środa, 15 lutego 2017

Zbieg okoliczności - rozdział 7


Rozdział miałam dokończyć już wczoraj, ale zapomniałam, jaki to dzień i tak jakoś wyszło z brakiem czasu.
Dziękuję wszystkim za komentarze, bo to motywuje do pisania :)


Wojtek po powrocie do domu nie mógł znaleźć sobie miejsca. Chodził między pokojem a kuchnią, choć był tak zdenerwowany, że nawet nie tknął zostawionego dla niego obiadu. Sama myśl, że miałby coś teraz zjeść, powodowała u niego mdłości. Zastanawiał się, czy nie zrobić sobie jakiejś melisy, lub, jeszcze lepiej, nie poszperać mamie w szafce nocnej w poszukiwaniu jakiegoś Valium czy innego tego typu specyfiku, jednak uznał, że to byłaby już przesada. Bo czym tak naprawdę miał się niby stresować? To tylko zwykłe spotkanie z Dominikiem, który chciał z nim pogadać. Więc zwyczajnie wypiją po dwa piwa, pogadają i… Eh, kogo on oszukiwał. To nie będzie żadne zwykłe spotkanie. Nie po tym, co się stało dzisiaj w kantorku, nie po tym, jak Dominik całował go w taki sposób, a on był tak podniecony, że pozwoliłby mu wtedy chyba na wszystko. Aż przymknął oczy na to wspomnienie. Teraz nerwy mieszały się z dreszczami przyjemności. A jeżeli Dominik będzie chciał go później zaprosić do siebie? Powinien się zgodzić? Cholera, co to za durne wybieganie w przyszłość. Może równie dobrze się okazać, że znów się pokłócą i nie zdążą dopić nawet jednego piwa. Zresztą, nie miał nawet pojęcia, czy Dominik mieszka sam, z rodzicami, czy może z jakimiś współlokatorami. O, właśnie, jeżeli już o współlokatorach mowa, to przez okno w kuchni zobaczył Michała, który najprawdopodobniej wracał z zajęć, cały mokry, bo pół dnia dzisiaj lało jak z cebra. Będzie musiał mu powiedzieć, że części do samochodu już przyszły. Jeżeli by się pospieszyli, to może nawet w tym tygodniu udałoby się go uruchomić.


Dochodziła siedemnasta, kiedy wyszedł spod prysznica, a teraz starał się ułożyć swoje jasne włosy, które jak zwykle, zaraz po wysuszeniu, sterczały na wszystkie strony. Matka wielokrotnie mówiła mu, żeby je obciął, ale nie chciał o tym słyszeć. Zresztą, nawet Lena twierdziła, że takie są okej, bo zupełnie krótkie mu nie pasują, a w ulizanych wyglądałby jak kretyn. I Wojtek w stu procentach się z nią zgadzał. Spojrzał w lustro, widząc odbicie swoich niebieskich oczu, które teraz były lekko rozszerzone z nerwów. Wyszedł z łazienki i zaczął przeglądać ciuchy w swojej szafie. Nie miał pojęcia, w co powinien się ubrać, jednak po dłuższej chwili stania i gapienia się na elementy swojej garderoby, uznał, że chyba mu kompletnie odbiło, skoro zastanawia się tyle czasu nad takimi rzeczami. W końcu idzie do pubu na piwo, a nie na bankiet. Wyjął z szafy pierwszą z brzegu niebieską koszulę i granatowe dżinsy. Po chwili, już ubrany, wyszedł na korytarz, bo usłyszał, że ktoś wchodzi do domu.
– Mamo, to ty? – zapytał, zbiegając po schodach. – Mamo? Mamo… – Wpadł do przedpokoju słysząc krzyk i widząc przy drzwiach rozsypanie na podłodze zakupy. Pani Nowacka leżała na podłodze, krzywiąc się z bólu. – Mamo… – jęknął, gdy zobaczył jeden z butów na obcasie, który zsunął się z nogi.
– Wojtuś, poślizgnęłam się i… – Pani Nowacka aż syknęła z bólu, nie mogąc dokończyć zdania.
– Już, nie ruszaj się, dzwonię po karetkę. – Wojtek wyciągnął z kieszeni komórkę i wybrał numer, a po chwili powiadomił dyspozytorkę o sytuacji i podał adres. – Mamo, leż spokojnie – pochylił się nad nią, rozglądając się dookoła. Było tu mnóstwo błota, większość tego, które sam naniósł, bo po powrocie z pracy nawet nie wytarł butów. Wiedział, że to była jego wina. Przez ten cholerny stres związany z Dominikiem, zapomniał nawet wziąć mopa i zetrzeć podłogi. A matka zawsze go o to prosiła, bo i bez błota kafelki były wyjątkowo śliskie. Niech to szlag! Przecież doskonale wiedział, że zawsze do pracy chodziła w szpilkach. Mimo że miała już ponad pięćdziesiąt lat, nigdy nie zmieniła tego przyzwyczajenia. Co rusz powtarzała, że jego ojciec lubił, kiedy zakładała takie buty. Nieraz Lena pytała się, jak „pani Marysia” wytrzymuje tyle godzin na obcasach, bo ona sama ceniła sobie wygodę, a szpilki były tylko na wyjątkowe okazje. Takie naprawdę wyjątkowe, bo zwykle na drugi dzień jęczała, tak ją bolały nogi.

Karetka przyjechał dopiero po dobrych dwudziestu minutach, ale na szczęście do szpitala było w miarę blisko. W tym momencie Wojtek czekał przed gabinetem zabiegowym i chodził w tę i z powrotem przed zamkniętymi, oszklonymi drzwiami. Lekarz poinformował go, że jego mama ma złamaną kość piszczelową i zostanie jej założony gips. Po kilkunastu minutach usiadł zdenerwowany na ławce, nadal obwiniając się o to błoto zostawione w przedpokoju. Gdyby posprzątał, na pewno nic takiego by się nie wydarzyło. No wyleciało mu z głowy, zapomniał po prostu…  Cholera, zapomniał o czymś jeszcze. Spojrzał na zegarek, a po chwili wyjął komórkę i napisał Dominikowi dość lakonicznego sms-a z informacją, że go nie będzie.

Dominik zbierał się do wyjścia. W pierwszej chwili chwycił swoje kluczyki do samochodu, ale po namyśle odłożył je na szafkę. Lepiej będzie, jak pojedzie taksówką. W końcu na pewno coś wypiją, a nie zamierzał zostawiać auta na parkingu pod pubem. Wziął do ręki telefon, chcąc zamówić kurs, ale wtedy zobaczył na wyświetlaczu znaczek koperty. Nieodebrany sms. Zmarszczył brwi, kiedy go odczytał: Nie będę mógł przyjść. Wojtek. Westchnął i pokręcił głową z irytacją. Więc jednak stchórzył. I nawet nie chciało mu się i napisać żadnej mniej lub bardziej prawdopodobnej wymówki. Dominik był naprawdę zły. Po tym, co dzisiaj się stało, po tym, kiedy to przecież Wojtek sam do niego przyszedł, sądził, że w końcu pogadają jak ludzie i wyjaśnią te wszystkie nieporozumienia. A potem… Specjalnie posprzątał całe mieszkanie i zmienił nawet pościel, bo miał nadzieję, że w końcu między nimi wydarzy się coś więcej. Sam nie wiedział, dlaczego chciał właśnie Wojtka. W swoim życiu spotykał się z wieloma osobami. Na początku liceum, kiedy koniecznie chciał ukryć swoją orientację, były to dziewczyny, potem, gdy wyjechał do Warszawy, żeby uczyć się tam i grać w jednym z klubów, poznał uroki stolicy i, jakby nie było, anonimowości. Miał kilku facetów, choć nie były to żadne związki, raczej spotkania bez zobowiązań, zawsze gdzieś poza jego mieszkaniem. Nigdy nie mówił, jak się nazywa, nigdy nie mówił, gdzie mieszka. Był piłkarzem, nie mógł sobie pozwolić na żadne plotki. A potem… Potem, gdy już grał w lidze, stało się to, co jest dla piłkarza, zwłaszcza tak zdolnego piłkarza, najgorszym koszmarem. Kontuzje, lekarze, potwory do gry, kolejne kontuzje, kolejni lekarze… Aż w końcu, któregoś pięknego dnia, siedząc naprzeciwko jednego z najlepszych ortopedów w Warszawie, usłyszał, że nie będzie mógł dalej grać. Uraz prawej stopy ciągle się odnawiał, więc intensywne treningi, narażanie kości na kolejne złamania, groziły czymś dużo gorszym. Dominik długo nie mógł się z tym pogodzić. Próbował różnych metod rehabilitacji, jeździł na różne konsultację, niestety, za każdym razem mówiono mu to samo. Jeżeli nie chce, żeby skończyło się to kalectwem, musi sobie odpuścić. Więc w końcu odpuścił, nie było innego wyjścia. Dokończył rozpoczęte wcześniej na Akademii Wychowania Fizycznego studia i wrócił do rodzinnego miasta. Warszawa kojarzyła mu się z utraconymi marzeniami, nie chciał tam już wtedy dłużej mieszkać. A tutaj… Tutaj dostał staż, a potem pracę w szkole. No i poznał Wojtka. Dlaczego go aż tak do niego ciągnęło? Dominik nie miał pojęcia, za to mógłby przysiąc, że nikt nigdy nie doprowadzał go do takiej irytacji, jak właśnie on. Bo ten chłopak sam nie wiedział, czego chce. Dominik usiadł na łóżku. Nie, naprawdę, dość tego. Zakomunikował mu dzisiaj jasno i wyraźnie – nie będzie się z nim bawił w kotka i myszkę. Przechylił się i sięgnął po swoją torbę sportową. Było jeszcze przed osiemnastą, więc zdecydował, że wybierze się na basen. Zazwyczaj chodził tam trzy razy w tygodniu – w niedzielę, wtorek i czwartek, bo pływanie naprawdę go odprężało po tych godzinach pracy z dzieciakami, jednak dzisiaj, mimo iż była środa, uznał, że przyda mu się taki wysiłek fizyczny. Nie miał tylko pojęcia, że tego właśnie dnia, o tej godzinie, spotykają się na basenie jego uczennice.

Ośrodek sportowy z pełnowymiarowym basenem znajdował się niedaleko jego mieszkania, prawie w samym centrum, więc Dominik dotarł tam w niecałe piętnaście minut. Teraz, już przebrany, wyszedł spod natrysku, otrzepując włosy z kropelek wody. Czepka nie zakładał, nie lubił, jak zresztą większość osób przychodzących na pływalnię. Regulamin tego nie wymagał, poza tym woda nie była chlorowana, tylko ozonowana, wiec nawet kobiety nie narzekały na wysuszanie włosów. Nawet nie zwrócił uwagi na grupkę gimnazjalistów siedzących przy słupkach startowych po drugiej stronie basenu. Nie było tłoku, więc z zadowoleniem stwierdził, że będzie można w spokoju popływać. Poprawił swoje grafitowe kąpielówki, które, co kilka razy przypadkiem usłyszał, ładnie podkreślały jego „niezły tyłek”.  W ogóle często słyszał dużo różnych komplementów. Był szczupły, ale wysportowany, pod jasną skórą wyraźnie widać było rysujące się mięśnie. Dominik odgarnął ręką czarne, lekko przydługie włosy i wszedł do wody. Była przyjemnie chłodna, a on zamierzał dać sobie dzisiaj prawdziwy wycisk.

– No dobra, a ile dajecie temu? – Dagmara Janicka, wskazała stojącego przy jednym ze słupków chłopaka. Razem z kilkoma koleżankami zawsze przychodziła w środy na basen, ale raczej nie dla sportu. Większość czasu, zamiast pływać, siedziały i oceniały facetów. Dzisiaj pojawili się jeszcze kumple z ich szkoły, Patryk Pilarczyk i Kamil Antoniak, którzy właśnie w tym momencie wychodzili z wody.
– Całkiem niezły, siedem na dziesięć – stwierdziła Martyna Olesiuk, która była już lekko znudzona. Ogarnęła z czoła ciemnobrązową grzywkę i oparła głowę na ręce. Nie lubiła pływać, zwykle nawet nie wchodziła do wody, ale cóż, to i tak było lepsze niż siedzenie w domu i nauka. Jej rodzice byli bardzo wymagający i wyjścia na basen były jednymi z niewielu rzeczy, na które jej pozwalali. Zawsze zazdrościła Dagmarze jej „wyluzowanych starych”. – A właśnie, masz już kogoś na swoją szesnastkę? – zapytała od niechcenia. Miała tylko nadzieję, że nie będzie to Patryk, który od dawna jej się podobał. Był naprawdę bardzo przystojny. Wysoki, świetna sylwetka, ciemne blond włosy ostrzyżone w modnego irokeza i intensywnie zielone oczy. Wielu dziewczynom się podobał, ale niestety, on na żadną nie zwracał uwagi.
– Jej się marzy sama wiesz kto… – roześmiała się Agata Winnicka, która właśnie podpłynęła do krawędzi basenu.
– Daguś, kochanie, nasz trener nie przyjdzie na twoje urodziny. – Patryk objął ją ramieniem, siadając obok. – Jakby ci to powiedzieć… Nie ta liga… – roześmiał się, widząc jej naburmuszoną minę. Dagmarę znał od dziecka, więc nigdy nic sobie nie robił z jej fochów. Wręcz przeciwnie, starał się wtedy jeszcze bardziej jej dokuczyć.
– Jesteś idiotą – warknęła i odsunęła go od siebie. – Poza tym Dominik powiedział, że się zastanowi – powiedziała wyniośle.  
– Oczywiście, słonko… – stwierdził Patryk z niezwykle poważnym wyrazem twarzy, po czym parsknął i pokręcił głową z politowaniem. – Ale wiesz co? – Spojrzał na nią rozbawiony, bo właśnie przed chwilą coś zauważył. – Możesz go teraz zapytać, jest tutaj… No, na co czekasz? – zapytał, widząc rozchylone w zdziwieniu usta Dagmary. – Dobra, pomogę ci… – uśmiechnął się i wepchnął ją do wody. Zaraz po tym rozległ się ostry dźwięk gwizdka ratownika, który pogroził mu palcem.  
– Kretyn – burknęła Dagmara, wynurzając się. Wcześniej nie miała zamiaru moczyć sobie włosów, dlatego zwinęła je w kok na czubku głowy, ale teraz to już i tak nie miało znaczenia. Całe szczęście, że pomalowała rzęsy wodoodpornym tuszem. Wkurzona odwróciła się i wtedy go zobaczyła. Dominik płynął na jednym ze środkowych torów i wyglądał… No wyglądał obłędnie. Jego ruchy, jego sylwetka… Dagmara aż westchnęła. A chwilę później przyszedł jej głowy pewien pomysł.

Dominik starał się całkowicie skupić na pływaniu i wyrzucić z głowy wszystkie myśli. Wysiłek fizyczny zawsze bardzo go odprężał. Sport był jak seks, wyzwalał pewnego rodzaju endorfiny. A potem przychodziło już tylko przyjemne zmęczenie. A dzisiaj miał ochotę naprawdę porządnie się zmęczyć. Dopływał właśnie do ściany przy głębszej części basenu, gdy usłyszał czyjś krzyk, a potem zobaczył, że ktoś się krztusi i znika pod wodą. Nie zastanawiając się ani chwili zanurkował i chwycił jakąś dziewczynę pod ramiona, usiłując wyciągnąć na powierzchnię. Po chwili zauważył obok nich ratowniczkę, która pomogła mu zaholować dziewczynę i wyciągnąć ją z basenu. Ta nadal się krztusiła, ale chyba nic jej nie było, wyglądało to tak, jakby po prostu zachłysnęła się wodą. Dominik zamienił kilka słów z ratownikami i chciał ją im zostawić, ale chwyciła go za rękę i podniosła głowę. Dopiero wtedy ją poznał. To była Dagmara z trzeciej C gimnazjum. No to pięknie…
– Panie Dominiku… – Dagmara zakaszlała i z pewnym trudem usiadła, nadal go nie puszczając. Po chwili pochyliła się lekko, udając, że kręci jej się w głowie. Miała zamiar wykorzystać to, że był tak blisko. Nigdy nawet nie widziała go bez koszulki, a teraz… Teraz miała go na wyciągnięcie ręki. I mimo że musiała skupiać się na tym, żeby udawać złe samopoczucie, nie mogła opanować podekscytowania. Warto było się opić wody, żeby teraz być tu razem z nim w takiej sytuacji.
– Znacie się? – Jeden z ratowników, z którymi Dominik czasami rozmawiał, bo bywał tu przecież bardzo często, sprawdzał Dagmarze puls. Był pewien że to zwykłe zakrztuszenie, ale musiał się upewnić, czy wszystko na pewno jest w porządku.
– Tak, to uczennica z mojej szkoły. Może trzeba zadzwonić po jej rodziców? – Dominik w końcu wyplątał się z uścisku i wstał. Zauważył kilkoro innych gimnazjalistów, którzy stali w pewnym oddaleniu. Nie wyglądali na specjalnie zmartwionych. Raczej sprawiali wrażenie, jakby bawiła ich cała sytuacja.
– Nie, nie trzeba. – Dagmara nagle, w tej jednej chwili, przestała kaszleć. – Tylko… Gdyby mógłby mnie pan odwieźć do domu, bo wolałabym nie jechać po tym wszystkim autobusem…
– Dagmara… – Dominik przymknął oczy z irytacją. No jasne, ale był naiwny… Przecież właśnie tego powinien był się po niej spodziewać. Dobrze wiedział, do czego ona zmierza i nie miał zamiaru jej na to pozwolić. – Jeżeli źle się czujesz, dzwonimy do twoich rodziców, bez gadania.
– Nie, naprawdę nie trzeba – zaprotestowała stanowczo, słysząc parsknięcie za plecami. – Nic mi nie jest. – Odtrąciła rękę ratowniczki, która chciała pomóc jej wstać i podniosła się sama. Już nie wyglądała, jakby miała zamiar mdleć. Mruknęła tylko coś pod nosem i odeszła w stronę znajomych.
– Niezłe przedstawienie – szepnął Patryk, kiedy podeszła do nich, oglądając się kilka razy na Dominika, który jednak stracił nią jakiekolwiek zainteresowanie i najwyraźniej zbierał się do wyjścia. – Myślałaś o szkole aktorskiej? – Patryk nie mógł się powstrzymać od dogryzania, a Agata aż ukryła twarz w dłoniach, żeby nie śmiać się za głośno.
– To twój wybawca, uratował ci życie – wydukała w końcu. – Niczym rycerz na bia…
– Och, zamknijcie się – warknęła Dagmara. – Jeszcze sami zobaczycie!

Wojtek siedział na jednym z tych niewygodnych plastikowych krzesełek w szpitalnym korytarzu, a naprzeciwko niego stała Lena, która przyjechała chwilę po tym, gdy powiadomił ją o wypadku. Teraz, gdy już wiedział, że mamie nic nie będzie, był spokojniejszy, nadal jednak co chwilę zerkał na wyświetlacz komórki. Dominik nie odpisał na jego sms-a. Wcześniej chciał zadzwonić i wytłumaczyć powód odwołania spotkania, ale ostatecznie uznał, że zrobi to osobiście.
– Co ty tak męczysz ten telefon? – Lena pacnęła go w głowę, gdy po raz kolejny zaczął przeglądać wiadomości. – Pokaż to. – Chciała mu zabrać komórkę, ale odskoczył i schował ją do kieszeni.
– Nic, to tylko jakieś idiotyczne reklamy – zaczął się tłumaczyć, ale widząc, że przyjaciółka patrzy na niego z politowaniem, dając do zrozumienia, że absolutnie mu nie wierzy, skapitulował. – No… Po prostu miałem się z kimś umówić… Nic ważnego, naprawdę…
– Wojtek! – Lena aż przysiadła z wrażenia na krzesełku obok, chwytając go za rękę. – Poznałeś kogoś? Chłopaka? – zapytała podekscytowana. Cholera, a była przekonana, że jeszcze długo będzie musiała przekonywać go, żeby w ogóle zdecydował się na jakąkolwiek randkę. Nawet chciała mu założyć profil na portalu dla singli, a tu proszę…
– Nie, wiesz, to trochę bardziej skomplikowane, bo… – zaczął Wojtek, ale po chwili urwał, zastanawiając się, co ma właściwie powiedzieć. Że to Dominik? Że całował się z nim? Że dzisiaj miał się z nim spotkać w pubie, a potem… Potem… Wolał w tym momencie nie myśleć o tym, co chciałby zrobić potem. Westchnął ciężko, chowając twarz w dłoniach. Coś jednak w końcu musiał powiedzieć Lenie, bo nie zamierzał jej oszukiwać. Byli przyjaciółmi od lat i za nic w świecie nie chciałby tego stracić. Więc skoro i tak by się w końcu dowiedziała, to chyba lepiej wydusić to z siebie teraz. Od razu, prosto z mostu… Przecież skoro Dominik i tak był gejem, to nie powinna mieć do niego pretensji… – Chodzi o to, że ty go znasz… 
– Znam? – Lena zmarszczyła brwi i poprawiła okulary na nosie, a po chwili aż podskoczyła, jakby nagle doznała olśnienia. – Tylko mi nie mów, że to… To Michał?! – Wstała, patrząc uważnie na Wojtka. Była naprawdę zaskoczona, bo jeszcze wczoraj dałaby sobie rękę uciąć, że Michał jest heteroseksualny. Jednak jeżeli nie on, to kto?
– Nie, no coś ty. – Wojtek podniósł się i przeczesał palcami włosy. – Lenka, słuchaj… - Przymknął oczy, podejmując ostateczną decyzję. – Musimy porozmawiać.

Dominik wrócił do domu jakoś przed dwudziestą. Rzucił torbę na podłogę i zdjął kurtkę. Był zły, bo z jego dzisiejszych planów kompletnie nic nie wyszło. Najpierw Wojtek, a potem jeszcze Dagmara… No co za dziewucha! Naprawdę, gorzej już być nie mogło! Zirytował się, słysząc dzwonek do drzwi, ale ostatecznie podszedł i zerknął przez wizjer. Westchnął. No dobra, a jednak mogło …
Otworzył drzwi i oparł się o framugę, zakładając ręce na piersi.
– Co tu robisz? – zapytał, wpatrując się uważnie w osobę stojącą na korytarzu.
– Mogę wejść?

12 komentarzy:

  1. Już myślałam, że się nie doczekam, codziennie wchodziłam z nadzieją, na nowy rozdział ^_^
    Jak zawsze cudownie, po prostu kocham>>>>
    Teraz znów będę czekać z wytęsknieniem na coś nowego, mam nadzieję, że uda Ci się szybciej coś napisać, tak jestem niewdzięczna, bo dopiero co dodałaś rozdział, a ja już chce następny, ale to dlatego, że kocham to opowiadanie!!!
    Pozdrawiam i życzę mnóstwa, mnóstwa, mnóstwa weny i czasu<3

    Agnes V.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z następnym postaram się już zmieścić w tygodniu:)

      Usuń
  2. Nooooo... Na to warto było poczekać. Jestem ciekawy jak dalej potoczy się ta historia. To jak Wojtek reaguje na to wszystko jest takie uhhhh.... Brakuje mi słowa. Urocze??? Nie... To nie to. Bardzo irytuje mnie ta Dagmara. Jak ona się zachowuje... Masakra. A no i Dominik... Współczuję mu tego jak potoczyły się jego losy. Mam nadzieję, że on i Wojtek w końcu porozmawiają i wszystko będzie dobrze. Przypuszczam, że to on stanął w jego drzwiach.
    No to teraz tylko czekać na ciąg dalszy. Weny :)
    Pozdrawiam.
    A.
    PS Widzisz poprawiłem się. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, no widzisz, od razu lepiej. Dzięki za opinię na temat treści, to się naprawdę bardzo przydaje w dalszym pisaniu :)

      Usuń
  3. Przeczytałem wszystkie części jednym tchem. Masz bardzo lekki styl pisania, zupełnie jak ja. Twój sposób powolnego rozwijania akcji jest świetny, w przeciwieństwie do tego, co można spotkać w grafomańskich opowiadaniach pisanych przez nastolatków (czy też DreamWalkera, ponieważ tam znalazłem Twój komentarz o różnicach prowadzenia akcji przez kobiety, a mężczyzn homo).

    Czekam na dalszą część,
    Kacper

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, dziękuję. Bałam się trochę opinie facetów, do tej pory pisałam ff sasunaru, które czytały prawie same dziewczyny. Ciesze, się, że ci się podoba :)

      Usuń
  4. Kiedy rozdział?;)

    OdpowiedzUsuń
  5. kiedy nowy rozdział??? <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Postaram się dzisiaj, ale nie obiecuję.

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    wspaniały rozdział, ech a miało już być tak dobrze, Wojtek to mógł inaczej napisać tego smsa, mam nadzieję, że jednak wytłumaczą sobie tą sytuację, i co to Wojtek się pojawił? Wojtek powiedział Lenie prawdę, Dagmara tym swoim zachowanie bardzo mnie wkurza...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej,
    fantastyczny rozdział, Wojtuś trzeba było  inaczej napisać tego sms'a to Dominika... oby jednak wytłumaczyli sobie tą całą sytuację... Dagmara tym swoim zachowanie bardzo mnie wkurza... oby w przyszłości nie wynikły z tego jakieś kłopoty...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej,
    ej Wojtuś, Wojtuś inaczej to trzeba było napisać tego sms'a to Dominika... Dagmara i to jej zachowanie oby w przyszłości nie wynikły z tego jakieś kłopoty... mam nadzieję, że Dominik i Wojtek wytłumaczą sobie tą całą sytuację...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń