poniedziałek, 16 stycznia 2017

Zbieg okoliczności - rozdział 3


Do trzech razy sztuka. Miałam publikować wolniej, ale jeszcze trzeci rozdział nie łapie się w tą regułę. Dziękuję za komentarze, cieszę się, że opowiadanie się podoba.
Za wyłapanie błędów dziękuję Verry.


Kiedy Wojtek i Lena wyszli w końcu z budynku szkoły, Dominik właśnie zamykał drzwi swojego grafitowego sportowego Nissana. Samochód wyróżniał się na parkingu szkolnym, więc co rusz musiał opędzać się od dzieciaków gapiących się przez szybę na deskę rozdzielczą i spierających się, ile faktycznie może wyciągnąć. „Dużo” – odpowiadał zawsze na tego typu pytania i kończył w ten sposób dyskusję. Wojtek miał kiedyś okazję się przejechać tym autem… Cholera, powoli zaczynało coś do niego docierać.
– Wskakuj. – Lena otworzyła drzwi jasnozielonej Renówki, wyrywając go z zamyślenia i wsiadła za kierownicę. – Odpal, moja kochana żabko – wymruczała, wkładając kluczyk do stacyjki. Wojtek też zajął miejsce i zamknął drzwi. Samochód Leny miał wiele określeń, w zależności od tego, jak się sprawował. Był dość stary, ale ona, mimo że jej ojciec proponował, iż się dołoży do kupna innego, uparła się, że na nowy zarobi sobie sama. Tak więc codziennie męczyła się z odpalaniem go, nazywając najpierw żabką, potem ropuszkiem, a w ostateczności… – Ty wstrętny ropuchu, na złom cię oddam! – O dziwo, w tym właśnie momencie silnik zaskoczył.

– Nie ma to jak siła perswazji – roześmiał się Wojtek. – A właśnie – uśmiechnął się i sięgnął po swój portfel. – Byłem wczoraj w Urzędzie Miasta i odebrałem. Patrz! – Z dumą pokazał plastikowy dokument. Wojciech Nowacki, prawo jazdy kategorii B. Zdał za drugim razem, bo za pierwszym trafił na jakiegoś wrednego typa, który za wszelką cenę chciał go oblać. Lena uśmiechnęła się. To ona namówiła go w końcu na zrobienie kursu. Na studiach cały czas się wymawiał tym, że i tak nie ma kasy na samochód, więc po co mu to.
– Gratuluję raz jeszcze. To co teraz? Rozglądasz się za jakimś autem? – zapytała, wyjeżdżając z parkingu i włączając kierunkowskaz, żeby po chwili skręcić na ulicę.
– Mam inny pomysł. Tylko muszę znaleźć jakiegoś dobrego mechanika – uśmiechnął się.

Wybrali, jak zawsze zresztą, swój ulubiony pub tuż obok ich starej uczelni. Często przychodzili tu jako studenci, a i potem sentyment został. Pub nazywał się ”Karton” i trochę wyglądał jak karton – zwykły prostokątny budynek, pomalowany na taki właśnie tekturowy kolor, a na fasadzie były nawet prążki. Weszli i od razu skierowali się do baru, za którym akurat stał ich znajomy. Wieczny student – Kacper. Mimo że Wojtek zaczął pierwszy rok, kiedy on był już na drugim, to skończył swój kierunek przed nim. Kacper dopiero teraz próbował przebrnąć przez piąty.
– To co zawsze? – zapytał, biorąc do ręki kufel.
– Dla niego tak. – Lena nie dała Wojtkowi dojść do głosu. Wiedziała, że procenty trochę rozwiążą mu język. – A dla mnie bezalkoholowe. Prowadzę – wyjaśniła, widząc zdziwioną minę Kacpra.
Po chwili, już ze szklankami w rękach, usiedli przy jednym ze stolików. Lokal nie był zbyt duży, wydawał się też dość ciemny przez małą liczbę okien i przytłumione światło. Spory bar, kilka drewnianych stołów, wzdłuż których stały ławki z oparciami, kilka mniejszych stolików z krzesłami. Nie było to zdecydowanie miejsce na randkę, ale na przyjacielskie pogaduszki przy piwie – jak najbardziej.
– No więc? – zapytała Lena, widząc, że Wojtek nie jest zbyt skory do rozmowy. – Jesteś gejem? – ściszyła głos, bo mimo że o tej porze nie było zbyt wielu osób, nie chciała, żeby ktoś ich podsłuchał.
Wojtek przechylił kufel i wypił duszkiem kilka łyków. A potem jeszcze kilka.
– Chyba tak – westchnął i przymknął oczy.
– Ale jak? Kiedy? Przecież rano jeszcze stanowczo zaprzeczałeś. – Lena zastanowiła się chwilę. Wojtek przecież też miał okienko. Może znowu poszedł gdzieś na kawę i … – Poznałeś kogoś? Poznałeś, prawda? – zapytała podekscytowana.
– Nie, to nie tak… – Wojtek myślał przez chwilę, patrząc w puste dno kufla. Gdyby Dominik nie zaciągnąłby go dzisiaj do tego kibla, nadal by zaprzeczał i twierdził, że woli dziewczyny. A wyszło na to, że wcale nie. I wiedział, że to dotyczy nie tylko jego. Już kiedy byli na parkingu, przypomniał sobie pewną sytuacją. To był chyba drugi tydzień stażu, gdy Dominik zaprosił go na kawę. Oczywiście chętnie się zgodził, lubił poznawać nowe osoby, poza tym wiedział, że z nim będzie się przecież widywał przez cały rok szkolny. Uznał, że fajnie byłoby tutaj mieć, oprócz Leny oczywiście, jeszcze dobrego kolegę. Pojechali wtedy do jednej z bardzo fajnych kafejek w galerii i na początku było całkiem miło. Dominik pytał go o różne rzeczy, on też dowiedział się czegoś o nim, aż w końcu padło pytanie:
– Pójdziesz ze mną jutro jest mecz koszykówki? Mam dwa bilety.
Wojtek już miał odpowiedzieć, że jasne, lubi koszykówkę, ale coś mu się przypomniało.
– Nie mogę. Umówiłem się już z Leną, obiecałem, że pójdę z nią do kina, bo jutro jest premiera…
– Dobra, nieważne, nie było pytania – Dominik zmienił ton. I od tamtego momentu przestało być miło. Zaczął robić jakieś złośliwe, a czasami nawet tak chamskie uwagi na temat jego i „jego dziewczyny”, że w pewnym momencie Wojtek po prostu wstał, zapłacił za swoją kawę i wyszedł. Kiedy następnego dnia spotkali się w szkole, wiedział już, że w kawiarni to był dopiero przedsmak tego, jak bardzo wredny potrafi być Dominik. Zaczął go traktować po prostu podle, nie odmawiając sobie złośliwości nawet przy innych. Czarę goryczy przelał moment, kiedy zrobił tę sugestię na temat ich nazwisk, przez co zaczęły się idiotyczne plotki o ich rzekomym związku. Wojtek praktycznie go wtedy znienawidził. Nie wiedział, o co mu chodzi, nie rozumiał… Zrozumiał dopiero dzisiaj. Wtedy, w kawiarni, Dominik chyba proponował mu… randkę.
– Wojtek… – Lena zamachała mu ręką przed oczami i postawiła mu pod nos drugi kufel piwa. Przez kolejne kilka minut nie odzywała się, chciała dać mu czas na uporządkowanie myśli.
– To nie tak, że kogoś poznałem. Ja, no… Ja to już po prostu wiem – stwierdził, choć doskonale zdawał sobie sprawę, że to kiepskie wyjaśnienie. Ale co miał powiedzieć? Że Dominik zrobił mu dobrze w kiblu i wtedy to poczuł? Że na faceta zareagował lepiej niż na wszystkie dziewczyny razem wzięte, z którymi się spotykał? Oczywiście, że takie rewelacje musiał zachować dla siebie, mimo iż zazwyczaj mówili sobie wszystko. Pociągnął kolejny łyk piwa. Wiedział, że zaraz będzie musiał poruszyć jeszcze jeden temat, nad którym zastanawiał się już w samochodzie. Ona musiała wiedzieć i przestać sobie w końcu robić nadzieję. – Lenka, posłuchaj. Naprawdę musisz dać sobie spokój z Dominikiem – zawahał się, kiedy spojrzała na niego zdziwiona. – Ja… ja mam takie przeczucie, że on też jest gejem – wyszeptał, odwracając lekko wzrok. Nie chciał, żeby wyczytała coś w jego spojrzeniu.
– Nie wydaje mi się. – Lena pokręciła lekko głową. – Pamiętasz otwarcie tej nowej restauracji na Starówce? Byłam tam z rodzicami i… – Zaczerwieniła się lekko. – Widziałam go z jakąś kobietą. Była naprawdę ładna. Najpierw się o coś sprzeczali, ale potem on ją chyba czymś przekonał, bo zaczęła się uśmiechać. I zapłacił rachunek, kiedy wychodzili, więc… To pewnie jego dziewczyna – stwierdziła.
Wojtek westchnął. Nawet, jeżeli to była prawda, to jego przyjaciółka i tak powinna go sobie odpuścić. Dominik jest gejem. Albo przynajmniej jest biseksualny. Żaden w pełni heteroseksualny mężczyzna nie włożyłby innemu ręki do gaci, żeby doprowadzić go do orgazmu. Znów poczuł zażenowanie, ale po chwili coś sobie i uświadomił i aż się roześmiał.
– Lenka? A ty chociaż pamiętasz, co wtedy jadłaś? Czy całą kolację gapiłaś się na nich i ci umknęło? –  zapytał, przez co zaczerwieniła się jeszcze bardziej i kopnęła go pod stołem w kostkę. – Ała… Za co to? – jęknął, jednocześnie nadal się śmiejąc.
– Za to, że czasami potrafisz być tak zgryźliwy jak on. – Nie powiedziała jaki on, ale dobrze wiedzieli, kogo miała na myśli.
– Oj, daj spokój. Ale wiesz co? Mam propozycję nie do odrzucenia. Jak jutro przez cały dzień nie usłyszę od ciebie słowa „Dominik”, stawiam dużą pizzę. Co ty na to? – Wojtek odstawił pusty kufel na stół.
– Możesz już szykować kasę. – Lena podniosła się i po chwili oboje zaczęli zakładać kurtki, zbierając się do wyjścia.

Kolejny tydzień minął spokojnie. Lena wygrała zakład, więc zabrał ją do pizzeri i spędzili miło wieczór. Poza tym w szkole starał się unikać Dominika jak tylko mógł. Ta sytuacja była dziwna, na dodatek co pewien czas ogarniała go na niego wściekłość. Jak on mógł to zrobić w toalecie dla uczniów, gdzie w każdej chwili ktoś mógł ich nakryć?! Byli do cholery nauczycielami, to do czegoś zobowiązywało. Zresztą… Jak on w ogóle mógł to zrobić! Bezczelny idiota. Tylko raz naszła go myśl, co by było, gdyby wtedy poszedł z nim na ten mecz, jak to wszystko by się skończyło, ale szybko przerwał te rozważania, wmawiając sobie, że na pewno źle.

Nadszedł czwartek. Tego dnia miał dyżur na korytarzu, a raczej w holu na parterze. Podczas długiej przerwy zauważył, że jakaś kobieta otwiera drzwi i wchodzi z wózkiem. Jego uwagę zwróciło, że była młoda i bardzo ładna. Czarne włosy lekko za ramiona, ciemne oczy, drobna budowa ciała. Dziecko zaczęło płakać, więc wyjęła je z wózka i zaczęła kołysać. Po chwili rozejrzała się, jakby kogoś szukając, zanim jednak Wojtek zdążył podejść, sama ruszyła w jego stronę.
– Przepraszam, ja szukam Dominika Nowackiego – powiedziała, próbując uspokoić płaczącego malucha. Wydawała się być bardzo zdenerwowana.
– Zaraz sprawdzę, czy ma teraz zajęcia, bo pewnie jest…
– Pan Dominik jest na sali gimnastycznej – odezwała się jedna z uczennic siedzących na schodach. Kobieta nagle wzbudziła ich zainteresowanie, były ciekawe, co chciała od „ich Dominika”, jak go między sobą nazywały.
– Ania – Wojtek złapał wzrokiem jedną ze swoich uczennic  – pójdź, proszę, i…
– Ja pójdę! – Wysoka blondynka z gimnazjum podniosła się z uśmiechem na ustach, zabierając ze schodów swoją torbę . Wojtek nie wiedział, jak ma na imię, nie miał z tą klasą zajęć.
– Dobrze, tylko… Nie, czekaj! – Zatrzymał ja i zwrócił się do kobiety z dzieckiem. – Przepraszam, pani godność? Żeby wiedział, kto pyta.
– Daria Nowacka.
W jednej sekundzie wszystkie głowy w holu obróciły się w tę stronę. Wojtek, w przeciwieństwie go gimnazjalistek, starał się nie okazywać zdziwienia, ale to było trudne.
– No leć, na co czekasz – powiedział do blondynki, która stała z otwartymi ustami. – A wy spróbujcie tylko to nagrywać, to nie zobaczycie swoich telefonów przez całą resztę dnia – zwrócił się do reszty gimnazjalistek, najwyraźniej bardzo zainteresowanych dalszym rozwojem wydarzeń i już wyciągających komórki z toreb. Dobrze wiedział, co zamierzają. Teraz to już prawie wszystko było filmowane i wrzucane na Facebooka. – Nie żartuję – powtórzył stanowczo, gdy jedna głupkowato się uśmiechnęła.

Dominik przyszedł dosłownie chwilę później, ale i tak został uraczony niezbyt miłym przywitaniem.
– Mógłbyś czasem odbierać telefon! – Daria wyglądała na wyprowadzoną z równowagi. – Dzwonię pół dnia. Przytrzymaj Filipa. – Oddała mu go na ręce i sięgnęła do torby w wózku, wyjmując z niej jakieś dokumenty. – Są już podpisane, ale mój prawnik…
– Daria, to nie miejsce... – syknął, bo powiedziała to zdecydowanie za głośno. – Zresztą, muszę to przejrzeć na spokojnie – mruknął, kiedy zabrała dziecko z powrotem i ułożyła w wózku. Zaproponował, żeby wyszli na zewnątrz, bo wzbudzali zbyt duże zainteresowanie, a  nie miał zamiaru robić widowiska. – Po lekcjach do ciebie podjadę, dobra? – Kiedy pokiwała głową, otworzył jej drzwi i przytrzymał, żeby mogła wyjechać z wózkiem, a potem wyszedł razem z nią. W jednej sekundzie w holu zaczęło wrzeć od spekulacji. Zrobił się hałas, jakby ktoś wpuścił cały rój pszczół. Nikt co prawda nie słyszał pełnej rozmowy, ale każdy widział sytuację. Jakaś pani Nowacka, dziecko, papiery, prawnik… To była sensacja dnia!
– Dominik, przepraszam, ale nie odbierałeś, a ja do jutra musze złożyć te dokumenty. Gdyby jeszcze tata był na miejscu, ale jest w Warszawie, a mama z Dorianem pojechała do lekarza. Niepotrzebnie na ciebie nakrzyczałam, ale ja po prostu nie wyrabiam już nerwowo… – Daria spojrzała na niego z rezygnacją na twarzy. Szli w stronę bramy.
– Wiem, nic się nie stało. – Objął ją pocieszająco ramieniem, co nie umknęło uwadze kilku ciekawskich par oczu. Po chwili zmarszczył brwi i rozejrzał się po parkingu.. – Chyba nie przyjechałaś tu samochodem? – Daria, w stanie takiego zdenerwowania, nie powinna była wozić nawet sama siebie, a co dopiero Filipa.
– Jasne, że nie. – Sięgnęła do torebki, szukając telefonu i chcąc zadzwonić po taksówkę, ale Dominik ją uprzedził. Wiedział, że powinien wracać na lekcję, ale chciał poczekał razem z nią. Kiedy w końcu taksówka podjechała, Daria zabrała nosidełko i przypięła je pasami, a on złożył wózek, wrzucił go do bagażnika i podał kierowcy adres. – Trzymaj się. – Cmoknął ją w policzek i zamknął drzwi samochodu. Odwrócił się w stronę szkoły. Musiało być już dawno po dzwonku, skoro nikogo nie było przed budynkiem, ale przecież nie mógł zostawić swojej siostry w takim stanie. Zacisnął rękę na dokumentach. Najchętniej dorwałby tego skurwiela i tak go skopał, że nie wstałby przez kilka dni. Blokowała go jedynie świadomość, że to tylko pogorszyłoby sprawę.

Nie mógł się kompletnie skupić na prowadzeniu zajęć. W końcu dał chłopakom z piątej B piłkę „do nogi” i pozwolił po prostu grać. W tym czasie próbował przejrzeć te papiery. Ogarnęła go złość, gdy zobaczył fragment z roszczeniami byłego faceta swojej siostry. Wcześniej w ogóle nie interesował się nią ani dzieckiem, aż nagle pojawił się z jakąś panią prawnik u boku i zażądał opieki nad Filipem. Twierdził, że ma lepsze warunki, bo skoro jest żonaty, to może zapewnić swojemu synowi pełną rodzinę. Dominik i ojciec poruszyli wszystkie swoje kontakty, żeby się dowiedzieć, o co mu może chodzić. Oczywiście wiedzieli, że te roszczenia są bezpodstawne i sąd nigdy nie odda mu dziecka, ale Darię tak to zdenerwowało, że była na skraju załamania. Filip był całym jej życiem. Tłumaczenie prawników i wsparcie rodziny trochę ją uspokoiło i przez dłuższy czas było nawet dobrze, ale jutro mijał termin składania dokumentów, więc dziś znów dopadł ją stres. Kiedy w końcu rozległ się dzwonek na przerwę, Dominik wstał i ruszył w stronę gabinetu dyrektora. Daria nie powinna być teraz sama. Nigdy wcześniej nie prosił o zwolnienie z lekcji, więc raczej nie powinno być problemu z uzyskaniem zgody.

Wojtek wracał do domu autobusem. Głowę miał opartą o szybę i wgapiał się w umykający krajobraz za oknem. Myślał o dzisiejszej sytuacji. Kim była ta kobieta? Oczywiście uczennice nie mogły się powstrzymać przed plotkowaniem, ale on nie miał już piętnastu lat, żeby tworzyć jakieś dziwne teorie. Ta Daria, ona była raczej bardziej zdenerwowana niż zła o coś na Dominika. Jeszcze to podobieństwo. Musiała być kimś z rodziny. Może siostra? Nie miał pojęcia, czy Dominik ma rodzeństwo, tak naprawdę w ogóle go nie znał. Piszczący dźwięk, sygnalizujący zamykające się drzwi, wyrwał go z zamyślenia. Aż skoczył, kiedy zorientował się, że to jego przystanek. Na szczęście kierowca otworzył mu je ponownie, mrucząc coś tylko pod nosem, żeby następnym razem nie zasypiał.
Ledwie zdołał przekroczyć próg domu, gdy został zaatakowany słowotokiem. Poza „dobrze, że już jesteś”, usłyszał, że obiad ma na kuchence do odgrzania, tylko niech nie przypali gołąbków, jak pranie się skończy, to ma je powiesić, ale najpierw ładnie strzepnąć, a nie tak jak ostatnio i… i tego ostatniego nie zrozumiał, bo pani Nowacka właśnie ubierała ozdobny szal.
– Mamo, gdzie ty idziesz?
– Przecież mówiłam ci wczoraj, nie pamiętasz? Jak zwykle mnie nie słuchasz. W pracy mamy pożegnanie Reni Kwiatkowskiej, była kilka razy u nas, na pewno ją znasz. Odchodzi na emeryturę. – Pani Nowacka jeszcze raz przejrzała się w lustrze i uśmiechnęła się do niego.
Wojtek tylko westchnął. Jasne, że niby znowu nie słuchał… Jakby z takiego słowotoku dało się wychwycić wszystkie istotne informacje.
– No, to ja lecę. Pamiętaj o tym naszym nowym lokatorze, powinien być około wpół do szóstej – powiedziała i chwytając płaszcz oraz torebkę, wybiegła z domu, żeby nie spóźnić się na autobus.
– Jakim lokatorze? – Głos Wojtka odbił się o zamknięte już drzwi. Znowu o czymś nie wiedział? Owszem, jakiś rok po śmierci ojca przebudowali część domu tak, aby był tam pokój, który będzie można wynajmować i zrobili nawet osobne wejście, ale zwykle mieszkali tam studenci, a rok akademicki przecież jeszcze się nie zaczął. No nic, dochodziła dopiero szesnasta. Do tego czasu mógł spokojnie zjeść obiad i zająć się tym, o czym myślał od wczoraj. 
Drzwi garażu zachrobotały, gdy je otwierał. Już dawno nikt ich nie używał, wchodzili tu tylko od strony domu. Podszedł do stojącego na środku dużego, nieregularnego kształtu i zdjął plandekę. Samochód. Stara terenówka ojca. Gdzieniegdzie zardzewiała, w kilku miejscach mocno ubłocona, ślady były widoczne nawet po latach. Niestety, jej największym mankamentem było to, że nie chciała odpalić. Wojtek kiedyś próbował coś zrobić, ale nie znał się na tym. Tu było potrzeba jakiejś złotej rączki. I szlaufu. Albo raczej wiadra z mydlinami, bo sam tego raczej nie wypchnie na podwórko.
– Hej, jest tam ktoś? – usłyszał od strony furtki. Naprawdę, czy ludzie nie umieli skorzystać z dzwonka? Wyszedł przed garaż i zobaczył wysokiego chłopaka z workiem zarzuconym na plecy. Obok niego, na chodniku, leżały jeszcze torby. To pewnie ten nowy lokator, choć w takim razie był o wiele za wcześnie. Dał mu znak, żeby po prostu wszedł, furtka nie była zamknięta.
– Cześć, jestem Czacha! – Chłopak podszedł i rzucając obok swoje bagaże, wyciągnął rękę. Miał długie do ramion jasnobrązowe, kręcone włosy, a szare oczy przyglądały się wszystkiemu wokół z zainteresowaniem. Ubrany był w czarną skórzaną kurtkę, powycierane dżinsy i glany. Wyglądał jak typowy metal.
– Wojtek, miło mi, tylko sam widzisz, że moje ręce są ubrudzone, więc... – nie zdążył dokończyć, bo Czacha chwycił jego dłoń i nią potrząsnął. A po chwili aż wybałuszył oczy i wystrzelił w stronę garażu. – To twoje? – usłyszał zza drzwi.
– E, no w sumie tak, a co? – Wojtek też podszedł w stronę pomieszczenia. Ten nowy lokator był bardzo bezpośredni i chyba w ogóle nie przejmował się tym, że wbiegł tam bez zaproszenia.
– Czad, chłopie. Ale czemu to takie brudne? I czemu chciałeś to cudeńko myć tym? – Wskazał na wiadro z gąbką w środku. – To trzeba potraktować szlaufem.
– Jak jesteś taki mądry, to wypchnij „to cudeńko” na zewnątrz, bo nie da się uruchomić silnika – mruknął Wojtek i wzruszył ramionami.
– Sam może nie, ale we dwóch damy radę. No chodź! – przywołał go, zdjął kurtkę i oparł się rękami o tył samochodu.
Po kilku próbach wreszcie udało im się wytoczyć terenówkę na podjazd.
– Dzięki, eee… Czacha.
– Żartowałem z tym „Czachą”. Michał jestem.

11 komentarzy:

  1. Uuu szykuje nam się trójkąt emocjonalny? ;)
    Miło że rozdziały tak szybko dodawałaś, pewnie każdy się zdziwi jak to powiem, ale! Mam wrażenie że ogólnie akcja bardzo szybko się posuwa do przodu, w sensie przykładowo zamiast nas rozdzialem przytrzymać -kto to Daria to już szybko dajesz odpowiedzi, ale może właśnie o to chodzi by opowiadanie było szybkie, ale by się chciało nim rozkoszować dłużej <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może masz rację, z tą Darią chciałam poczekać, ale tak jakoś mi pasowało. Ja od siedmiu lat nie mogę skończyć jednego fanfika (jak to brzmi, nie?), więc tu nie zamierzam tak przeciągać akcji. Nie chcę tasiemca. Tym bardziej, że jedno będzie mieć wpływ na drugie.

      Inaczej.Tak, w sumie na pewno masz rację, akurat Darię mogłam przetrzymać do następnego rozdziału. Ale już za późno :)

      Dzięki za komentarz ;)

      Usuń
  2. Ja tam się cieszę że akcja jest wartka :) Ciekawe kim jest ten Michał, oprócz wiadomego że to współlokator :) Będą razem grzebali w samochodzie to napewno zbliżą się do siebie 😆 Dominik będzie zazdrosny haha 😄 Super, nie mogę się doczekać co będzie dalej :) Dziękuję i pozdrawiam 😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może nawet będzie :D Nic nie mówię :P Dzieki za komentarz.

      Usuń
  3. Podoba mi się pisz dalej;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Skradłaś mi serce tym opowiadaniem. Zakochałam sie w Wojtku i Dominiku, choć w Dominiku troszkę bardziej. Mój typ :) I jeszcze nauczyciele. Będa musieli bardzo uważać, bo wiadomo, jak to w Polsce. Choć obstawiam, że kiedyś jednak się wyda. Bo zakładam, że będą razem, jakoś tak mi do siebie pasują. I te dogryzanie Dominika. Uwielbiam!

    Czy ja dobrze widzę, że nie masz bety? No jak ty tak piszesz bez bety, to naprawdę szacunek. Poza tym masz świetny, lekki styl. Już go kocham.

    Czekam na następne rozdziały, bo już uwielbiam to opowiadanie.

    Asiek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, w Polsce to faktycznie, zwłaszcza teraz, muszą uważać :) Ciesze się, że tak ci się spodobały postacie.
      Tak, nie mam bety, ale chyba muszę sobie jakąś znaleźć :)
      Dzięki za komentarz.

      Usuń
  5. Hej,
    wspaniale, coraz ciekawiej się tutaj robi... teraz Wojtek przypomniał sobie tamtą kawę z Dominikiem, ciekawe co by było gdyby... współlokator, och coś czuję, że Dominik może być zazdrosny...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    wspaniale, postacie wspaniale ukazujesz, teraz toWojtek przypomniał sobie tamtą kawę z Dominikiem, i...  ciekawe co by było gdyby... Dominik może być bardzo zazdrosny o tego współlokatora...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    wspaniały rozdział, wspaniale ukazujesz tutaj postacie, no yo teraz Wojtek przypomniał sobie tamtą kawę z Dominikiem, i to zastanawianie się co by było gdyby... Dominik to może być teraz bardzo zazdrosny o tego współlokatora Wojtka...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń