niedziela, 12 marca 2017

Zbieg okoliczności - rozdział 9


Przepraszam, że tak długo, ale kilka rzeczy złożyło się na to, że nie mogłam dodać rozdziału wcześniej. Nawet teraz nie jestem z niego zadowolona, ale nie chcę już przeciągać. Może jak go przejrzę jutro na spokojnie to poprawię parę rzeczy. Niestety, nie jestem w stanie wyrabiać się w tydzień z rozdziałem.
Dziękuję za komentarze i zapraszam na kolejną część.


Wojtek był wściekły. Naprawdę wściekły na Dominika. Co on sobie do cholery wyobrażał? No co za dupek! Zresztą, on sam wcale nie okazał się mądrzejszy. Po prostu go poniosło. Ostatni raz! Więcej na niego nie spojrzy. A przynajmniej nie w ten sposób!
– Miło było? – usłyszał nad uchem ironiczny głos, gdy rozglądał się w poszukiwaniu swojej torby. Okazało się, że ktoś wrzucił ją już do luku bagażowego.
– Odwal się! I trzymaj się ode mnie z daleka! – warknął i wyminął go, wchodząc do autokaru. Prawie wszyscy już byli w środku, ale i tak zostało sporo wolnych miejsc. Lena, która siedziała z jedną z nauczycielek z liceum pomachała do niego i wskazała fotel niedaleko, ale nie miał ochoty w tym momencie wysłuchiwać babskich plotek. Zajął jedno z wolnych siedzeń. Teraz raczej potrzebowałby…

– Pijesz? – Poczuł, jak ktoś z tyłu go klepnął po głowie. Odwrócił się. To był Tadek, nauczyciel chemii z ich szkoły. Teraz podawał mu plastikowy kubek z czymś w środku.
– Co to?
– „Pan Tadeusz”. – Tadek pokazał mu w połowie jeszcze pełną butelkę. – Byle czego nie kupuję.
– Chemik i nie wie, że nie pije się wódki z plastikowych kubków? – parsknął Wojtek, ale zabrał drinka. Tak, tego właśnie teraz potrzebował. Wypił wszystko na raz. Poczuł się jak na jednej z wycieczek w liceum, kiedy to wszyscy starali się siadać z tyłu i zawsze gdzieś mimochodem pojawiała się jakaś flaszka.
– Z gwinta już nam nie przystoi – zaczął śmiać się Tadek, robiąc kolejnego drinka i podając komuś za sobą.
Wojtek co nieco słyszał o tych wycieczkach i miał wrażenie, że tu obowiązuje taka sama zasada jak na szkoleniach pracowniczych. Co się dzieje na wyjeździe, zostaje na wyjeździe. Nikt nikomu się potem nie tłumaczy ze swojego zachowania. To był ich wolny czas, z dala od szkoły, z dala od uczniów.
– A ty nie za wcześnie zaczynasz? – usłyszał i odwrócił głowę. No nie! Znowu on! – Nalej mi jeszcze jednego. – Wojtek wyciągnął w stronę Tadka rękę z kubkiem.
– Tak się zastanawiałem… – Dominik bezczelnie rozsiadł się obok niego – …czy nie wysłać kogoś po ciebie, bo długo nie wracałeś.
– Zamkniesz się w końcu? Tak w ogóle, jest dużo wolnych miejsc, więc do cholery znajdź sobie jakieś inne! – Wojtek wypił duszkiem kolejnego drinka. Nawet się nie skrzywił.
– Kiedy mi się podoba właśnie to… –  Dominik uśmiechnął się czarująco w odpowiedzi. – To co, opowiesz, jak było? – nachylił się i szepnął mu do ucha, kiedy autokar ruszył z parkingu. Wojtek miał naprawdę ochotę mu przywalić, ale gdyby to zrobił, zaraz wszyscy zainteresowaliby się, o co im poszło. A tego tematu wolał nie poruszać. Od razu zaczęłyby się jakieś głupie teksty, bo podpite już lekko towarzystwo było najwyraźniej rozluźnione. Jakby nie patrzeć, większość nauczycieli tutaj była jeszcze przed czterdziestka, ci starsi zwykle woleli odpuszczać sobie takie wycieczki. No może poza panem Stasiem, prawie sześćdziesięcioletnim fizykiem, który teraz drzemał na jednym przednich siedzeń.
Wojtek postanowił zupełnie ignorować Dominika i wyjął trzymany wcześniej w kieszeni folder. Nie zdążył przejrzeć go wcześniej, bo był pewien, że jednak zostanie w domu. Mniej więcej orientował się, gdzie jadą, ale teraz, na zdjęciach, wyglądało to naprawdę ciekawie. Duży ośrodek sportowy, niezły hotel. Oczywiście zdjęcia widoków były robione zapewne z okien jakichś apartamentów na ostatnich piętrach, ale i tak zapowiadało się ciekawie.
– Robią tam fantastyczne lody – usłyszał cichy głos Dominika.
– Co? – zapytał, dopiero po chwili orientując się, o czym on w ogóle gada i na co patrzy. Poczuł, jak robi mu się gorąco, bo stanęła mu przed oczami sytuacja sprzed jakiejś godziny. Dominik naprawdę miał go w ustach. Tylko przez chwilę, ale jednak miał. I to było… Już wcześniej pod prysznicem fantazjował na ten temat, ale teraz, gdy już wiedział, jak to jest…
– Lody… No wiesz, takie do jedzenia – odezwał się Dominik. – A ty o czym pomyślałeś? – zapytał, unosząc brwi.
– Napijcie się jeszcze – zawołał wesoło Tadek i polał im obu. – Przydałby się lód, bo wódka już zaczyna robić się trochę za ciepła – stwierdził, a Dominik parsknął, widząc minę Wojtka.

Zaledwie po niecałej godzinie zatrzymali się na pierwszy postój. Ponoć siła wyższa… Na dworze było już szarawo, bo dochodziła siedemnasta. Prawie wszyscy wysiedli, korzystając z tego, że zatrzymali się na stacji benzynowej. Przed toaletą utworzyła się kolejka pań, a Wojtek, tak jak inni faceci, skorzystał z prostszego rozwiązania i poszedł wysikać się w krzaki. Trochę mu już szumiało w głowie, bo Tadek narzucił zbyt szybkie tempo. Co prawda mógł odmówić, kiedy podawał mu kubek, ale bliskość Dominika robiła swoje. I jeszcze te jego głupie docinki. Wojtek, będąc już w sklepie i widząc przy kasie plastry, miał ochotę jeden kupić i zakleić mu tę buźkę na resztę podróży. Albo wrzucić do drinka Aviomarin, żeby zasnął. I zaledwie gdzieś tam na skraju umysłu pojawiła się przez chwilę myśl, że mógł się po prostu przesiąść, ale szybko ją gdzieś zepchnął. Bo tak naprawdę chyba wcale tego nie chciał.
– Patrz, co nam kupiłem. – Dominik złapał go za koszulę, gdy szedł w stronę autokaru. Trzymał w ręce butelkę czerwonego Martini. – Zaraz zrobi się ciemno i będzie romantycznie… – Nachylił się trochę za bardzo.
Wojtek odepchnął go i rozejrzał się dookoła. Niektórzy stali w grupkach, paląc papierosy, inni rozmawiali przez telefon. Lena najwyraźniej dobrze się bawiła w towarzystwie Dorotki i kilku nauczycielek z liceum, a kiedy zobaczyła go z Dominikiem, uśmiechnęła się ze zrozumieniem i uniosła dyskretnie kciuki. No super. Już wiedział, co sobie pomyślała, znał ją na wylot. Tylko że tym razem się pomyliła i nic nie było dobrze, nie było tak, jak powinno. Dominik nie powinien go tak traktować, a on w ogóle nie powinien się interesować Dominikiem. W ogóle nie powinien być gejem. Tak byłoby o wiele łatwiej. Westchnął zrezygnowany. Chyba wkopał się na amen. Wszedł do autokaru, zajmując swoje miejsce, Dopiero po chwili zauważył, że z niedbale rzuconej kurtki Dominika wypadła jakaś wizytówka. Podniósł ją i zupełnie mimowolnie zerknął: „Dr Ireneusz Hyna. Klinika ortopedii i chirurgii zaawansowanej”. Poniżej, pod oficjalnymi numerami telefonu i faksu widniał jeszcze jeden, tym razem ręcznie dopisany numer z adnotacją: „prywatny”. Hyna… Wojtek zastanowił się. Skądś znał to nazwisko.
– Oddaj to! – Nim się zorientował, Dominik, który pojawił dosłownie znikąd, bo nawet nie zauważył, jak wchodził, zabrał mu wizytówkę i schował do kieszeni spodni. Zmarszczone brwi i usta zaciśnięte w wąską kreskę zdradzały niezadowolenie.
– Ten lekarz, ja go kojarzę, tylko nie wiem… Czy ty…
– To nie twoja sprawa! – Dominik przerwał mu ostro. Nie chciał na ten temat rozmawiać.
Wojtek rozejrzał się dookoła. W autobusie było jeszcze mało osób, większość nadal stała na zewnątrz.
– A właśnie że moja! Co ty sobie myślisz, że możesz mnie prowokować i robić te wszystkie głupie rzeczy, a kiedy przychodzi co do czego, to mnie zbywasz?! Jesteś głupim, egoistycznym dupkiem! A za to, co zrobiłeś dzisiaj, najchętniej bym ci tak przywalił, że popamiętałbyś mnie do końca życia. Jesteś idiotą, kretynem i… – Wojtek zająknął się, widząc twarz Dominika dokładnie naprzeciwko swojej. Przełknął ciężko. Co on robi? Przecież były zapalone światła…
– Skończyłeś już? – usłyszał. Ciemne oczy nadal wpatrywały się w niego, choć tym razem nie ironicznie, ale tak jakoś… uważnie.
– Po prostu… – Wojtek sam nie wiedział co „po prostu”, wyleciało mu z głowy to, co chciał powiedzieć. Dopiero, gdy odwrócił wzrok, przypomniał coś sobie. – Mój ojciec mówił, że ten lekarz zajmuje się przypadkami, no… Jak mogę ci jakoś pomóc, to powiedz.
– Możesz. – Dominik westchnął zniecierpliwiony i oparł głowę o siedzenie. – Ktoś musi pomóc mi to wypić.
Reszta podróży minęła w naprawdę dobrej atmosferze. Nie dość, że Dominik zaczął zachowywać się po ludzku i można było z nim normalnie porozmawiać, to jeszcze nastroje były coraz weselsze. Zwłaszcza, kiedy ogłoszono nieformalny konkurs na najlepszy kawał o nauczycielach. Były różne… O chemiku, który miał coś zadać, ale nie zdążył, o najmniejszym ptaszku na świecie, czy o Jasiu w różnych wydaniach… Ostatecznie i niemal jednogłośnie wygrał totalny suchar: „Jak matematycy zapraszają się na wódkę? Chodź, zamienimy procenty na promile.”, jednak w tych okolicznościach nikogo to chyba nie zdziwiło.
Wojtek czuł się naprawdę rozluźniony. Nie dość, że te procenty zamieniona na promile robiły swoje, to jeszcze co jakiś czas, gdy on lub Dominik się poruszył, szukając komórki, chusteczki czy czegokolwiek, ocierali się o siebie udami. To normalne, że dwie osoby siedzące obok siebie w autobusie nie są w stanie się wzajemnie nie dotknąć, ale w tym wypadku ten dotyk był taki… Taki, że chciało się więcej. Wojtek złapał się na tym, że coraz częściej zerka na Dominika. Miał przymknięte oczy i gdyby nie to, że trzymał pewnie kubek z Martini, można byłoby powiedzieć, że spał. Co chwilę światła latarni z zewnątrz oświetlały jego twarz, która wyglądała tak pociągająco, że Wojtek odwracał głowę dopiero, gdy tamten otwierał oczy.

Na miejsce dotarli dopiero około dziewiętnastej. Ośrodek wydawał się naprawdę imponujący – wielki, rzęsiście oświetlony kompleks nowoczesnych budynków. Centrum konferencyjne, hala sportowa, pełnowymiarowy basen… Była też wielka hala z lodowiskiem, na której ponoć odbywały się często zawody w hokeja. Lena już wcześniej zapowiedziała Wojtkowi, że pójdą tam pojeździć, ignorując zupełnie fakt, że on nigdy nie miał na nogach łyżew. No i był też hotel, do którego, gdy tylko wyjęli swoje torby z luku bagażowego, poszli się zameldować. Większość, jak się okazało, wybrała pokoje jednoosobowe, dlatego teraz porozchodzili się po wszystkich piętrach. Wcześniej umówili się, że spotkają się za godzinę w recepcji.

Wojtek wszedł do swojego pokoju na drugim piętrze i rzucił torbę na podłogę. Pokój był mały, ale miał własną łazienkę. Podszedł do okna i otworzył je, mimo że na zewnątrz zaczynało robić się już dość chłodno. Naprzeciwko dostrzegł mały park i… sąsiedni budynek. No to by było na tyle, jeżeli chodzi o widoki z folderu. Ale cóż, w sumie to czego miał się spodziewać, skoro wybrał jedną z tańszych opcji. Poza tym i tak nie zamierzał spędzać za dużo czasu w pokoju, w końcu nie po to tu przyjechał. No właśnie. Uśmiechnął się. Dominik, poprawił mu humor, mimo że wcześniej miał ochotę go udusić. Martwiło go tylko jedno. Już wtedy w autobusie przypomniał sobie, kto to jest ten doktor Hyna… On był chirurgiem, któremu kiedyś postawiono zarzut ryzykowania życia i zdrowia pacjentów. Używał w niektórych wypadkach dość ekstremalnych metod, na które jeszcze kilka lat temu medycyna nie była najwyraźniej gotowa. Ale on był geniuszem. Tak przynajmniej mówił mu ojciec, który uczestniczył w wielu jego wykładach i był pod wrażeniem jego wiedzy i umiejętności. Tylko po co tej klasy lekarz był potrzebny Dominikowi? A może to nie jemu? Może to ktoś z rodziny? Próbował go kilka razy w autobusie podpytać, ale za każdym razem urywał temat. No nic, jeszcze będzie okazja…

Na ten wieczór wstępnie  mieli zaplanowane ognisko, ale z racji tego, że pogoda zaczynała się psuć, trzeba było znaleźć alternatywę. Przez chwilę stali w hotelowym holu niezdecydowani, co robić, ale jeden z gości polecił im w końcu pewne miejsce. Tuż przy samym ośrodku był ponoć całkiem przyjemny pub. I faktycznie. Sala była duża, a stoliki można było połączyć tak, żeby się wszyscy zmieścili. Muzycznie nie było szału, ale po którymś kieliszku Wojtek przestał zwracać na to uwagę. Za to po pewnym czasie co innego rzuciło mu się w oczy – Dominik i matematyczką z liceum naprzeciwko ich szkoły, Anita, jak dobrze pamiętał. Kleiła się do niego strasznie. Gdyby nie wiedział, że Dominik jest gejem, założyłby się o całą swoją wypłatę, że skończą dzisiaj, dobrze się bawiąc w jego pokoju. Albo jej… Cholera! A co, jeżeli on nie jest zadeklarowanym gejem i kobiety też go pociągają? A niech to! Wojtek momentalnie stracił humor. Co jakiś czas ktoś mu polewał, ale nie protestował. Wypił już dość dużo, żeby przestać się przejmować tym, czy powinien spasować, ale nadal za mało, żeby przestać przejmować się Dominikiem. Chyba nadszedł czas, żeby powiedzieć sobie prawdę prosto w oczy – był zazdrosny!
– No dawaj, na drugą nóżkę. – Bartek, nauczyciel historii, polał mu znowu. Wojtek chciał odpowiedzieć, że tych nóżek to dzisiaj było zdecydowanie więcej, ale po prostu przechylił kieliszek.
– Zaraz się kompletnie upijesz, nie poznaję cię. – Lena usiadła obok, biorąc swojego drinka. – Co z tobą? – zapytała, łapiąc jego spojrzenie, które za chwile uciekło i skupiło się na parze stojącej teraz pod ścianą i rozmawiającej o czymś. Głowy pochylone ku sobie… Jak zaraz zaczną się całować to.. to... – Wojtek, wszystko w porządku? – zapytała, patrząc na niego uważnie.
– Tak, jasne. – Odwrócił się w jej stronę i uśmiechnął się, ale chyba niezbyt przekonująco, bo zmarszczyła brwi. – Len… – Wojtek zamarł w pół słowa. Znów spojrzał na salę, ale Dominika i tej Anity już tam nie było. Nie było ich też w żadnym innym miejscu, jak zdołał się chwilę później przekonać. Musieli wyjść. Razem. Poczuł, że robi mu się zdecydowanie za gorąco, więc rozpiął jeszcze jeden guzik koszuli. A po chwili wypił kolejny kieliszek.

Był zły. Był naprawdę zły. Po jaką cholerę Dominik go zaczepiał, robił te wszystkie podchody, żeby teraz gzić się z jakąś laską? Bo był niemal pewien, że właśnie po to wyszli. Nie rozumiał go. Po co było to wszystko? Chciał się zabawić jego kosztem? No to mu się udało. I to bardzo mu się udało – pomyślał gorzko. Było mu naprawdę za gorąco, musiał się przewietrzyć. Wychodząc z pubu minął w korytarzu wracającą do sali Anitę, która wyglądała na nieźle wkurzoną. O cholera! Czyżby dostała kosza? Wojtek ruszył szybciej w kierunku wyjścia. Jeżeli Dominik nadal tam jest… Podjął decyzję. Wyjaśnią sobie wszystko tu i teraz!
Dominik tam był. Stał oparty o ścianę, z rękami w kieszeniach. Do tej scenerii pasowałby jeszcze papieros, ale Wojtek wiedział, że on nie pali.
– Chodź, musimy pogadać! – Chwycił go stanowczo za rękaw i pociągnął do parku po drugiej stronie ulicy. O ile te chaszcze można było w ogóle nazwać parkiem. To wyglądało raczej na miejsce dla meneli. I par, które chciały wyrwać się z pubu na szybki numerek… – A teraz… – mruknął, stając tuż na wprost Dominika i patrząc mu w oczy, choć wzrok musiał mieć już nieco mętny, więc na pewno nie wywarł takiego wrażenia, jakie chciał. – Teraz mi w końcu powiesz, o co ci chodzi!
– A nie dałem ci już tego jasno do zrozumienia? Naprawdę, jeszcze trochę i zacznę wątpić w twoją inteligencję. – Dominik westchnął ciężko. 
– Tak dałeś! Zwłaszcza dzisiaj w szkole. Co to miało być? Naoglądałeś się za dużo durnych filmów i lubisz takie znęcanie się? Bo jak tak, to…
– Zamknij się. – Dominik chwycił go i przycisnął do najbliższego drzewa, wbijając się ustami w jego wargi. Wojtek przez chwilę walczył, jakby chciał go odepchnąć i nawrzucać mu jeszcze więcej i głośniej, tak, że w końcu zwróciliby na siebie uwagę połowy ulicy, ale w końcu skapitulował. Pozwolił się całować i sam zaczął oddawać pocałunki. Po chwili wydawał się już być całkiem rozluźniony, bo wplótł palce w czarne włosy i rozchylił usta tak, że pocałunek nabrał głębi i takiej namiętności, że Dominikowi przeszło przez myśl, że zaraz to oni skończą tutaj jako jedna z tych par, która wyrwała się na szybki numerek… Wsunął mu ręce pod koszulę, dotykając skóry na plecach, brzuchu, tuż przy pasku spodni…
– Czekaj… – Wojtek oderwał się od niego. – Jeżeli to znowu jakiś z twoich numerów i… – Nie zdążył dokończyć, bo Dominik chwycił jego rękę i położył ją sobie na kroczu. Był już naprawdę twardy.
– Naprawdę uważasz, że torturowałbym sam siebie? – wychrypiał mu do ucha. – Może i jestem trochę sadystą, ale na pewno nie masochistą…
– To ma mnie pocieszyć? – mruknął Wojtek, gdy znowu poczuł jego wargi na swoich. Czuł, jak przechodzą go dreszcze przyjemności, a gdy Dominik zsunął się niżej, na szyję, prawie jęknął. – Może gdybyś od tego zaczął… – wymamrotał, na powrót szukając jego ust – … a nie od głupich docinków i molestowania mnie w kiblu, od początku inaczej bym do tego podszedł…
– Jakoś wtedy nie narzekałeś, wzdychając mi do ucha… Ał! – syknął Dominik, gdy poczuł mocne ugryzienie w wargę. – Oj, masz przejebane… – To ugryzienie jeszcze bardziej go podnieciło i był pewien, że dzisiaj mu nie daruje, nie ma mowy! Wojtek co prawda nie był zbyt trzeźwy, dlatego pewnie zachowywał się jak zachowywał, ale w jego oczach dostrzegł coś, co pozwalało mu myśleć, że to nie tylko pijacka zachcianka. – Mój czy twój? – zapytał, odrywając się od niego na moment, bo miał wrażenie, że jeszcze chwila, a zaczną z siebie zrzucać ciuchy.
– Co? – Wojtek wydawał się być mało przytomny, znów przyciągając go do siebie i całując zachłannie.
– Pokój. Mój czy twój?
– Mój – zadecydował. Och, jak on tego chciał! Jak on teraz pragnął Dominika. To nic, że ten dupek był wredny i czasami podły, skoro tak strasznie go w tym momencie pociągał. Kiedy wyszedł z tą Anitą miał wrażenie, że dostanie szału z zazdrości. Czy czyjeś uczucia mogą się tak zmienić w ciągu niecałego miesiąca? Miał wrażenie że tak, choć wcześniej twierdził, iż to tylko literacki wymysł. Pisarz miał jakieś wizje, często zupełnie nierealne, i przelewał je na papier. Ale jednak nie. Dzisiaj, teraz, czuł to, czego jeszcze nigdy dotąd. Palącą go chęć, żeby zabrać tego właśnie faceta do łóżka i się z nim pieprzyć. Ktoś mógłby powiedzieć, że poloniście nie przystojną takie słowa, ale teraz, i to jeszcze w tym stanie, miał to po prostu gdzieś. Chciał się pieprzyć z Dominikiem. Z tym cholernym Dominikiem, który go irytował, wnerwiał i wkurzał. Tym Dominikiem, który uświadomił mu jego orientację i z którym po raz pierwszy było mu tak dobrze jak jeszcze nigdy. A teraz mogło być dużo lepiej. – Idziemy.

Kiedy tylko dotarli do hotelu, Wojtek zaczął się motać, szukając swojej karty do pokoju.
– No nie, zgubiłem – jęknął, drugi raz przetrząsając portfel, do którego był pewien, że ją schował, aż w końcu Dominik sięgnął ręką do jego tylnej kieszeni dżinsów i ją wyjął. Od razu przesunął chipem przez czytnik i drzwi się otworzyły. Nawet nie zapalali światła, było dość jasno przez latarnie z zewnątrz, więc karta, zamiast we włączniku prądu, wylądowała na szafce, tak samo jak na szybko rozpięta koszula Wojtka. Była na zatrzaski, więc to nie był żaden problem, gorzej z koszulą Dominika, bo tam trzeba było rozpinać każdy guzik. Wojtkowi trochę trzęsły się ręce, gdy próbował go rozebrać. To się działo naprawdę! Cholera, to się działo naprawdę! Tysiąc myśli przeleciało mu przez głowę, gdy w końcu uporał się z ostatnim guzikiem, a granatowy materiał spadł na podłogę. Dominik, nie bawiąc się już w żadne ceregiele, pchnął go na łóżko i  ułożył się między jego nogami, żeby zaraz potem znów go pocałować. Teraz… To już był ten moment.  Czuł, jak bardzo obaj są podnieceni. 
– Zamierzam doprowadzić cię do szaleństwa, więc się przygotuj – szepnął mu do ucha i przesunął się ustami na szyję, a zaraz potem w okolice ucha, żeby usłyszeć westchnięcie. Po chwili odsunął się lekko. Chciał na niego patrzeć. Wojtek stanowił teraz podniecający widok. Zaczerwieniony, zgrzany, a jego niebieskie oczy wyrażały bezgraniczne pożądanie…
– To na co jeszcze czekasz! – ponaglił go, szarpiąc za włosy i zmuszając wręcz do pocałunku. Gwałtownego, brutalnego, wyrażającego dokładnie to, czego obaj chcieli. Kto by pomyślał, że ten poprawny zazwyczaj nauczyciel języka polskiego potrafi w łóżku zmienić się w taką bestię. Dominik uśmiechnął się. Podobała mu się ta zmiana. Nie, więcej. Nie tylko się podobała, ale szalenie podniecała. Nie pytając już nawet o pozwolenie zaczął ściągać mu spodnie. Wojtek nie protestował. Trzymał tylko ręce w jego włosach i ciągnął je co chwilę, jednocześnie ocierając się mocno o jego udo. Tego było już za wiele. Dominik musiał, po prostu musiał wziąć go tu i teraz. Gumki… Cholera, gumki…
– Czekaj… – Podniósł się gwałtownie z łóżka, czemu towarzyszył pomruk niezadowolenia jego przyszłego kochanka. Gdzie on schował te cholerne gumki? Przeszukał nerwowo spodnie, ale nic nie znalazł i po chwili dopiero przypomniał sobie, że powinien mieć jedną w portfelu. Wyjął go z kieszeni kurtki, a potem odetchnął z ulgą, gdy znalazł to, czego szukał. Chaotycznym ruchem wygrzebał z kieszonki portfela prezerwatywę i czując, że podniecenie zaraz rozerwie go od środka, obrócił się z powrotem w stronę Wojtka, który…
– Nie, to jakiś żart, prawda? – jęknął. – Powiedz, że to żart…

9 komentarzy:

  1. Też stawiam na zaśnięcie, w dodatku sporo wcześniej wypił!

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem szczerze, że właśnie na taką część czekałem gdzie będzie więcej interakcji między głównymi bohaterami. A odcinek genialny, jak zawsze. ;)
    A co do braku czasu, to może, o ile chcesz to nadal kontynuować, to ustal, że nowe odcinki będą się pojawiały co dwa tygodnie (mam nadzieje, że nie rzadziej), dajmy na to w środy o 14:23, na przykład :P Dla czytelników, będzie to po prostu bardziej dogodne, niż zaglądanie codziennie :P Ot taka moja sugestia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, jasne, zamierzam kontynuować i teraz już będzie dużo tej interakcji :)
      Co do tego określenia czasu masz rację. I tak myślę, że dwa tygodnie będą optymalne, bo wtedy nawet uda mi się napisać coś na zapas. Tylko jeszcze muszę się zastanowić nad dniem publikacji.

      Usuń
  3. Albo rzyga albo śpi XD A tak poza tym, to super, że wstawiłaś nowy rozdział, bo bałam się, że już znudziłaś się czy coś i zostanie niedokończone ;-; Dlatego życzę teraz dużo weny na nowe rozdziały i miłego tygodnia! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Za urwanie w takim momencie powinien być paragraf w kodeksie karnym :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    cudo... Wojtek zasnął, w takim momencie właśnie? powinni wszystko wyjaśnić między sobą, bo tak to może długo trwać, a to w parku, och no piękne, ale ta końcówka Dominik będzie sfrustrowany...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    wspaniały rozdział och no Wojtek jak mogłeś zasnąć, w takim momencie właśnie? powinni w końcu wszystko wyjaśnić między sobą, bo to może jednak długo trwać... no i nie zapominam a tej scenie w parku, piękne, a sama końcówka ocho Dominik będzie sfrustrowany... ;)
    weny życzę...
    Pozdrawiam Aga

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejka,
    wspaniale, no Wojtek jak to mogłeś zasnąć w takim momencie? powinni na spokojnie wszystko wyjaśnić między sobą, bo taka sytuacja nieciekawa może  długo trwać... i scena w parku, piękne, a sama końcówka... Dominik będzie mocno sfrustrowany...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń