wtorek, 4 lipca 2017

Zbieg okoliczności - rozdział 16

Nie wiem, co napisać po tak długiej nieobecności. Po prostu czasami tak się zdarza i chyba to musi wystarczyć za odpowiedź.
Wszystkim dziękuję za komentarze i tych, którym nie znudziło się jeszcze czekanie, zapraszam na rozdział 16.


Wczorajszego dnia Wojtek długo rozmawiał z Alanem. Dowiedział się między innymi, że Dominik odwiedził go na lodowisku i kazał się odczepić. To musiało być wtedy, kiedy okłamał wszystkich, że idzie do punktu medycznego. Alan wydawał się być tym faktem rozbawiony, ale Wojtek poczuł się jakoś tak… Przecież gdyby Dominikowi nie zależało, nie rozmawiałby z nim, bo i po co? Wypiłby gorąca kawę, mając resztę w nosie. Ale najwyraźniej nie miał.
Alan pytał jeszcze o kilka rzeczy, między innymi jak się udał pierwszy raz, ale tu Wojtek, widząc emotikonkę z przymrużonym okiem, w podobnym tonie kazał mu iść w cholerę. I cała ta rozmowa byłaby naprawdę bardzo fajna, bo Alan ciągle go rozśmieszał, gdyby nie ostatnia wypowiedź.
Wyszedł wtedy po zakupy dla mamy i przy okazji wstąpił do apteki po tę maść, którą polecał Dominik. Głupio mu było o nią zapytać, tym bardziej, że w kolejce stało poza nim sporo osób, ale w końcu uznał że i tak lepiej być narażonym na głupkowate uśmieszki, nawet gdyby ktoś poza farmaceutką kojarzył nazwę, niż ten ból tyłka. Tym bardziej, że już wcześniej w supermarkecie wrzucił do koszyka paczkę kondomów. Naprawdę miał nadzieję, że z jego relacji z Dominikiem wyjdzie coś więcej, a na samo wspomnienie tego, gdy się kochali, czuł dreszcze przyjemności. Chciał to powtórzyć. I to nie tylko raz.

Kiedy wrócił, Alana już nie było na czacie, za to była wiadomość od niego.
„Jeżeli ten Dominik okaże się dupkiem, przyjedź do mnie. Praga jest bardzo ładna zimą. I, jak już ci napisałem, wtedy zagramy na poważnie”.
I tu go coś tknęło. Alan wcześniej napisał to na kartce dołączonej do łyżew, owszem, ale wówczas był przekonany, że chodzi o tylko i wyłącznie hokej. A teraz… Teraz już niekoniecznie było to takie oczywiste.
W końcu, mając mętlik w głowie i uznając, że pomyśli nad wszystkim jutro, położył się do łóżka. Miał nadzieję, że odeśpi te dwa dni, które wywróciły jego świat do góry nogami.

Wysiadł na przystanku kilka minut po siódmej. Specjalnie przyjechał wcześniej, bo musiał coś załatwić, a samochód nadal nie miał jeszcze przeglądu. Ziewnął, poprawiając torbę na ramieniu i rozejrzał się dookoła. Był naprawdę zaskoczony, kiedy zobaczył wjeżdżające na parking auto Dominika.
–  Ty, tutaj? O tej porze? – zapytał, podchodząc bliżej.
– Muszę zanieść zwolnienie, a wolałem nie natrafić na tłumy ciekawskich. – Dominik wskazał na swoje podbite oko. Wczoraj załatwił sobie L4 od znajomego lekarza, więc miał co najmniej tydzień wolnego. – A ty? – zapytał. – Masz jeszcze trochę czasu do lekcji, a mi przydałoby się coś, co złagodzi skutki –  dodał, nie czekając nawet na odpowiedź.
– Idę do biblioteki – Wojtek wskazał budynek naprzeciwko – muszę czegoś poszukać – poinformował Dominika, który uniósł powątpiewająco brew. Westchnął zirytowany, widząc tę minę. Czy ten facet nie mógł mu choć raz uwierzyć na słowo? Naprawdę potrzebował jednej książki. Był trochę do tyłu z pisaniem z pracy licencjackiej dla jednego ze studentów filologii polskiej. Co roku brał takie zlecenia, bo zawsze, jakby nie było, wpadały jakieś pieniądze. Tyle że akurat ten student miał bardzo upierdliwego promotora, bo czepiał się o każdy szczegół i ciągle domagał się odniesień do coraz to kolejnych pozycji literatury, której za cholerę nie można było znaleźć w internecie. W bibliotece uniwersyteckiej też nie, ale tu akurat się nie zdziwił. Przez pięć lat zdążył przywyknąć, że tam zwykle wszystko, co było mu potrzebne, wyświetlało się w komputerze na liście z adnotacją: „niedostępne”. W bibliotece, w której pracowała jego mama – to samo Poza tym trafił na beznadziejny temat. O poezji. Nigdy nie przepadał za poezją. Zawsze irytował się, kiedy jego stara nauczycielka od języka polskiego pytała, co poeta miał na myśli. A skąd miał do cholery wiedzieć, co ktoś, zwykle żyjący wieki temu, miał na myśli? Mógł się jedynie domyślać, ale nie wiedzieć tego na pewno i jeszcze to komuś udowadniać. Nie znosił skostniałych form nauczania, choć gdyby to powiedział sześć lat temu na egzaminie wstępnym na studia, raczej by się na nie dostał. Na szczęście nie musiał. Wtedy obowiązywał ich tylko konkurs świadectw maturalnych. A to miał bardzo dobre. Poza tym, posiadał naprawdę dużą wiedzę na temat literatury, a i językowo radził sobie świetnie. Językowo. Kurwa! Czy przez cholernego Dominika i to, co robił mu właśnie językiem, będzie miał teraz takie głupie skojarzenia? Prychnął pod nosem i zarzucił sobie torbę na ramię.
W bibliotece jak zwykle siedziała zaczytana w jakichś romansidłach kobieta w okularach jak denka po słoikach. Z tego, co wiedział, miała na imię Katarzyna i nie znosiła, gdy ktoś mówił do niej: „pani Kasiu”. Miało być Katarzyna i już. Żadnych zdrobnień. Ta kobieta była typową bibliotekarką ze szkolnych żartów. Stara panna, pilnująca bezwzględnie wszelkich zasad panujących w bibliotece i nie znosząca, gdy ktoś nie odstawił książki na miejsce. Pewnie dlatego jedyne romanse, które przeżywała, to te w książkach. Wojtek pomyślał, że chyba zdążyła już przetrząsnąć większość półek z takim typem literatury, bo ostatnio zauważył, jak trzymała w rękach te z tak zwanej niższej półki, pisane chyba tylko po to, żeby znudzone mamusie lub zaniedbywane żony miały się czym ekscytować. On sam kiedyś, praktycznie zmuszony przez swoją dawną dziewczynę, przeczytał kawałek jednego z takich bestsellerów i aż się chwycił za głowę, widząc tę grafomanię. Powiedział wtedy stanowczo, że więcej tego nie tknie. Dziewczyna, już nawet nie pamiętał, jak miała na imię, bo spotykali się może ze dwa tygodnie, obraziła się wtedy na niego śmiertelnie, więc od razu dał sobie z nią spokój. Lubił mieć z kim porozmawiać na temat książek. Dobrych książek.
– Dzień dobry – powiedział tylko i od razu poszedł w stronę działu z opracowaniami poezji.
Miał nadzieję, że znajdzie tu to, czego szuka i skończy pisać w końcu ten rozdział pracy. Tym bardziej, że czekały już kolejne zlecenia. 
Przeszukał prawie cały regał, ale nigdzie nie natknął się na opracowanie, więc zaczął rozglądać się za czymś, co choć trochę mogłoby mu pomóc.
– Masz już tę cholerną książkę? – usłyszał i aż podskoczył, zaskoczony. Kilka zakurzonych tomów, które trzymał w rękach, spadło na podłogę, a zaraz potem poczuł na szyi ciepły oddech. Dominik stał tuż za nim.  – Długo jej szukasz.
– Nie mam, a ty teraz wcale nie pomagasz – westchnął, jednak nie odepchnął Dominika. To było dość ryzykowne, bo choć biblioteka była zwykle o tej porze pusta, zawsze jednak ktoś mógł się w niej pojawić lub nagle mogła ich nakryć bibliotekarka i wtedy miałaby romans na żywo. Tylko z tego zaraz wybuchłby jeden wielki skandal.
– Sama moja obecność powinna już wpływać na ciebie pozytywnie… – Dominik pocałował go w kark i odwrócił w swoją stronę, kładąc ręce w miejscu, gdzie kieszenie dżinsów łączyły się z paskiem. Po chwili uniósł brwi ze zdziwienia, gdy coś wyczuł. Nie pytając o pozwolenie, wyciągnął „to coś” z małej kieszonki. – No, no… – uśmiechnął się, trzymając między dwoma palcami prezerwatywę. – Wiesz, skoro i tak nikogo tu nie ma… – pochylił się i pchnął Wojtka na regał, zbliżając swoją twarz do jego.
– Przestań! – Wojtek odepchnął go lekko i wyrwał z dłoni kondom, chowając go z powrotem. Rozejrzał się dookoła, upewniając się, że nikogo nie ma w pobliżu.
– Nie mam zamiaru – Dominik wsunął mu ręce pod koszulę, muskając opuszkami palców ciepłą skórę pleców. – Do tego działu i tak nikt nie przychodzi. Widzisz ten kurz na książkach?
– Jakoś ja przyszedłem, jakbyś nie zauważył.
– Ale ty jesteś polonistą, więc to mówi samo za siebie. Myślisz, że ktokolwiek inny chciałby czytać – chwycił pierwszą lepszą książkę – „Magia poezji. O poetach polskich dwudziestego wieku” – przeczytał tytuł.
– A żebyś wiedział! – Wojtek zirytował się.
Fakt, sam nie przepadał za poezją, ale było wiele zainteresowanych osób tym tematem. Owszem, to była biblioteka licealna i jak już był gdzieś ruch to w dziale z fantastyką czy horrorami, ewentualnie romansami, ale to nie prawda, że nikt nie czytał innych rzeczy. Sam, studiując pięć lat filologię polską, zdołał się przekonać, że w niektórych opracowaniach jest dużo ciekawych rzeczy. Upadały też różne mity, wmawiane uczniom w szkołach. Miał świetnego profesora prowadzącego wykłady z „Romantyzmu”, który bardzo ciekawie opowiadał o faktach z życia Mickiewicza czy Słowackiego. Spotkania wesołej humanistycznej gromadki, jeden kieliszek wypijany za jeden wers…
– To może ja też powinienem napisać ci wierszyk? Co? – Dominik pochylił się. – Czekaj, daj mi się chwilę zastanowić… – Przygryzł wargę. – Na górze róże, na dole ciemno, lubię jak jęczysz, gdy jesteś pode mną – uśmiechnął się rozbawiony swoim nagle odkrytym talentem rymotwórczym. – Może być?
–  Jesteś idiotą – westchnął Wojtek, ale kąciki jego ust się uniosły. Wymyślić coś takiego na poczekaniu… Cały Dominik. – Mogę zaraz złożyć coś lepszego – przekrzywił lekko głowę, patrząc na niego. – A potem opublikuję z dedykacją.
– Sugerujesz, że odważyłbyś się na to? – Dominik przyciągnął go do siebie. Chyba jego twórczość się spodobała, a przynajmniej tak wynikało z jego reakcji. – Jak, skoro pocałowanie w bibliotece przystojnego faceta to już za duże wyzwanie?
– Nie wiem, skąd pomysł, że jesteś przystojny – mruknął Wojtek, ale jednocześnie zaplótł mu ręce na karku. Zdał sobie sprawę, że i tak, jeżeli ktoś będzie miał zamiar tu przyjść, usłyszą wcześniej kroki.
– Mama mi powiedziała. Możesz też zrobić ankietę w skali od jednego na dziesięciu. – Dominik pocałował go, zaciskając ręce w pasie i nie pozwalając się ruszyć. – Stara Matysiakowa da mi dziesiątkę, ta bibliotekarka też, widziałem, jak się dzisiaj gapiła. Do tego Aneta i twoja dziewczyna. No dobra, była dziewczyna – poprawił się, widząc wzrok Wojtka, ale lubił go tym irytować.
– Może ktoś, komu zaszedłeś za skórę, da ci jedynkę – stwierdził Wojtek z przekąsem, ale chętnie oddawał pocałunki. To było takie przyjemne i ekscytujące. – Poza tym weź pod uwagę, że z tym podbitym okiem twoje akcje spadają.
  – Myślisz? Może… – Dominik, gdy w końcu oderwali się od siebie, udał, że się nad tym poważnie zastanawia. Obaj byli zaczerwienieni i mieli lekko opuchnięte usta. – A ty ile byś mi dał?
– A bo ja wiem… – Wojtek przymrużył oko, jakby dopiero teraz oceniał twarz i sylwetkę Dominika. – Może pięć na dziesięć?
Parsknął śmiechem, kiedy Dominik prychnął.
– Co, twoje ego zostało zdeptane? – zapytał, masując rękami króciutkie włoski na jego karku. Sam nie wiedział dlaczego, ale takie droczenie się z Dominikiem sprawiało mu dużo przyjemności. Może chodziło o to, że nie zaczęli normalnie? Wcześniej było po prostu dokuczanie sobie na wszelkie możliwe sposoby. Choć, jakby tak się zastanowić, tak właśnie zaczynały dzieciaki w podstawówkach. Uczniowie jego klasy też dokuczali dziewczynom. Mieli dopiero po dziesięć lat, więc te bardziej wymyślne sposoby dopiero przed nimi, ale widział nie raz, jak ciągnęli je za włosy czy rzucali karteczki z niezbyt udanym karykaturami. A to odstające uszy, a to za długi nos czy krzywe nogi. Dzieci w tym wieku dorastały i to było normalne, tak samo, jak dokuczanie sobie.
Oni z Dominikiem byli więc jak takie dzieci. Byle sobie dogryźć. Oczywiście Wojtek zdawał sobie sprawę, że ten drań był cholernie przystojny, miał perfekcyjne ciało, idealne rysy twarzy. Te jego ciemne oczy, które robiły mu z mózgu sieczkę, gdy tak na niego patrzył, usta, które chciało się całować. Nawet głos miał pociągający. Więc biorąc to wszystko pod uwagę, nie bardzo umiałby narysować jego karykaturę. Co innego, gdyby miał opisać charakter. Tu już mógłby stworzyć dość długi esej na temat złośliwości, bezczelności i przerośniętego ego. Choć to ostatnie, miał ostatnio wrażenie, że jest tylko przykrywką. Bo Dominik potrafił być inny. Kiedy się kochali, nie było na jego twarzy ani cienia złośliwości. Starał się być delikatny i robił wszystko, żeby sprawić mu przyjemność.
– Nie, Wojtuś. – Dominik przygryzł jego wargę, a po chwili przesunął się ustami na ucho. –  Ale dzięki temu już wiem, jaką robisz minę, kiedy kłamiesz – szepnął.
– Jesteś nienormalny. – Wojtek uśmiechnął się lekko.
Chwycił Dominika za włosy i wbił się w jego usta. To wszystko… To było to, czego chciał, na co czekał. Było idealnie. Zawsze śmiał się z tak zwanych motylków w brzuchu, a teraz miał wrażenie, że to mrowienie jest idealnym odzwierciedleniem tych wszystkich opisów. Nie chciał wypuszczać Dominika z ramion. To było coś tak fantastycznego, że chciał w tym po prostu trwać. Kiedyś myślał, że jeżeli się zakocha, będzie to wyglądało zupełnie inaczej. Rzeczywistość zweryfikowała wszystko. Ale nie zamieniłby tego na nic ze swoich dawnych wyobrażeń.
– Może zerwiesz się dzisiaj z lekcji? – zapytał Dominik, który w tym momencie miał ochotę zedrzeć z Wojtka ubranie i wziąć go przypartego do regału zakurzonych książek. 
– Na wagary to ja chodziłem, ale kiedy byłem uczniem tej szkoły. – Wojtek zaśmiał mu się w usta. – Raczej Inkowi nie spodobałoby się, gdyby kolejny nauczyciel zrobił sobie wolne.
– Ponoć masz u niego chody, więc jakoś przejdzie – Dominik nie odpuszczał. – Choć z drugiej strony, teraz, gdy rzuciłeś jego córkę dla mnie, to może się trochę wkurzyć – zastanowił się.
– Kretyn z ciebie. Lena nigdy nie była moją dziewczyną, po prostu znamy się od dziecka. – Wojtek pokręcił głową, bo choć zdawał sobie sprawę, że to było powiedziane złośliwie, wolał wyjaśnić wszelkie nieporozumienia. – Z Alanem też nic mnie nie łączy poza… No fajnie się dogadujemy. I nie! Nie spałem z nim – podkreślił.
– Przecież ja nawet nie pytałam o Alana – Dominik uniósł brwi i spojrzał na niego uważnie.
Wojtek nagle bardzo zainteresował się jakimś punktem w oddali, bo starał się na niego nie patrzeć. Wyglądał, jakby z czymś się wygadał. Czymś, co miał chyba na sumieniu.
– Całowaliście się? – zapytał.
– Nie… – Wojtek odwrócił głowę. Niepotrzebnie w ogóle wspominał o Alanie, przecież doskonale widział, że on jest takim jakby punktem zapalnym między nimi.
– Nie? – Dominik chwycił jego podbródek i zmusił, żeby spojrzał mu prosto w oczy. – Na pewno?
– Nie… No dobra, tak! Ale to nic nie znaczyło – Wojtek uznał, że nie ma sensu kłamać, bo nigdy nie był w tym zbyt dobry. – Ale czego się czepiasz? Sam mi wtedy powiedziałeś, że mam do niego iść i że tamtej nocy byłem beznadziejny – warknął. Tak, jasne, wyjaśnili sobie to nieporozumienie, ale to przecież przez niego tam wtedy poszedł. Czy żałował? Nie. Zdecydowanie nie. To mu uświadomiło, że zależy mu jednak na Dominiku, a Alan z drinka na drinka stawał się po prostu świetnym kumplem. Mógł z nim porozmawiać, powiedzieć wszystko. Tylko to co napisał wczoraj wieczorem było dość dziwne. Sam nie wiedział, jak odpowiedzieć, więc póki co nie odpowiedział wcale.
– Jasne, jak zawsze moja wina  – Dominik uśmiechnął się lekko. Nie mógł mieć do Wojtka pretensji, szczerze mówiąc, spodziewał się tego. Zresztą, sam się wtedy niefajnie zachował, nie dziwił się, że Wojtek, który wyszedł wtedy wściekły z jego pokoju, chciał znaleźć coś innego. Przecież nie byli parą. Ale jeżeli ma być coś między nimi…  – Teraz mnie posłuchaj. Nie chcę wiedzieć, co robiłeś wcześniej, to twoja sprawa. Ale nie chcę też więcej słyszeć o żadnych Alanach i innych hokeistach, futbolistach czy golfistach. – Spojrzał na niego stanowczym wzrokiem.
Wojtek, mimo że mina Dominika nie była jakoś specjalnie zachęcająca do dyskusji, poczuł przyjemne ciepło rozlewające się po jego ciele. On był zazdrosny.
– A ten facet? Ten, z samochodu którego zapomniałeś kurtki? – zapytał, przypominając sobie mężczyznę, który odwiózł Dominika na szkolny parking przed wyjazdem w góry. Co prawda po tym, co się stało, nie wierzył, że mogłyby ich łączyć takie relacje, ale odbicie piłeczki było w tym momencie najlepszym rozwiązaniem. Przynajmniej uzyska odpowiedź.
Dominik parsknął śmiechem. Przypomniał sobie, że Wojtek, już przed wyjazdem, pytał go o to, a jego mina, gdy oddawał mu w łazience kurtkę, była bezcenna.
– Nim sobie nie zawracaj głowy – odpowiedział zdawkowo.
Dobrze wiedział, o kogo chodzi. Rafał Micek był osobą, z którą kilka lat temu miał niemalże codzienny kontakt, a która niedawno złożyła mu naprawdę zaskakująca wizytę, przedstawiając przy tym pewną propozycję. Nadal ją rozważał, ale póki co wolał nic na ten temat nie mówić.
– W takim razie może odpowiesz na jedno pytanie. Dlaczego ja? – Wojtek czuł, że teraz jest ten moment, żeby zadawać pytania.
– Dlaczego ty? Nie mam pojęcia, chyba musiałem się uderzyć w głowę – westchnął Dominik, znów go całując. Za długo na to czekał, żeby teraz dać mu spokój. Zresztą, Wojtek wcale chyba tego spokoju nie chciał, sądząc po pomrukach przyjemności, gdy zsunął się ustami na jego szyję.
– Oj wiesz, o co mi chodzi. Z tobą to nigdy nic nie wiadomo. – Wojtek chwycił go za włosy i oparł głowę o jego czoło, patrząc prosto w oczy. – Chcę wiedzieć, na czym stoję – wyjaśnił swoje wątpliwości.
– Z tego co zauważyłem, to na podłodze – mruknął Dominik, uśmiechając się.
– Ty jednak jesteś… – Wojtek nie zdążył dokończyć, bo usłyszeli czyjś głos, a chwilę później rozległ się odgłos kroków.
Odsunęli się od siebie, z pewną niechęcią przyjmując fakt, że ktoś im przerwał, ale nie mogli aż tak ryzykować.

Kiedy wychodzili z budynku liceum, Dominik przytrzymał jeszcze Wojtka za bluzę.
– To jak? Widzimy się wieczorem? – zapytał. Specjalnie wczoraj wysprzątał mieszkanie i nie miał zamiaru pozwolić na jakiekolwiek wymówki. Teraz, kiedy będzie miał na zwolnieniu mnóstwo czasu, zamierzał wykorzystać ten właśnie czas do przyjemnych rzeczy. A Wojtek? Przecież może stać oparty o biurko, nikt mu nie każe siadać.
– Tu jesteś! – usłyszeli głos, gdy wyszli przed bramę.
Z zielonego Renaulta wysiadała właśnie Lena. Pojechała specjalnie po Wojtka do jego domu, ale go nie zastała. A tak strasznie chciała z nim porozmawiać. Zwłaszcza że wczoraj wysłał jej sms-a , że będzie wieczorem zajęty. A teraz znów zobaczyła go z Dominikiem! Cholera! Musiał wyciągnąć kilka szczegółów, ciekawość rozsadzała ją od środka.
– Lenka – Wojtek patrzyła to na nią, to na Dominika, sam nie wiedząc, jak się zachować. Z jednej strony Lena wiedziała, ale z drugiej –  Dominik nie wiedział, że ona wie. Masło maślane i zagmatwana sytuacja.
– Co, zabierasz swojego chłopaka – zapytał Dominik, rzucając rozbawione spojrzenie. Wiedział, jasne że wiedział, że nie są parą, ale lubił im zawsze w taki sposób dogryzać. Ciągle trzymali się razem. Gdyby nie różnica w wyglądzie, bo jasne włosy Wojtka i niebieskie oczy nijak się miały do rudej kity Leny i brązowych oczy – powiedziałby, że są zrośnięci jak bliźniaki.
– Nie, pożyczam na chwilę twojego – odgryzła się Lena. Jeżeli chodzi o Wojtka zawsze umiała się postawić Dominikowi, nawet wtedy, kiedy była w nim zakochana.  Choć… Czy naprawdę zakochana? Nie, ostatnio doszła do wniosku, że chyba raczej po prostu bardzo jej się podobał. Nie miała pojęcia ja to działa, ale w momencie, gdy dowiedziała się, że jest gejem i ma coś do Wojtka, zaczęła im kibicować. Ładnie razem wyglądali. Dwóch przystojnych facetów, aż miło na nich popatrzeć.
– No to… do później – rzucił Wojtek, idąc z Leną. Dobrze wiedział, że ona nie da mu spokoju, dopóki wszystkiego nie opowie. A z Dominikiem… Tak, spotkają się wieczorem, nie miał co do tego żadnych wątpliwości. Był teraz na takim etapie zauroczenia, że chciał go mieć dla siebie codziennie.

Dominik wyjął z kieszeni kluczyki swojego samochodu i ruszył w stronę parkingu, ale w tym momencie zauważył tam grupę nastolatek. Trzecia C – pomyślał, widząc znajome twarze. Dagmara, Agata i Martyna. Miał naprawdę dość tych dziewczyn, poza tym wolał, żeby nie widziały jego twarzy. W końcu był tu nauczycielem.
Niestety, Dagmara, gdy go tylko zobaczyła, od razu podeszła w jego stronę.
– Dzień dobry, ja chciałam tylko – urwała i spojrzała na niego uważnie. – Co się stało? Ktoś pana pobił? Mój ojciec jest prawnikiem i…
– Nie, Dagmara, nikt mnie nie pobił – zbył ją, nie chcąc wdawać się w dyskusję.
– Ale to…
– Miałem wypadek. Wszystko w porządku, wracaj do znajomych – powiedział i odwrócił się, omal na kogoś nie wpadając.
– Dominik, to wygląda jeszcze gorzej niż wczoraj – usłyszał.
Anita, która właśnie pojawiła się przed szkołą, dotknęła jego twarzy w miejscu, gdzie miał fioletowego siniaka. Wyglądała na nieco zaniepokojoną. Po chwili przeciągnęła ręką wzdłuż skroni. Miała jeszcze nadzieję, że coś między nimi będzie. Przecież ostatnio poświęcił jej trochę czasu. Może to była tylko taka gra? Wtedy, w pubie, nie chciał jej pocałować, a potem gdzieś zniknął, ale to jeszcze o niczym nie świadczyło. – Wiesz, jakbyś potrzebował pomocy… – Położyła dłoń na jego policzku, czekając na reakcję.
Dagmara spojrzał na nią morderczym wzrokiem. Ta głupa baba miała czelność w taki sposób dotykać Dominika? Kojarzyła ją, to była nauczycielka z liceum. Ponoć żyleta, która nikomu nie odpuszczała. Tak przynajmniej kiedyś mówiło kilku jej znajomych.
– Przepraszam, ale rozmawiamy – syknęła, mimo wszystko starając się być uprzejma, bo miała świadomość, że za roku być może będzie chodzić do tej szkoły. Ale do szału doprowadzał ją fakt, że tak… No niech ona się od niego odczepi! Na za dużo sobie pozwalała!
Anita spojrzała na nią zdezorientowana. Dopiero po chwili przypomniała sobie wszystkie plotki krążące na temat popularności Dominika wśród uczennic. Głupie, zakochane na zabój nastolatki, myślały, że są w stanie go uwieść. Jasne! Te to miały fantazje.
– Ty jesteś z gimnazjum, tak? Wracaj, dziecko, do szkoły, zaraz będzie dzwonek – powiedziała, uśmiechając się ironicznie, po czym znów skupiła całą swoją uwagę na Dominiku. Nie podobał jej się ten napuchnięty siniak. Choć taki facet, to nawet z podbitym okiem był przystojny i chyba każdy przyznałby jej rację.
Dagmara poczuła, jak serce zaczyna jej bić coraz szybciej i aż zacisnęła ręce w pięści. Jak ona mogła ją tak potraktować! Wracaj dziecko do szkoły?! Dziecko?! Nie była już dzieckiem, miała szesnaście lat, a ta głupia ruda pizda upokorzyła ją na oczach Dominika i reszty koleżanek, które musiały to słyszeć, bo usłyszała ich śmiech. Tego nie mogła odpuścić. Była tak strasznie wściekła, że w tym momencie miała gdzieś, czy będzie chodzić do tego liceum, czy też nie. Po prostu emocje przeważyły.
– Dominik i tak nie poleci na taką starą jędzę! – warknęła, szarpiąc rękaw czerwonego płaszcza Anity, żeby odsunąć jej dłoń od twarzy Dominika. Nim którekolwiek z nich zdążyło zareagować, odwróciła się i poszła w stronę bramy. Czuła się naprawdę upokorzona i zbierało jej się na płacz. Ta głupia suka jeszcze jej za to zapłaci!
Dominik otrząsnął się i podbiegając, chwycił Dagmarę za ramię.
 – Idziemy do dyrektora – zakomunikował, kierując ją w stronę szkoły. Miał już dość tej sytuacji. – I zapamiętaj sobie raz na zawsze, że jestem twoim nauczycielem. Tylko nauczycielem! Całą resztę wybij sobie z głowy.

9 komentarzy:

  1. Wiem, że Dagmara jest tylko postacią literacką, ale... Matko jak ja jej nie lubię!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie ! Długo trzeba było czekać, ale ja uwielbiam jak Dominik z Wojtkiem przekomarzają się i sam czułam te motylki w brzuchu :) Chce kolejny rozdział i wspólny wieczór chłopaków. Obawiam się jednak, że Dagmara napsuje im krwi jeszcze.
    Pozdrawiam i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  3. Dawno nie było rozdziału. . . Ale jak ktoś wcześniej napisał, czekanie na takie opowiadanie nigdy się nie nudzi! Scena w bibliotece była cudowna ❤ i jestem ciekawa kiedy i czy Dagmara da sobie spokój

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mogłam się doczekać. Uwielbiam chłopaków. Ciekawe kiedy Dagmara do dobie spokój, mam przeczucie ze się zemści za odrzucenie

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej, znowuż dłuższa przerwa ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe, że tego typu pytanie można napisać, a coś o treści już nie.
      Nie, nie będzie dłuższej przerwy, rozdział jest już prawie napisany.

      Usuń
  6. Hej,
    to w tej bibliotece było świetne, Dagmara coraz bardziej mnie wkurza, dobrze że Dominik zareagował, może się czegoś nauczy... ale w takiej chwili to chciałabym aby zobaczyła Dominika całującego się z facetem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejka, hejeczka,
    o to było... to w tej bibliotece było naprawdę świetne, Dagmara mnie wkurza, dobrze że tutaj Dominik zareagował... ale bardzo chciałabym, aby zobaczyła Dominika całującego się z facetem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejeczka,
    cudnie... to w bibliotece było świetne, Dagmara mnie wkurzyła, ale dobrze że Dominik zareagował... ale bardzo chciałabym, aby mogła by zobaczyła Dominika całującego się z facetem, chociaż mogło by to przynieść więcej kłopotów...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń