojciec adwokat już groził mu pozwem, choć chyba sam nie wiedział za
co. W końcu kiedy, matka z ojcem zaczęli się kłócić już między sobą, wyrzucając
sobie błędy wychowawcze i brak zainteresowania ojca problemami córki, i nie
pomagały nawet interwencje dyrektora, Dagmara nie wytrzymała i wykrzyczała, że
ma już dość ich kłótni i że Dominik nigdy nic jej nie zrobił. Że się zakochała,
a on nie zwracał na nią uwagi i dlatego wściekła się, gdy go zobaczyła „z tą
krową”.
Kiedy
wychodziła razem z rodzicami, rzuciła mu jeszcze pochmurne i pełne wyrzutu
spojrzenie.
Dominik,
który też miał już wszystkiego dość, pożegnał się i spojrzał na zegarek.
Właśnie trwała trzecia lekcja. Miał iść do samochodu, ale coś mu się
przypomniało. I to coś poprawiło mu humor.
*
Wojtek
właśnie zrobił sobie kawę i zaczął przeglądać gazetę, którą jakiś nauczyciel
zostawił na stole. Właśnie zaczynała się trzecia lekcja, na której miał
okienko. Wcześniej chciał ubrać kurtkę i pójść po swoją ulubioną Latte, ale
wicedyrektorka poprosiła go, żeby został, bo spodziewali się nowego księdza,
mającego nauczać religii.
To
stanowisko, z tego co słyszał od innych, było ponoć pechowe. Opowiadali, że
wcześniej przewinęło się już kilku księży i katechetek, ale nigdy nie zostawali
na dłużej.
Kiedy
on w zeszłym roku był tu na stażu, religii uczyła młoda zakonnica, którą parę
razy złapał na tym, jak odrobinę dłużej zawieszała wzrok na Dominiku. Parsknął
na to wspomnienie. Ciekawe, czy wtedy rozważała swoje powołanie. W tym roku
uczyć tu zaczął ksiądz w średnim wieku, i mimo swojej awersji do kościoła, jego
akurat Wojtek lubił. Było z nim o czym pogadać, nawet pożartować na tematy kontrowersyjne
i w ogóle wzbudzał sympatię. I nawet nie był jakąś straszną męczybułą,
próbującą go nawracać na wiarę, choć kilka razy zaczynał temat, ale zawsze,
widząc minę Wojtka, kiwał głową i zaczynał mówić o czymś innym. W zeszłym
tygodniu podobno odesłano go na inną parafię i ktoś miał go zastąpić. Wojtek
często żartował z Leną, że to jak ze stanowiskiem nauczyciela Obrony przed
Czarną Magią w Hogwarcie i że w sumie Snape też chodził w czarnych sukienkach.
Przewertował
gazetę i w końcu znalazł sobie artykuł, który go zainteresował. O reformie
edukacji. Zaczął czytać, ale ledwo zdążył przebrnąć przez kilka pierwszych
akapitów, stanowiących jakiś polityczny bełkot, gdy drzwi do pokoju
nauczycielskiego otworzyły się.
–
Szczęść Boże – powiedział starszy, gruby ksiądz, zdejmując płaszcz. Już na
pierwszy rzut oka nie wydawał się zbyt sympatyczny. Miał spuchniętą, nalaną
twarz i rozbiegane małe oczy. W tym momencie to wrażenie potęgowała
niezadowolona mina, gdy okazało się, że wszystkie wieszaki były zajęte.
–
Dzień dobry – odpowiedział Wojtek, zamykając gazetę i wstając z miejsca. I tak
artykuł był beznadziejny, miał nawet kilka błędów stylistycznych. Chciał podać
rękę i się przedstawić, ale mężczyzna spojrzał na niego jakby z lekkim
oburzeniem.
–
Młody człowieku, jestem kapłanem – powiedział, akcentując słowo „kapłanem”.
Wojtek uniósł brwi w niezrozumieniu. Przecież
tego nie dało się nie zauważyć, choćby ze względu na sutannę i koloratkę.
–
Odpowiada się: „Szczęść Boże” – wyjaśnił ksiądz takim tonem, jakby Wojtek był
niedorozwinięty umysłowo. Przewiesił płaszcz przez oparcie krzesła i położył na
stole teczkę.
–
Jestem ateistą. – Wojtek wzruszył ramionami i odpuścił sobie jakiekolwiek formy
poznania się. Sięgnął po klucz do szafki na rzeczy osobiste, który zostawiła
wicedyrektorka, wyjaśnił pokrótce, gdzie co jest i usiadł z powrotem przy
stoliku.
–
Co się z tym światem dzieje. – Ksiądz pokręcił głową, patrząc przez chwilę zdegustowany
w okno, więc Wojtek nie miał pojęcia, czy mówi to do niego, czy sam do siebie.
– Gdzie się podziały te wartości moralne? Zamiast nich teraz same protesty w
obronie kobiet zabijających własne dzieci, plucie na kościół i akceptacja
mężczyzn całujących się na paradach – zacmokał z niesmakiem.
Wojtek
miał ochotę odpowiedzieć, że o te wartości moralne powinien w pierwszej
kolejności zapytać swoich kolegów po fachu, którzy też woleli mężczyzn, tyle że
tych dużo młodszych, jednak się powstrzymał. Ten ksiądz był z gatunku zawziętych
i oburzających się o każde złe słowo na kościół. Wojtek nie miał ochoty teraz
na ten temat dyskutować i po tak fantastycznej nocy psuć sobie humoru.
Ksiądz
schował do szafki kilka rzeczy z teczki i zabrał klucz. Już zamierzał złapać za
klamkę, gdyż drzwi otworzyły się.
–
Dzień dobry – Wojtek usłyszał znajomy głos i uniósł głowę, omal nie parskając
śmiechem.
–
Szczęść Boże! – odpowiedział ksiądz twardym, sugerującym wiele tonem, po czym mamrocząc
coś pod nosem, wyminął stojącego mu na drodze Dominika i wyszedł z pokoju
nauczycielskiego.
–
Co ty tutaj robisz? – Wojtek podszedł, nie mogąc ukryć uśmiechu. Przed chwilą
myślał, żeby napisać do niego, a on się zjawił osobiście.
–
Wiedziałem, że usychasz z tęsknoty, a skoro masz okienko, to wpadłem na
genialny pomysł, że możemy dokończyć to, co zaczęliśmy rano. – Dominik
uśmiechał się sugestywnie, łapiąc Wojtka za pośladki. – Co ty na to? Jakbym tak
cię wziął na tym stole…
–
Przestań, ktoś nas może zobaczyć – Wojtek chciał się odsunąć, ale Dominik
złapał go i oparł o drzwi. Teraz nawet, gdyby ktoś chciał wejść, zdążyliby się
od siebie odsunąć. Musiał sobie jakoś poprawić nastrój.
–
Trochę dreszczyku emocji nigdy nie zaszkodzi… – mruknął cicho i pocałował go. –
To co?
–
Jesteś walnięty. – Wojtek pokręcił głową rozbawiony.
–
To może chociaż lodzik? – zapytał z udawaną nadzieją w głosie Dominik, patrząc
takim wzrokiem, że Wojtek nie mógł się nie roześmiać. – Też nie? Eh, nie umiesz
się bawić.
–
Mam ci przypomnieć, jak się skończyła ostatnia zabawa tutaj? – Wojtek poczuł
przyjemne mrowienie na wspomnienie sytuacji zaraz przed tym, gdy urwała się
spłuczka. I pomyśleć, że jeszcze niedawno tak się za to złościł. – Mieliśmy
wtedy małą powódź na korytarzu.
–
Oj, nie dramatyzuj. – Dominik wsunął mu ręce pod koszulę, gładząc ciepłą skórę.
– To tylko trochę wody. Lepsze to niż wpadka na przykład w sali od informatyki,
tam zawsze istnieje ryzyko jakiejś włączonej kamerki w komputerze. O, albo w tym
składziku na tyłach biologicznej. Stara Matysiakowa to by sobie jeszcze krzesło
przysunęła, żeby popodglądać przez
dziurkę od klucza. To dużo bardziej ekscytujące niż telenowele.
–
Nie wiedziałem, że oglądasz telenowele – powiedział Wojtek, a jego niebieskie
oczy błysnęły przekornie. – To już wiem, skąd te twoje głupie pomysły – dodał i
pokiwał ze zrozumieniem głową, za co zaraz został mocno uszczypnięty.
–
Moje pomysły nigdy nie są głupie – stwierdził Dominik. – W ogóle, co to był za
klecha? – zmienił temat.
–
Będzie uczył religii. I nas umoralniał – parsknął Wojtek. – Jak powiedziałem,
że jestem ateistą, zaczął gadać o braku zasad moralnych, aborcji i całujących
się publicznie gejach.
–
Ciekawe, co by w takim razie powiedział, gdyby zobaczył, jak cię trzymam za
tyłek. – Dominik uniósł kąciki ust i znów przesunął ręce na pośladki Wojtka.
Wojtek
tylko coś mruknął, ale się nie odsunął. Od kilku dni był tak beznadziejnie
zadurzony w Dominiku, że chciał mieć go cały czas przy sobie. Rozmawiać z nim,
całować go i po prostu czuć jego obecność. Wiedział, że powinien się jakoś
opanować, ale nie potrafił. Nawet nie chciał myśleć, co by było, gdyby Dominik
nagle zmienił zdanie. Jak by sobie z tym poradził… Westchnął i chwycił go za
włosy, całując tak mocno, jakby chciał tym dać wyraz wszystkiemu, co się przez
ostatni czas działo w jego głowie.
Nie spodziewałam się tak szybko rozdziału. Tak wchodzę sobie rutynowo i tak z przyzwyczajenia chcę już zamknąć.Ale ale. Patrzę a tam nowiutki rozdział i człowiek zaraz bierze się za czytanie. No i jak zawsze rozdział pisany przez Ciebie był świetny. Nie mogę w ogóle przyczepić się do Twojego stylu pisania. A lubię krytykować. Jedynie mogę ci wspomnieć że w jednym zdaniu zmienilas przypadkowo płeć księdza "Miała spuchniętą, nalaną twarz i rozbiegane małe oczy." Ale te błędy w twoim "zawodzie" są jak najbardziej spotykane. Jednak Anita nie mogła obejść swojej dumy i muszę rzec że współczuję tej Dagmarze. Ma dziewczyna ciężko w domu. Jeszcze na dodatek zakochała się w nauczycielu a wiadomo serce nie wybiera. To muszą ją jeszcze obciążać. No ale to nie znaczy że ma się zacząć kleić do Dominika. On jest tylko Wojtka i tak ma zostać. Ehh... te problemy. Jeszcze Anita będzie teraz chciała się przekonać kogo chciał Dominik sprowokować i do czego. A warto zauważyć że ma zmniejszoną liczbę kandydatów na to miejsce. Myślę że może uwziąść się na Lenę. Wtedy wkroczy też Wojtek na scenę i będzie afera. Ale nie wybiegajmy w przyszłość. Sami się dowiemy w swoim czasie. Nie polubiłam tego księdza. No jakiś taki...dziwny. Bym powiedziała że nie w moim typie ale żaden nie jest. No po prostu nie lubię go i tyle. Po coś go wtracilas do tego opowiadania. Uważam że będzie mieć w przyszłości jakąś ważną rolę do odegrania. Może zobaczy Wojtka i Damiana w pewnej sytuacji i będzie same skargi do Boga składał. No ale zobaczymy.
OdpowiedzUsuńDużo wenki.
Juliet
O jezu! Cud! W końcu ta mała głupia jędza została ogarnięta ^^
OdpowiedzUsuńTeraz tylko nastały czarne czasy z tym nawiedzonym księdzem... xD
Mam nadzieje że Dominik i Wojtek będą odpowiedzialni w szkole i nie zrobią głupoty.
Weny!! :)
Chce tylko napisać że kocham to opowiadanie! Dziekuje, dobranoc
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńo tak poranek cudowny, wyobrażam sobie reakcję tych wszystkich dziewczyn podkochujących się w Dominiku jakby zobaczyły Wojtka w jego koszuli, to dla niego raczej nie było by miłe doświadczenie... Anita jest również wkurzająca już myśli, że są razem, jej niedoczekanie...
weny życzę...
Pozdrawiam Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, poranek cudowny, wyobrażam sobie reakcję tych wszystkich dziewczyn podkochujących się w Dominiku jakby zobaczyły Wojtka w jego koszuli ;) oj paznokcie poszłyby w ruch... Anita też jest wkurzająca już myśli, że są razem, jej niedoczekanie... po moim...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga