Przepraszam,
że tak długo, ale kilka rzeczy złożyło się na to, że nie mogłam dodać rozdziału
wcześniej. Nawet teraz nie jestem z niego zadowolona, ale nie chcę już
przeciągać. Może jak go przejrzę jutro na spokojnie to poprawię parę rzeczy. Niestety,
nie jestem w stanie wyrabiać się w tydzień z rozdziałem.
Dziękuję
za komentarze i zapraszam na kolejną część.
Wojtek
był wściekły. Naprawdę wściekły na Dominika. Co on sobie do cholery wyobrażał?
No co za dupek! Zresztą, on sam wcale nie okazał się mądrzejszy. Po prostu go
poniosło. Ostatni raz! Więcej na niego nie spojrzy. A przynajmniej nie w ten
sposób!
–
Miło było? – usłyszał nad uchem ironiczny głos, gdy rozglądał się w
poszukiwaniu swojej torby. Okazało się, że ktoś wrzucił ją już do luku bagażowego.
–
Odwal się! I trzymaj się ode mnie z daleka! – warknął i wyminął go, wchodząc do
autokaru. Prawie wszyscy już byli w środku, ale i tak zostało sporo wolnych
miejsc. Lena, która siedziała z jedną z nauczycielek z liceum pomachała do
niego i wskazała fotel niedaleko, ale nie miał ochoty w tym momencie
wysłuchiwać babskich plotek. Zajął jedno z wolnych siedzeń. Teraz raczej
potrzebowałby…
–
Pijesz? – Poczuł, jak ktoś z tyłu go klepnął po głowie. Odwrócił się. To był Tadek,
nauczyciel chemii z ich szkoły. Teraz podawał mu plastikowy kubek z czymś w
środku.
–
Co to?
–
„Pan Tadeusz”. – Tadek pokazał mu w połowie jeszcze pełną butelkę. – Byle czego
nie kupuję.
–
Chemik i nie wie, że nie pije się wódki z plastikowych kubków? – parsknął
Wojtek, ale zabrał drinka. Tak, tego właśnie teraz potrzebował. Wypił wszystko
na raz. Poczuł się jak na jednej z wycieczek w liceum, kiedy to wszyscy starali
się siadać z tyłu i zawsze gdzieś mimochodem pojawiała się jakaś flaszka.
–
Z gwinta już nam nie przystoi – zaczął śmiać się Tadek, robiąc kolejnego drinka
i podając komuś za sobą.
Wojtek
co nieco słyszał o tych wycieczkach i miał wrażenie, że tu obowiązuje taka sama
zasada jak na szkoleniach pracowniczych. Co się dzieje na wyjeździe, zostaje na
wyjeździe. Nikt nikomu się potem nie tłumaczy ze swojego zachowania. To był ich
wolny czas, z dala od szkoły, z dala od uczniów.
–
A ty nie za wcześnie zaczynasz? – usłyszał i odwrócił głowę. No nie! Znowu on!
– Nalej mi jeszcze jednego. – Wojtek wyciągnął w stronę Tadka rękę z kubkiem.
–
Tak się zastanawiałem… – Dominik bezczelnie rozsiadł się obok niego – …czy nie
wysłać kogoś po ciebie, bo długo nie wracałeś.
–
Zamkniesz się w końcu? Tak w ogóle, jest dużo wolnych miejsc, więc do cholery
znajdź sobie jakieś inne! – Wojtek wypił duszkiem kolejnego drinka. Nawet się
nie skrzywił.
–
Kiedy mi się podoba właśnie to… – Dominik
uśmiechnął się czarująco w odpowiedzi. – To co, opowiesz, jak było? – nachylił
się i szepnął mu do ucha, kiedy autokar ruszył z parkingu. Wojtek miał naprawdę
ochotę mu przywalić, ale gdyby to zrobił, zaraz wszyscy zainteresowaliby się, o
co im poszło. A tego tematu wolał nie poruszać. Od razu zaczęłyby się jakieś
głupie teksty, bo podpite już lekko towarzystwo było najwyraźniej rozluźnione. Jakby
nie patrzeć, większość nauczycieli tutaj była jeszcze przed czterdziestka, ci
starsi zwykle woleli odpuszczać sobie takie wycieczki. No może poza panem
Stasiem, prawie sześćdziesięcioletnim fizykiem, który teraz drzemał na jednym przednich
siedzeń.
Wojtek
postanowił zupełnie ignorować Dominika i wyjął trzymany wcześniej w kieszeni
folder. Nie zdążył przejrzeć go wcześniej, bo był pewien, że jednak zostanie w
domu. Mniej więcej orientował się, gdzie jadą, ale teraz, na zdjęciach,
wyglądało to naprawdę ciekawie. Duży ośrodek sportowy, niezły hotel. Oczywiście
zdjęcia widoków były robione zapewne z okien jakichś apartamentów na ostatnich
piętrach, ale i tak zapowiadało się ciekawie.
–
Robią tam fantastyczne lody – usłyszał cichy głos Dominika.
–
Co? – zapytał, dopiero po chwili orientując się, o czym on w ogóle gada i na co
patrzy. Poczuł, jak robi mu się gorąco, bo stanęła mu przed oczami sytuacja
sprzed jakiejś godziny. Dominik naprawdę miał go w ustach. Tylko przez chwilę,
ale jednak miał. I to było… Już wcześniej pod prysznicem fantazjował na ten
temat, ale teraz, gdy już wiedział, jak to jest…
–
Lody… No wiesz, takie do jedzenia – odezwał się Dominik. – A ty o czym
pomyślałeś? – zapytał, unosząc brwi.
–
Napijcie się jeszcze – zawołał wesoło Tadek i polał im obu. – Przydałby się
lód, bo wódka już zaczyna robić się trochę za ciepła – stwierdził, a Dominik
parsknął, widząc minę Wojtka.
Zaledwie
po niecałej godzinie zatrzymali się na pierwszy postój. Ponoć siła wyższa… Na
dworze było już szarawo, bo dochodziła siedemnasta. Prawie wszyscy wysiedli,
korzystając z tego, że zatrzymali się na stacji benzynowej. Przed toaletą
utworzyła się kolejka pań, a Wojtek, tak jak inni faceci, skorzystał z prostszego
rozwiązania i poszedł wysikać się w krzaki. Trochę mu już szumiało w głowie, bo
Tadek narzucił zbyt szybkie tempo. Co prawda mógł odmówić, kiedy podawał mu
kubek, ale bliskość Dominika robiła swoje. I jeszcze te jego głupie docinki. Wojtek,
będąc już w sklepie i widząc przy kasie plastry, miał ochotę jeden kupić i
zakleić mu tę buźkę na resztę podróży. Albo wrzucić do drinka Aviomarin, żeby
zasnął. I zaledwie gdzieś tam na skraju umysłu pojawiła się przez chwilę myśl,
że mógł się po prostu przesiąść, ale szybko ją gdzieś zepchnął. Bo tak naprawdę
chyba wcale tego nie chciał.
–
Patrz, co nam kupiłem. – Dominik złapał go za koszulę, gdy szedł w stronę
autokaru. Trzymał w ręce butelkę czerwonego Martini. – Zaraz zrobi się ciemno i
będzie romantycznie… – Nachylił się trochę za bardzo.
Wojtek
odepchnął go i rozejrzał się dookoła. Niektórzy stali w grupkach, paląc
papierosy, inni rozmawiali przez telefon. Lena najwyraźniej dobrze się bawiła w
towarzystwie Dorotki i kilku nauczycielek z liceum, a kiedy zobaczyła go z
Dominikiem, uśmiechnęła się ze zrozumieniem i uniosła dyskretnie kciuki. No
super. Już wiedział, co sobie pomyślała, znał ją na wylot. Tylko że tym razem
się pomyliła i nic nie było dobrze, nie było tak, jak powinno. Dominik nie
powinien go tak traktować, a on w ogóle nie powinien się interesować
Dominikiem. W ogóle nie powinien być gejem. Tak byłoby o wiele łatwiej. Westchnął
zrezygnowany. Chyba wkopał się na amen. Wszedł do autokaru, zajmując swoje
miejsce, Dopiero po chwili zauważył, że z niedbale rzuconej kurtki Dominika
wypadła jakaś wizytówka. Podniósł ją i zupełnie mimowolnie zerknął: „Dr
Ireneusz Hyna. Klinika ortopedii i chirurgii zaawansowanej”. Poniżej, pod
oficjalnymi numerami telefonu i faksu widniał jeszcze jeden, tym razem ręcznie
dopisany numer z adnotacją: „prywatny”. Hyna… Wojtek zastanowił się. Skądś znał
to nazwisko.
–
Oddaj to! – Nim się zorientował, Dominik, który pojawił dosłownie znikąd, bo
nawet nie zauważył, jak wchodził, zabrał mu wizytówkę i schował do kieszeni
spodni. Zmarszczone brwi i usta zaciśnięte w wąską kreskę zdradzały
niezadowolenie.
–
Ten lekarz, ja go kojarzę, tylko nie wiem… Czy ty…
–
To nie twoja sprawa! – Dominik przerwał mu ostro. Nie chciał na ten temat
rozmawiać.
Wojtek
rozejrzał się dookoła. W autobusie było jeszcze mało osób, większość nadal
stała na zewnątrz.
–
A właśnie że moja! Co ty sobie myślisz, że możesz mnie prowokować i robić te
wszystkie głupie rzeczy, a kiedy przychodzi co do czego, to mnie zbywasz?!
Jesteś głupim, egoistycznym dupkiem! A za to, co zrobiłeś dzisiaj, najchętniej
bym ci tak przywalił, że popamiętałbyś mnie do końca życia. Jesteś idiotą,
kretynem i… – Wojtek zająknął się, widząc twarz Dominika dokładnie naprzeciwko
swojej. Przełknął ciężko. Co on robi? Przecież były zapalone światła…
–
Skończyłeś już? – usłyszał. Ciemne oczy nadal wpatrywały się w niego, choć tym
razem nie ironicznie, ale tak jakoś… uważnie.
–
Po prostu… – Wojtek sam nie wiedział co „po prostu”, wyleciało mu z głowy to,
co chciał powiedzieć. Dopiero, gdy odwrócił wzrok, przypomniał coś sobie. – Mój
ojciec mówił, że ten lekarz zajmuje się przypadkami, no… Jak mogę ci jakoś
pomóc, to powiedz.
–
Możesz. – Dominik westchnął zniecierpliwiony i oparł głowę o siedzenie. – Ktoś
musi pomóc mi to wypić.
Reszta
podróży minęła w naprawdę dobrej atmosferze. Nie dość, że Dominik zaczął
zachowywać się po ludzku i można było z nim normalnie porozmawiać, to jeszcze
nastroje były coraz weselsze. Zwłaszcza, kiedy ogłoszono nieformalny konkurs na
najlepszy kawał o nauczycielach. Były różne… O chemiku, który miał coś zadać,
ale nie zdążył, o najmniejszym ptaszku na świecie, czy o Jasiu w różnych
wydaniach… Ostatecznie i niemal jednogłośnie wygrał totalny suchar: „Jak
matematycy zapraszają się na wódkę? Chodź, zamienimy procenty na promile.”, jednak
w tych okolicznościach nikogo to chyba nie zdziwiło.
Wojtek
czuł się naprawdę rozluźniony. Nie dość, że te procenty zamieniona na promile
robiły swoje, to jeszcze co jakiś czas, gdy on lub Dominik się poruszył,
szukając komórki, chusteczki czy czegokolwiek, ocierali się o siebie udami. To
normalne, że dwie osoby siedzące obok siebie w autobusie nie są w stanie się
wzajemnie nie dotknąć, ale w tym wypadku ten dotyk był taki… Taki, że chciało
się więcej. Wojtek złapał się na tym, że coraz częściej zerka na Dominika. Miał
przymknięte oczy i gdyby nie to, że trzymał pewnie kubek z Martini, można
byłoby powiedzieć, że spał. Co chwilę światła latarni z zewnątrz oświetlały
jego twarz, która wyglądała tak pociągająco, że Wojtek odwracał głowę dopiero,
gdy tamten otwierał oczy.
Na
miejsce dotarli dopiero około dziewiętnastej. Ośrodek wydawał się naprawdę
imponujący – wielki, rzęsiście oświetlony kompleks nowoczesnych budynków.
Centrum konferencyjne, hala sportowa, pełnowymiarowy basen… Była też wielka
hala z lodowiskiem, na której ponoć odbywały się często zawody w hokeja. Lena
już wcześniej zapowiedziała Wojtkowi, że pójdą tam pojeździć, ignorując
zupełnie fakt, że on nigdy nie miał na nogach łyżew. No i był też hotel, do
którego, gdy tylko wyjęli swoje torby z luku bagażowego, poszli się zameldować.
Większość, jak się okazało, wybrała pokoje jednoosobowe, dlatego teraz
porozchodzili się po wszystkich piętrach. Wcześniej umówili się, że spotkają
się za godzinę w recepcji.
Wojtek
wszedł do swojego pokoju na drugim piętrze i rzucił torbę na podłogę. Pokój był
mały, ale miał własną łazienkę. Podszedł do okna i otworzył je, mimo że na
zewnątrz zaczynało robić się już dość chłodno. Naprzeciwko dostrzegł mały park
i… sąsiedni budynek. No to by było na tyle, jeżeli chodzi o widoki z folderu. Ale
cóż, w sumie to czego miał się spodziewać, skoro wybrał jedną z tańszych opcji.
Poza tym i tak nie zamierzał spędzać za dużo czasu w pokoju, w końcu nie po to
tu przyjechał. No właśnie. Uśmiechnął się. Dominik, poprawił mu humor, mimo że
wcześniej miał ochotę go udusić. Martwiło go tylko jedno. Już wtedy w autobusie
przypomniał sobie, kto to jest ten doktor Hyna… On był chirurgiem, któremu
kiedyś postawiono zarzut ryzykowania życia i zdrowia pacjentów. Używał w
niektórych wypadkach dość ekstremalnych metod, na które jeszcze kilka lat temu
medycyna nie była najwyraźniej gotowa. Ale on był geniuszem. Tak przynajmniej
mówił mu ojciec, który uczestniczył w wielu jego wykładach i był pod wrażeniem
jego wiedzy i umiejętności. Tylko po co tej klasy lekarz był potrzebny
Dominikowi? A może to nie jemu? Może to ktoś z rodziny? Próbował go kilka razy w
autobusie podpytać, ale za każdym razem urywał temat. No nic, jeszcze będzie
okazja…
Na
ten wieczór wstępnie mieli zaplanowane ognisko,
ale z racji tego, że pogoda zaczynała się psuć, trzeba było znaleźć
alternatywę. Przez chwilę stali w hotelowym holu niezdecydowani, co robić, ale
jeden z gości polecił im w końcu pewne miejsce. Tuż przy samym ośrodku był ponoć
całkiem przyjemny pub. I faktycznie. Sala była duża, a stoliki można było
połączyć tak, żeby się wszyscy zmieścili. Muzycznie nie było szału, ale po
którymś kieliszku Wojtek przestał zwracać na to uwagę. Za to po pewnym czasie co
innego rzuciło mu się w oczy – Dominik i matematyczką z liceum naprzeciwko ich
szkoły, Anita, jak dobrze pamiętał. Kleiła się do niego strasznie. Gdyby nie
wiedział, że Dominik jest gejem, założyłby się o całą swoją wypłatę, że skończą
dzisiaj, dobrze się bawiąc w jego pokoju. Albo jej… Cholera! A co, jeżeli on
nie jest zadeklarowanym gejem i kobiety też go pociągają? A niech to! Wojtek momentalnie
stracił humor. Co jakiś czas ktoś mu polewał, ale nie protestował. Wypił już
dość dużo, żeby przestać się przejmować tym, czy powinien spasować, ale nadal za
mało, żeby przestać przejmować się Dominikiem. Chyba nadszedł czas, żeby powiedzieć
sobie prawdę prosto w oczy – był zazdrosny!
–
No dawaj, na drugą nóżkę. – Bartek, nauczyciel historii, polał mu znowu. Wojtek
chciał odpowiedzieć, że tych nóżek to dzisiaj było zdecydowanie więcej, ale po
prostu przechylił kieliszek.
–
Zaraz się kompletnie upijesz, nie poznaję cię. – Lena usiadła obok, biorąc swojego
drinka. – Co z tobą? – zapytała, łapiąc jego spojrzenie, które za chwile
uciekło i skupiło się na parze stojącej teraz pod ścianą i rozmawiającej o
czymś. Głowy pochylone ku sobie… Jak zaraz zaczną się całować to.. to... –
Wojtek, wszystko w porządku? – zapytała, patrząc na niego uważnie.
–
Tak, jasne. – Odwrócił się w jej stronę i uśmiechnął się, ale chyba niezbyt
przekonująco, bo zmarszczyła brwi. – Len… – Wojtek zamarł w pół słowa. Znów
spojrzał na salę, ale Dominika i tej Anity już tam nie było. Nie było ich też w
żadnym innym miejscu, jak zdołał się chwilę później przekonać. Musieli wyjść.
Razem. Poczuł, że robi mu się zdecydowanie za gorąco, więc rozpiął jeszcze
jeden guzik koszuli. A po chwili wypił kolejny kieliszek.
Był
zły. Był naprawdę zły. Po jaką cholerę Dominik go zaczepiał, robił te wszystkie
podchody, żeby teraz gzić się z jakąś laską? Bo był niemal pewien, że właśnie
po to wyszli. Nie rozumiał go. Po co było to wszystko? Chciał się zabawić jego
kosztem? No to mu się udało. I to bardzo mu się udało – pomyślał gorzko. Było
mu naprawdę za gorąco, musiał się przewietrzyć. Wychodząc z pubu minął w
korytarzu wracającą do sali Anitę, która wyglądała na nieźle wkurzoną. O
cholera! Czyżby dostała kosza? Wojtek ruszył szybciej w kierunku wyjścia.
Jeżeli Dominik nadal tam jest… Podjął decyzję. Wyjaśnią sobie wszystko tu i
teraz!
Dominik
tam był. Stał oparty o ścianę, z rękami w kieszeniach. Do tej scenerii
pasowałby jeszcze papieros, ale Wojtek wiedział, że on nie pali.
–
Chodź, musimy pogadać! – Chwycił go stanowczo za rękaw i pociągnął do parku po
drugiej stronie ulicy. O ile te chaszcze można było w ogóle nazwać parkiem. To
wyglądało raczej na miejsce dla meneli. I par, które chciały wyrwać się z pubu
na szybki numerek… – A teraz… – mruknął, stając tuż na wprost Dominika i
patrząc mu w oczy, choć wzrok musiał mieć już nieco mętny, więc na pewno nie
wywarł takiego wrażenia, jakie chciał. – Teraz mi w końcu powiesz, o co ci
chodzi!
–
A nie dałem ci już tego jasno do zrozumienia? Naprawdę, jeszcze trochę i zacznę
wątpić w twoją inteligencję. – Dominik westchnął ciężko.
–
Tak dałeś! Zwłaszcza dzisiaj w szkole. Co to miało być? Naoglądałeś się za dużo
durnych filmów i lubisz takie znęcanie się? Bo jak tak, to…
–
Zamknij się. – Dominik chwycił go i przycisnął do najbliższego drzewa, wbijając
się ustami w jego wargi. Wojtek przez chwilę walczył, jakby chciał go odepchnąć
i nawrzucać mu jeszcze więcej i głośniej, tak, że w końcu zwróciliby na siebie
uwagę połowy ulicy, ale w końcu skapitulował. Pozwolił się całować i sam zaczął
oddawać pocałunki. Po chwili wydawał się już być całkiem rozluźniony, bo wplótł
palce w czarne włosy i rozchylił usta tak, że pocałunek nabrał głębi i takiej
namiętności, że Dominikowi przeszło przez myśl, że zaraz to oni skończą tutaj
jako jedna z tych par, która wyrwała się na szybki numerek… Wsunął mu ręce pod
koszulę, dotykając skóry na plecach, brzuchu, tuż przy pasku spodni…
–
Czekaj… – Wojtek oderwał się od niego. – Jeżeli to znowu jakiś z twoich numerów
i… – Nie zdążył dokończyć, bo Dominik chwycił jego rękę i położył ją sobie na
kroczu. Był już naprawdę twardy.
–
Naprawdę uważasz, że torturowałbym sam siebie? – wychrypiał mu do ucha. – Może
i jestem trochę sadystą, ale na pewno nie masochistą…
–
To ma mnie pocieszyć? – mruknął Wojtek, gdy znowu poczuł jego wargi na swoich.
Czuł, jak przechodzą go dreszcze przyjemności, a gdy Dominik zsunął się niżej,
na szyję, prawie jęknął. – Może gdybyś od tego zaczął… – wymamrotał, na powrót
szukając jego ust – … a nie od głupich docinków i molestowania mnie w kiblu, od
początku inaczej bym do tego podszedł…
–
Jakoś wtedy nie narzekałeś, wzdychając mi do ucha… Ał! – syknął Dominik, gdy
poczuł mocne ugryzienie w wargę. – Oj, masz przejebane… – To ugryzienie jeszcze
bardziej go podnieciło i był pewien, że dzisiaj mu nie daruje, nie ma mowy!
Wojtek co prawda nie był zbyt trzeźwy, dlatego pewnie zachowywał się jak
zachowywał, ale w jego oczach dostrzegł coś, co pozwalało mu myśleć, że to nie
tylko pijacka zachcianka. – Mój czy twój? – zapytał, odrywając się od niego na
moment, bo miał wrażenie, że jeszcze chwila, a zaczną z siebie zrzucać ciuchy.
–
Co? – Wojtek wydawał się być mało przytomny, znów przyciągając go do siebie i
całując zachłannie.
–
Pokój. Mój czy twój?
–
Mój – zadecydował. Och, jak on tego chciał! Jak on teraz pragnął Dominika. To
nic, że ten dupek był wredny i czasami podły, skoro tak strasznie go w tym
momencie pociągał. Kiedy wyszedł z tą Anitą miał wrażenie, że dostanie szału z
zazdrości. Czy czyjeś uczucia mogą się tak zmienić w ciągu niecałego miesiąca?
Miał wrażenie że tak, choć wcześniej twierdził, iż to tylko literacki wymysł.
Pisarz miał jakieś wizje, często zupełnie nierealne, i przelewał je na papier.
Ale jednak nie. Dzisiaj, teraz, czuł to, czego jeszcze nigdy dotąd. Palącą go
chęć, żeby zabrać tego właśnie faceta do łóżka i się z nim pieprzyć. Ktoś
mógłby powiedzieć, że poloniście nie przystojną takie słowa, ale teraz, i to
jeszcze w tym stanie, miał to po prostu gdzieś. Chciał się pieprzyć z
Dominikiem. Z tym cholernym Dominikiem, który go irytował, wnerwiał i wkurzał.
Tym Dominikiem, który uświadomił mu jego orientację i z którym po raz pierwszy
było mu tak dobrze jak jeszcze nigdy. A teraz mogło być dużo lepiej. – Idziemy.
Kiedy
tylko dotarli do hotelu, Wojtek zaczął się motać, szukając swojej karty do
pokoju.
–
No nie, zgubiłem – jęknął, drugi raz przetrząsając portfel, do którego był
pewien, że ją schował, aż w końcu Dominik sięgnął ręką do jego tylnej kieszeni
dżinsów i ją wyjął. Od razu przesunął chipem przez czytnik i drzwi się
otworzyły. Nawet nie zapalali światła, było dość jasno przez latarnie z
zewnątrz, więc karta, zamiast we włączniku prądu, wylądowała na szafce, tak
samo jak na szybko rozpięta koszula Wojtka. Była na zatrzaski, więc to nie był
żaden problem, gorzej z koszulą Dominika, bo tam trzeba było rozpinać każdy
guzik. Wojtkowi trochę trzęsły się ręce, gdy próbował go rozebrać. To się
działo naprawdę! Cholera, to się działo naprawdę! Tysiąc myśli przeleciało mu
przez głowę, gdy w końcu uporał się z ostatnim guzikiem, a granatowy materiał
spadł na podłogę. Dominik, nie bawiąc się już w żadne ceregiele, pchnął go na
łóżko i ułożył się między jego nogami,
żeby zaraz potem znów go pocałować. Teraz… To już był ten moment. Czuł, jak bardzo obaj są podnieceni.
–
Zamierzam doprowadzić cię do szaleństwa, więc się przygotuj – szepnął mu do
ucha i przesunął się ustami na szyję, a zaraz potem w okolice ucha, żeby
usłyszeć westchnięcie. Po chwili odsunął się lekko. Chciał na niego patrzeć.
Wojtek stanowił teraz podniecający widok. Zaczerwieniony, zgrzany, a jego
niebieskie oczy wyrażały bezgraniczne pożądanie…
–
To na co jeszcze czekasz! – ponaglił go, szarpiąc za włosy i zmuszając wręcz do
pocałunku. Gwałtownego, brutalnego, wyrażającego dokładnie to, czego obaj
chcieli. Kto by pomyślał, że ten poprawny zazwyczaj nauczyciel języka polskiego
potrafi w łóżku zmienić się w taką bestię. Dominik uśmiechnął się. Podobała mu
się ta zmiana. Nie, więcej. Nie tylko się podobała, ale szalenie podniecała.
Nie pytając już nawet o pozwolenie zaczął ściągać mu spodnie. Wojtek nie
protestował. Trzymał tylko ręce w jego włosach i ciągnął je co chwilę,
jednocześnie ocierając się mocno o jego udo. Tego było już za wiele. Dominik
musiał, po prostu musiał wziąć go tu i teraz. Gumki… Cholera, gumki…
–
Czekaj… – Podniósł się gwałtownie z łóżka, czemu towarzyszył pomruk
niezadowolenia jego przyszłego kochanka. Gdzie on schował te cholerne gumki?
Przeszukał nerwowo spodnie, ale nic nie znalazł i po chwili dopiero przypomniał
sobie, że powinien mieć jedną w portfelu. Wyjął go z kieszeni kurtki, a potem
odetchnął z ulgą, gdy znalazł to, czego szukał. Chaotycznym ruchem wygrzebał z kieszonki
portfela prezerwatywę i czując, że podniecenie zaraz rozerwie go od środka,
obrócił się z powrotem w stronę Wojtka, który…
–
Nie, to jakiś żart, prawda? – jęknął. – Powiedz, że to żart…
Na stówę zasnął. Hehe
OdpowiedzUsuńTeż stawiam na zaśnięcie, w dodatku sporo wcześniej wypił!
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, że właśnie na taką część czekałem gdzie będzie więcej interakcji między głównymi bohaterami. A odcinek genialny, jak zawsze. ;)
OdpowiedzUsuńA co do braku czasu, to może, o ile chcesz to nadal kontynuować, to ustal, że nowe odcinki będą się pojawiały co dwa tygodnie (mam nadzieje, że nie rzadziej), dajmy na to w środy o 14:23, na przykład :P Dla czytelników, będzie to po prostu bardziej dogodne, niż zaglądanie codziennie :P Ot taka moja sugestia.
Tak, jasne, zamierzam kontynuować i teraz już będzie dużo tej interakcji :)
UsuńCo do tego określenia czasu masz rację. I tak myślę, że dwa tygodnie będą optymalne, bo wtedy nawet uda mi się napisać coś na zapas. Tylko jeszcze muszę się zastanowić nad dniem publikacji.
Albo rzyga albo śpi XD A tak poza tym, to super, że wstawiłaś nowy rozdział, bo bałam się, że już znudziłaś się czy coś i zostanie niedokończone ;-; Dlatego życzę teraz dużo weny na nowe rozdziały i miłego tygodnia! :D
OdpowiedzUsuńZa urwanie w takim momencie powinien być paragraf w kodeksie karnym :P
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńcudo... Wojtek zasnął, w takim momencie właśnie? powinni wszystko wyjaśnić między sobą, bo tak to może długo trwać, a to w parku, och no piękne, ale ta końcówka Dominik będzie sfrustrowany...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział och no Wojtek jak mogłeś zasnąć, w takim momencie właśnie? powinni w końcu wszystko wyjaśnić między sobą, bo to może jednak długo trwać... no i nie zapominam a tej scenie w parku, piękne, a sama końcówka ocho Dominik będzie sfrustrowany... ;)
weny życzę...
Pozdrawiam Aga
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, no Wojtek jak to mogłeś zasnąć w takim momencie? powinni na spokojnie wszystko wyjaśnić między sobą, bo taka sytuacja nieciekawa może długo trwać... i scena w parku, piękne, a sama końcówka... Dominik będzie mocno sfrustrowany...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza