wtorek, 21 marca 2017

Zbieg okoliczności - rozdział 10


Od razu na wstępie chcę powiedzieć, że to opowiadanie będzie kontynuowane i na pewno mi się nie znudziło. Po prostu nie wyrabiam się z pisaniem w tydzień. Dlatego następny rozdział pojawi się w niedziele za półtora tygodnia, a potem, w zależności od tego, jak będzie z czasem, będę wklejać kolejne rozdziały co dwa tygodnie lub, jak cię uda, co tydzień – w niedzielę.
A teraz zapraszam na rozdział 10.


Wojtek obudził się rano, czując, że jeszcze chwila i głowa mu po prostu pęknie. Zamrugał oczami, krzywiąc się, bo światło raziło tak, że to aż bolało. W pierwszej chwili nie miał pojęcia, gdzie się znajduje, dopiero widok pokoju przywrócił mu pamięć. A, no tak. Hotel. Chwycił z szafki nocnej swój zegarek, chcąc sprawdzić godzinę i wtedy w oczy rzuciło mu się jakieś… origami? Uniósł brwi i zabrał to dzieło, patrząc na nie podejrzliwie. To jakiś żuraw czy coś… Już chciał go odłożyć, kiedy zobaczył ślady długopisu. Nie zastanawiając się zbyt długo, rozwinął papier. „Byłeś całkiem niezły. Dominik”. To jedno zdanie sprawiło, że cały poprzedni wieczór stanął mu przed oczami. Pub, picie wódki, park czy też chaszcze, które przypominały park, droga do hotelu, jego pokój… Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że jest nagi, a jego ubrania leżą porozrzucane po podłodze… Zrobił to!. Zrobił to z Dominikiem! Cholera, tylko… Dlaczego tego nie pamiętał? Usiadł na łóżku, chowając głowę w dłoniach i próbując sobie przypomnieć cokolwiek poza tymi mglistymi urywkami. Na pewno się całowali, na pewno leżeli na tym łóżku, ale co było dalej? Uprawiali seks… I chyba nie wyszło jakoś specjalnie dobrze, skoro Dominik zostawił mu taką wiadomość… Świetnie. Przeżył swój pierwszy raz z facetem i nawet tego nie pamiętał. Zrezygnowany zmiął kartkę w rękach i rzucił ją z powrotem na szafkę. Jeszcze raz spojrzał na zegarek. Było wpół do ósmej, a o dziewiątej mieli wyjść w góry. Nie był pewien, czy w jego wypadku to dobry pomysł, bo gdy tylko podniósł głowę, zaczęło go mdlić, ale ostatecznie zwlókł się z łózka i poszedł pod prysznic. Może zimna woda i szok termiczny przywróci mu pamięć.


– Cześć, Wojtek… – Lena, którą spotkał w holu, uniosła brwi w zdziwieniu na jego widok. Blady, podkrążone oczy i taki jakiś…  – Marnie wyglądasz. – stwierdziła i miała ochotę się roześmiać, ale widząc jego minę, tylko pokręciła głową. Chyba musiał się czuć tak, jak wyglądał.
– Dzięki, jak zawsze potrafisz poprawić mi humor. – Potarł ręką czoło. Cholernie bolała go głowa. I znowu zaschło mu w gardle.
– Ciężka noc? – zapytała Lena pozornie obojętnym tonem. Pozornie, bo w środku aż ją ciekawość rozsadzała. – Szybko wczoraj wyszedłeś. Zresztą, nie tylko ty… –  dodała znacząco.
– A co, coś ciekawego mnie ominęło? – Wojtek zignorował sugestię i odwrócił się w jej stronę, a Lena prawie odskoczyła od niego, marszcząc nos. Po chwili sięgnęła do torebki i wygrzebała z niej gumy do żucia. – Masz, jeszcze śmierdzisz alkoholem. Ile ty wczoraj wypiłeś?
– Dużo… – Wojtek wziął z jej ręki paczkę truskawkowych gum. Co prawda trzy razy mył zęby, ale to najwyraźniej nie pomogło. Cholera, wczoraj nie wypił dużo, tylko dużo za dużo. Gdyby nie to, pamiętałby, co robił w łóżku z Dominikiem.
– Idziecie na śniadanie? – usłyszeli obok głos. To była Anita. Ta sama, która wczoraj flirtowała z Dominikiem i dostała kosza. Wydawała się być w nienajlepszym humorze i ciągle rozglądała się dookoła. Ewidentnie kogoś szukała, ale chyba nie znalazła.
– Idziemy, jestem głodna. – Lena skinęła głową i ruszyli w stronę stołówki.
Wojtek już na sam zapach różnych potraw, poczuł, że znowu robi mu się niedobrze. Nie był pewien, czy cokolwiek będzie w stanie zjeść, choć wiedział, że musi, jeżeli chce jakoś dojść do siebie. W końcu wziął ze stołu pieczywo i jakiś serek, byleby tylko zapchać czymś żołądek. To przynajmniej nie miało intensywnego zapachu.
– Masz coś białego… – usłyszał i uniósł głowę. – Tutaj. – Dominik, patrząc na niego, przejechał kciukiem po kąciku swoich ust i bez pytania usiadł przy ich stoliku obok Anity. Ta w pierwszej chwili spojrzała na niego spod byka, ale w końcu trochę się rozpromieniła, bo Dominik był miły i uprzejmy.
Wojtek rzucił mu spojrzenie sugerujące, że musza porozmawiać, ale w odpowiedzi zobaczył tylko uniesione brwi i lekko ironiczny uśmieszek. No co za dupek! Co, wydaje mu się, że zaciągnął go do łóżka i teraz może się zachowywać jak gdyby nigdy nic? Wojtek zupełnie zignorował fakt, że tak właściwie to on zaciągnął do łóżka Dominika, bo ważne było tylko to, że się stało. A jak już się stało, to… Niech to szlag, dlaczego on nic nie pamięta. I co miała w ogóle znaczyć wiadomość na tej kartce?!
– Za pół godziny wychodzimy – stwierdziła Lena, kiedy zjedli śniadanie i dopijali kawę. – Przewodnik ma nas czekać przy wyjściu.
– Słyszałam, że ponoć kiedyś zgubił w górach jakąś wycieczkę i ci ludzie wrócili dopiero po dwóch dniach – powiedziała Anita, której najwyraźniej poprawił się humor.
– Wiecie co, ja jednak chyba nie idę. – Wojtek skrzywił się lekko. Kawa i śniadanie nic nie dały, nadal czuł się kiepsko. Raczej nie nadawał się na kilkugodzinną wędrówkę po górach.
– Żartowałam z tym przewodnikiem. – Anita spojrzała na niego zdziwiona, ale kiedy zobaczyła, że jest prawie zielony na twarzy, zrozumiała. Zwłaszcza, że po chwili Wojtek wstał i pobiegł do łazienki.
– Zobaczę, co z nim – powiedział po chwili Dominik, odstawiając swój kubek po kawie. Nawet nie zauważył, że Lena przygryzła wargę, próbując ukryć uśmiech.

– Wyglądasz strasznie – stwierdził Dominik, kiedy znalazł Wojtka pochylającego się nad umywalką. Chyba wcześniej rzygał, bo przemywał sobie usta.
– Dzięki, tego właśnie potrzebowałem – sarknął Wojtek, odwracając się w jego stronę. Przymknął oczy i oparł się o ścianę. Czuł się odrobinę lepiej, ale nadal, jedyne o czym marzył, to położyć się do łóżka. Do łóżka… No tak, miał przecież pogadać z Dominikiem. – Słuchaj, możesz mi…
– Nie… – Dominik uśmiechnął się i pokręcił głową.
– Co „nie”? – Wojtek zmarszczył brwi. Przecież nawet nie wiedział, o co chciał zapytać. Czy on zawsze wszystko musiał utrudniać? Czy nie mógł chociaż raz normalnie z nim porozmawiać? Do tej pory ich relacje opierały się głównie na dogryzaniu sobie i dziwnych akcjach w łazience. Jak na ironię, nawet teraz byli w łazience! Nie, naprawdę, po tym, co się stało, muszą porozmawiać. Wojtek musiał wiedzieć, co to w ogóle znaczy dla Dominika. O ile w ogóle coś znaczy. Oczywiście, nie spodziewał się żadnych czułości, no ale po tym wszystkim mógłby go chociaż pocałować, skoro byli tu sami.
– Mam cię pocałować? – Dominik uniósł brwi. Cholera! Wojtek aż zamarł i poczuł, że robi mu się gorąco. Nieznośnie gorąco. Czy on to powiedział na głos? Najwyraźniej. – Chyba sobie żartujesz – usłyszał drwiący głos nad uchem. No. I teraz wszystko jasne. Jasne jak słońce. A on w swojej naiwności myślał… Spojrzał ze złością na Dominika. Wychodziło na to, że dostał, co chciał i to koniec. Zaczęło się w kiblu i skończyło się w kiblu.
– Wal się! – burknął i wyszedł z łazienki. Cholera, musiał się położyć, bo czuł, że głowa mu pęknie.

Wojtek wrócił do pokoju i położył się do łóżka. Wcześniej jeszcze zadzwonił do mamy, ale zapewniła go, że wszystko jest w porządku i powiedziała, że Michał zrobił jej jajecznicę na śniadanie. Jasne, Michał i gotowanie. Na pewno sama wstała, bo jej nawet złamana noga nie byłaby w stanie odciągnąć od kuchni. Tak jak jego teraz nic nie było w stanie odciągnąć od poduszki. Po chwili poczuł jak zamykają mu się oczy.

Obudziło go pukanie, nie, walenie, do drzwi. Podniósł się i poszedł otworzyć. Pewnie ktoś z obsługi…
– Czego chcesz? – zapytał niezbyt przyjaznym tonem, kiedy zobaczył osobę stojącą na korytarzu. Czarne włosy opadające na twarz, ciemne oczy…
– Wejść. – Dominik, nic sobie nie robiąc z jego niezadowolenia, minął go i wszedł do pokoju. Uśmiechnął się na widok zmiętej kartki, rzuconej na szafkę nocną. Chyba Wojtkowi nie spodobała się jego wiadomość. Ale cóż… Zasłużył sobie.
– Pytam serio, nie mam siły na przepychanki z tobą. – Wojtek chwycił z szafki butelkę z woda. Kac trochę odpuścił, ale jeszcze nie do końca, wciąż strasznie chciało mu się pić. – I w ogóle, co ty tu robisz, nie powinieneś być teraz w górach?
– Nie lubię gór. – Dominik wzruszył ramionami. Tak naprawdę zdecydowanie wolał morze, nawet zimą. Niektórzy twierdzili, że to nudne, ale on tak nie uważał. Lubił żywioły. A morze podczas sztormu potrafiło wyglądać naprawdę zjawiskowo.
– To po co tu w ogóle przyjechałeś? – Wojtek spojrzał na niego zdziwiony.
– A jak ci się wydaje, idioto? Myłeś zęby? – Dominik chwycił go za kark, przyciągając do siebie.
– Co?
– Po tym, jak rzygałeś, czy myłeś zęby – powtórzył, zniecierpliwiony. – Chyba nie sadziłeś, że tam, w łazience, będę się całował z kimś, kto przed chwilą wymiotował?
– Ach… – Wojtek, na początku trochę zdezorientowany, w końcu uśmiechnął się. Więc o to chodziło. A on, dureń jeden, już sobie ułożył w głowie cały scenariusz. Że jeden numerek i koniec. Naprawdę, czasami myślenie na zapas się nie opłaca. – Myłem, kilka razy – powiedział, czując, jak napięcie z niego opada.
– To dobrze…

Dominik odmówił odpowiedzi na jakiekolwiek pytania, zwłaszcza dotyczące tego, co się wczoraj wydarzyło. Uznał, że musi wyciągnąć Wojtka z tego stanu poalkoholowego otępienia i umówił się z nim za pół godziny na lodowisku. Zawarł z nim też pewien układ, dzięki któremu Wojtek zyskał w końcu motywację, żeby ruszyć tyłek z łóżka. Teraz musiał tylko jeszcze wypożyczyć łyżwy.
– Jakie? – Chłopak w wypożyczalni oparł się na rękach za drewnianą lada i przyjrzał mu się uważnie. Był przystojny. Nawet bardzo. Brązowe włosy i intensywnie zielone oczy…
– Co? – Wojtek zawiesił się. Przez chwilę zastanawiał się, dlaczego ten chłopak mu się tak przygląda, ale w końcu doszedł do słusznego wniosku, że po prostu czeka na odpowiedź.  – A, rozmiar czterdzieści dwa.
– Nie ma sprawy. – Chłopak oderwał się od lady i poszedł do magazynu, po chwili wracając z parą czarnych łyżew. – Czterdzieści dwa – powiedział i uśmiechnął się tak jakoś… zachęcająco? Wojtek uznał, że faktycznie chyba wczoraj za dużo wypił i zaczyna widzieć albo wyobrażać sobie coś, co nie istnieje. Tak ponoć było w ostatnim stadium alkoholizmu. Dzisiaj już na pewno nic nie wypije.
Wszedł na trybuny lodowiska i usiadł na jednym z krzesełek na dole, patrząc na Dominika, który naprawdę dobrze radził z hokejowym krążkiem. Zdjął buty i zaczął wiązać łyżwy. Wydawały mu się jakieś dziwne. I miały jakieś takie ząbki z przodu…
– A ty co, baletnicą chcesz zostać? – Dominik podjechał do niego i spojrzał z ironicznym uśmieszkiem na jego nogi.
– O co ci znowu chodzi, co? – Wojtek zmarszczył brwi, rzucając mu wściekłe spojrzenie. Z nim naprawdę ciężko było się dogadać. Czy on nigdy nie umiał powiedzieć niczego wprost? Dupek!
– To są łyżwy do jazdy figurowej. – Dominik odstawił kij i oparł się o bandę. – Ściągaj je. No chyba, że chcesz się nauczyć kręcić piruety.
– Bardzo śmieszne. – Wojtek zaczął rozwiązywać sznurówki. Skąd miał niby wiedzieć? Nie znał się na tym. Zresztą ten chłopak w wypożyczalni… A niech go! To dlatego się tak dziwnie uśmiechał. – Idiota… – mruknął.
– Co?
– Nic, nie ty… To znaczy ty też, ale głównie on… – Wojtek ruchem głowy wskazał kierunek wypożyczalni. Po chwili ubrał buty i podniósł się, chwytając w rękę łyżwy.

– Nie pasują? – Chłopak, który wydawał się odrobinę znudzony, ożywił się, kiedy para łyżew wylądowała na blacie.
– To miał być jakiś żart? – Wojtek spojrzał na niego spod byka.
– Pytałem, jakie mają być. Powiedziałeś, że czterdziestki dwójki – chłopak uśmiechnął się i wzruszył ramionami, ale Wojtek nie mógł oprzeć się wrażeniu, że  trochę z niego pokpiwa. Zwłaszcza, kiedy… Zaraz! Czy on do niego właśnie mrugnął? Spojrzał zdezorientowany na Dominika, który wyglądał, jakby miał ochotę roześmiać się na widok jego miny.
– Daj mu hokejówki – powiedział tylko do chłopaka i chwilę później zabrał Wojtka z powrotem na lodowisko. Wojtka, który nadal wydawał się być w lekkim szoku. Chyba wcześniej nigdy nie zauważał, kiedy jakikolwiek chłopak robił mu jakieś aluzje. Dopiero teraz, gdy uświadomił sobie swoją orientację, zaczynał dostrzegać takie rzeczy.
– Czy on…
– Podrywał cię? Tak. – Dominik znów oparł się o bandę, patrząc, jak Wojtek zakłada łyżwy. Tym razem takie, jakie powinien. Hokejowe. – Nauczysz się wyłapywać tego typu rzeczy. Dobra, wstawaj. Czas na pierwszą lekcję.

Wojtek dość szybko nauczył się poruszania po lodowisku. Poruszania, bo jazdą tego nie można było jeszcze nazwać, ale swego czasu sporo śmigał na rolkach, więc przynajmniej z równowagą nie było problemu. Co prawda ostrza to nie kółka, a lód to nie asfalt i te kilka widowiskowych wywrotek wywołało na pewno uśmiechy politowania na twarzach innych łyżwiarzy, ale ogólnie rzecz biorąc i tak naprawdę nieźle dawał sobie radę.
– To jak? – Dominik podjechał do niego, kiedy wydawało się, że nabrał już pewnej stabilności. – Jeden gol, jedna odpowiedź na dowolne pytanie. Żeby było w miarę uczciwie, na jeden mój strzał ty masz trzy. Co ty na to?
– Niech będzie. – Wojtek skinął głową. Jak dla niego to wcale nie było uczciwie, bo wyglądało to trochę tak, jakby ustawić do wyścigu ledwo uczące się chodzić dziecko z zawodowym biegaczem, ale miał nadzieję, że zdobędzie chociaż tę jedną bramkę i w końcu się dowie, co takiego wyprawiali w nocy. Podjechał do bandy, za którą leżały ochraniacze i kaski. Nie miał pojęcia, dlaczego zgodził się na coś, w czym nie miał z Dominikiem szans, ale już trudno.
Wojtek zaczął. Nie czuł się jeszcze na tyle pewnie na łyżwach, żeby szarżować, dlatego zdecydował się na strzały z miejsca. Pierwszy… Prawie, lewy słupek. Drugi… Zupełnie gdzieś poza bramkę. Trzeci… Łatwo zablokowany nogą.
– Teraz moja kolej. – Dominik okrążył go i ruchem głowy wskazał bramkę. Po chwili rozpędził się i wbił krążek idealnie w praw górny róg bramki. – Dlaczego wtedy odwołałeś spotkanie? Stchórzyłeś? – zapytał, zatrzymując się na wprost Wojtka.
– Oczywiście, że nie! – Wojtek zirytował się lekko. Co jak co, ale na pewno nie był tchórzem. – Moja mama złamała nogę i pojechałem z nią do szpitala – wyjaśnił, widząc lekko powątpiewające spojrzenie. – Jak nie wierzysz, to zapraszam, możesz wpaść i podpisać się na gipsie.
– Dobra, niech będzie, że wierzę na słowo. – Dominik rzucił krążek i znów podjechał do bramki. – Tym razem postaraj się trochę bardziej, jak chcesz się czegoś dowiedzieć.
Niestety, mimo starań, Wojtek zarówno w tej turze, jak i w dwóch następnych nie zdobył gola. Strzały wydawały się być coraz bardziej celne, ale każdy został obroniony. Za to Dominik radził sobie świetnie i tym sposobem Wojtek musiał mu powiedzieć: „kim jest ten metal, co przyszedł po niego do szkoły” i „jak mu się podobało ich pierwsze intymne spotkanie w łazience”. Po tym ostatnim pytaniu Wojtek miał ochotę przywalić kijem nie w krążek, ale w głowę Dominika, ale jakoś resztkami woli zdołał się opanować.
Teraz, gdy trochę ochłonął, znów stanął przy krążku. Nawet nie zauważył, że ktoś podjechał do niego z tyłu.
– Tak nigdy nie wbijesz mu gola – usłyszał głos i odwrócił głowę. To był ten chłopak z wypożyczalni. Teraz już na łyżwach i w koszulce jakiejś drużyny. – Po pierwsze, źle trzymasz kij. – Pochylił się i poprawił mu ułożenie rąk. – Po drugie, strzelając z miejsca, uderzenie nigdy nie będzie na tyle silne, żeby nie był w stanie tego obronić. Po trzecie… Rozluźnij się trochę… – Chwycił go za ramiona. – Jesteś strasznie spięty.
– Grasz, czy nie? – Dominik, widząc, co się dzieje, krzyknął na nich obu. Wcześniej sytuacja między tym chłopakiem a Wojtkiem bardziej go śmieszyła, ale teraz… No za dużo sobie pozwalał.
– Słuchaj, musisz się rozpędzić z tym krążkiem. Spróbuj, co ci szkodzi.
Wojtek nie był co do tego pomysłu przekonany, ale w końcu skinął głowa. Faktycznie, co mu szkodzi. Ustawił się na środku boiska i zaczął jechać, popychając kijem krążek. Raz w lewo, raz w prawo, raz w lewo, raz…
– O kurwa… – jęknął, gdy zaliczył kolejny, naprawdę bolesny upadek, bo krążek wpadł mu pod łyżwę. Nie, on zdecydowanie nie był stworzony do tego sportu. Chyba powinien sobie darować. Wstał, ściągając kask z głowy, ale chłopak z wypożyczalni zmusił go, by założył go z powrotem.
– Dobra, zrobimy inaczej – powiedział, układając krążek na linii strzału. – Rozpędzisz się bez krążka i w niego uderzysz – wyjaśnił. – Obserwowałem was. Celuj między nogi, to jego słaby punkt… – uśmiechnął się i odjechał na bok.
Wojtek z jednej strony miał dość, ale z drugiej chciał, żeby Dominik opowiedział mu w końcu, co się wczoraj wydarzyło. Westchnął. Celować między nogi? Dobra! Tym razem, nie mając się już o co potknąć, zaszarżował na krążek i z całej siły uderzył w niego kijem. I…
– Nie wierzę! – Stanął jak wryty, widząc krążek w siatce. Udało mu się! Cholera! Udało się!
– Gratuluję, w końcu sukces. – Dominik podjechał, ściągając kask. – Na czternaście strzałów jeden celny…
– A ty nie bądź taki mądry. – Chłopak z wypożyczalni pojawił się tuż obok. – Robisz sobie zawody z kimś, kto nawet nie wiedział, jak wyglądają łyżwy hokejowe.
– Masz z tym jakiś problem? Bo jak tak, to może sam zmierzysz się z mną na lodzie? Tak na serio. – Dominik spojrzał na niego, zaciskając usta. Ten chłopak zaczynał go naprawdę irytować. Ekspert się znalazł.
– Nie ma sprawy. Pasuje ci dziewiętnasta? Teraz nie mam czasu, za chwilę mam tu zajęcia z dzieciakami – powiedział i odwrócił się do Wojtka. – Mogę ci dać kilka lekcji, jeżeli chcesz. To nie jest takie trudne, jak się wydaje. A tak w ogóle to jestem Alan – przedstawił się, wyciągając rękę.
Wojtek uśmiechnął się i odwzajemnił uścisk. Alan… Ładne imię.


7 komentarzy:

  1. No nie! Jeszcze w tym rozdziale Wojtek powinien mieć szansę na zadanie pytania! Sprzeciw!
    Przyjemny odcinek, chociaż nieco krótki i czuję lekki niedosyt, ale cieszę się, że w ogóle go dodałaś :)
    Życzę dużo weny i pozdrawiam.
    M.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział, przeczytałam jednym tchem i czekam z niecierpliwością na więcej:):)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję, że ten cały Alan nie zabierze Wojtka Dominikowi

    OdpowiedzUsuń
  4. Bierz go, Alan! Dominik to dupek, nawet jeśli przystojny, to wciąż dupek... Team Alan!

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    jak Dominik mógł tak postąpić... z tą kartką, a potem na tym lodowisku, jestem ciekawa tego zmieżenia się z Alanem i co odpowie Dominik...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejka,
    fantastyczny rozdział, jak w ogóle Dominik mógł tak postąpić... z tą kartką, a potem na tym lodowisku... bardzo ciekawa jestem tego zmieżenia się z Alanem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejka, hejka,
    cudowny rozdział, Dominik jak mogłeś z tą kartką tak postąpić, a potem jeszcze na tym lodowisku... bardzo ciekawa jestem tego zmieżenia się z Alanem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń