Rozdział
miałam dokończyć już wczoraj, ale zapomniałam, jaki to dzień i tak jakoś wyszło
z brakiem czasu.
Dziękuję
wszystkim za komentarze, bo to motywuje do pisania :)
Wojtek
po powrocie do domu nie mógł znaleźć sobie miejsca. Chodził między pokojem a
kuchnią, choć był tak zdenerwowany, że nawet nie tknął zostawionego dla niego
obiadu. Sama myśl, że miałby coś teraz zjeść, powodowała u niego mdłości.
Zastanawiał się, czy nie zrobić sobie jakiejś melisy, lub, jeszcze lepiej, nie
poszperać mamie w szafce nocnej w poszukiwaniu jakiegoś Valium czy innego tego
typu specyfiku, jednak uznał, że to byłaby już przesada. Bo czym tak naprawdę miał
się niby stresować? To tylko zwykłe spotkanie z Dominikiem, który chciał z nim
pogadać. Więc zwyczajnie wypiją po dwa piwa, pogadają i… Eh, kogo on oszukiwał.
To nie będzie żadne zwykłe spotkanie. Nie po tym, co się stało dzisiaj w
kantorku, nie po tym, jak Dominik całował go w taki sposób, a on był tak
podniecony, że pozwoliłby mu wtedy chyba na wszystko. Aż przymknął oczy na to
wspomnienie. Teraz nerwy mieszały się z dreszczami przyjemności. A jeżeli
Dominik będzie chciał go później zaprosić do siebie? Powinien się zgodzić?
Cholera, co to za durne wybieganie w przyszłość. Może równie dobrze się okazać,
że znów się pokłócą i nie zdążą dopić nawet jednego piwa. Zresztą, nie miał nawet
pojęcia, czy Dominik mieszka sam, z rodzicami, czy może z jakimiś
współlokatorami. O, właśnie, jeżeli już o współlokatorach mowa, to przez okno w
kuchni zobaczył Michała, który najprawdopodobniej wracał z zajęć, cały mokry,
bo pół dnia dzisiaj lało jak z cebra. Będzie musiał mu powiedzieć, że części do
samochodu już przyszły. Jeżeli by się pospieszyli, to może nawet w tym tygodniu
udałoby się go uruchomić.
Dochodziła
siedemnasta, kiedy wyszedł spod prysznica, a teraz starał się ułożyć swoje
jasne włosy, które jak zwykle, zaraz po wysuszeniu, sterczały na wszystkie
strony. Matka wielokrotnie mówiła mu, żeby je obciął, ale nie chciał o tym
słyszeć. Zresztą, nawet Lena twierdziła, że takie są okej, bo zupełnie krótkie
mu nie pasują, a w ulizanych wyglądałby jak kretyn. I Wojtek w stu procentach
się z nią zgadzał. Spojrzał w lustro, widząc odbicie swoich niebieskich oczu,
które teraz były lekko rozszerzone z nerwów. Wyszedł z łazienki i zaczął
przeglądać ciuchy w swojej szafie. Nie miał pojęcia, w co powinien się ubrać,
jednak po dłuższej chwili stania i gapienia się na elementy swojej garderoby,
uznał, że chyba mu kompletnie odbiło, skoro zastanawia się tyle czasu nad
takimi rzeczami. W końcu idzie do pubu na piwo, a nie na bankiet. Wyjął z szafy
pierwszą z brzegu niebieską koszulę i granatowe dżinsy. Po chwili, już ubrany, wyszedł
na korytarz, bo usłyszał, że ktoś wchodzi do domu.
–
Mamo, to ty? – zapytał, zbiegając po schodach. – Mamo? Mamo… – Wpadł do
przedpokoju słysząc krzyk i widząc przy drzwiach rozsypanie na podłodze zakupy.
Pani Nowacka leżała na podłodze, krzywiąc się z bólu. – Mamo… – jęknął, gdy
zobaczył jeden z butów na obcasie, który zsunął się z nogi.
–
Wojtuś, poślizgnęłam się i… – Pani Nowacka aż syknęła z bólu, nie mogąc
dokończyć zdania.
–
Już, nie ruszaj się, dzwonię po karetkę. – Wojtek wyciągnął z kieszeni komórkę
i wybrał numer, a po chwili powiadomił dyspozytorkę o sytuacji i podał adres. –
Mamo, leż spokojnie – pochylił się nad nią, rozglądając się dookoła. Było tu
mnóstwo błota, większość tego, które sam naniósł, bo po powrocie z pracy nawet
nie wytarł butów. Wiedział, że to była jego wina. Przez ten cholerny stres
związany z Dominikiem, zapomniał nawet wziąć mopa i zetrzeć podłogi. A matka
zawsze go o to prosiła, bo i bez błota kafelki były wyjątkowo śliskie. Niech to
szlag! Przecież doskonale wiedział, że zawsze do pracy chodziła w szpilkach.
Mimo że miała już ponad pięćdziesiąt lat, nigdy nie zmieniła tego
przyzwyczajenia. Co rusz powtarzała, że jego ojciec lubił, kiedy zakładała takie
buty. Nieraz Lena pytała się, jak „pani Marysia” wytrzymuje tyle godzin na
obcasach, bo ona sama ceniła sobie wygodę, a szpilki były tylko na wyjątkowe
okazje. Takie naprawdę wyjątkowe, bo zwykle na drugi dzień jęczała, tak ją
bolały nogi.
Karetka
przyjechał dopiero po dobrych dwudziestu minutach, ale na szczęście do szpitala
było w miarę blisko. W tym momencie Wojtek czekał przed gabinetem zabiegowym i
chodził w tę i z powrotem przed zamkniętymi, oszklonymi drzwiami. Lekarz
poinformował go, że jego mama ma złamaną kość piszczelową i zostanie jej
założony gips. Po kilkunastu minutach usiadł zdenerwowany na ławce, nadal
obwiniając się o to błoto zostawione w przedpokoju. Gdyby posprzątał, na pewno
nic takiego by się nie wydarzyło. No wyleciało mu z głowy, zapomniał po
prostu… Cholera, zapomniał o czymś
jeszcze. Spojrzał na zegarek, a po chwili wyjął komórkę i napisał Dominikowi dość
lakonicznego sms-a z informacją, że go nie będzie.
Dominik
zbierał się do wyjścia. W pierwszej chwili chwycił swoje kluczyki do samochodu,
ale po namyśle odłożył je na szafkę. Lepiej będzie, jak pojedzie taksówką. W
końcu na pewno coś wypiją, a nie zamierzał zostawiać auta na parkingu pod
pubem. Wziął do ręki telefon, chcąc zamówić kurs, ale wtedy zobaczył na
wyświetlaczu znaczek koperty. Nieodebrany sms. Zmarszczył brwi, kiedy go
odczytał: Nie będę mógł przyjść. Wojtek. Westchnął
i pokręcił głową z irytacją. Więc jednak stchórzył. I nawet nie chciało mu się
i napisać żadnej mniej lub bardziej prawdopodobnej wymówki. Dominik był
naprawdę zły. Po tym, co dzisiaj się stało, po tym, kiedy to przecież Wojtek
sam do niego przyszedł, sądził, że w końcu pogadają jak ludzie i wyjaśnią te
wszystkie nieporozumienia. A potem… Specjalnie posprzątał całe mieszkanie i
zmienił nawet pościel, bo miał nadzieję, że w końcu między nimi wydarzy się coś
więcej. Sam nie wiedział, dlaczego chciał właśnie Wojtka. W swoim życiu
spotykał się z wieloma osobami. Na początku liceum, kiedy koniecznie chciał
ukryć swoją orientację, były to dziewczyny, potem, gdy wyjechał do Warszawy,
żeby uczyć się tam i grać w jednym z klubów, poznał uroki stolicy i, jakby nie
było, anonimowości. Miał kilku facetów, choć nie były to żadne związki, raczej
spotkania bez zobowiązań, zawsze gdzieś poza jego mieszkaniem. Nigdy nie mówił,
jak się nazywa, nigdy nie mówił, gdzie mieszka. Był piłkarzem, nie mógł sobie
pozwolić na żadne plotki. A potem… Potem, gdy już grał w lidze, stało się to,
co jest dla piłkarza, zwłaszcza tak zdolnego piłkarza, najgorszym koszmarem. Kontuzje,
lekarze, potwory do gry, kolejne kontuzje, kolejni lekarze… Aż w końcu, któregoś
pięknego dnia, siedząc naprzeciwko jednego z najlepszych ortopedów w Warszawie,
usłyszał, że nie będzie mógł dalej grać. Uraz prawej stopy ciągle się odnawiał,
więc intensywne treningi, narażanie kości na kolejne złamania, groziły czymś
dużo gorszym. Dominik długo nie mógł się z tym pogodzić. Próbował różnych metod
rehabilitacji, jeździł na różne konsultację, niestety, za każdym razem mówiono
mu to samo. Jeżeli nie chce, żeby skończyło się to kalectwem, musi sobie
odpuścić. Więc w końcu odpuścił, nie było innego wyjścia. Dokończył rozpoczęte
wcześniej na Akademii Wychowania Fizycznego studia i wrócił do rodzinnego
miasta. Warszawa kojarzyła mu się z utraconymi marzeniami, nie chciał tam już
wtedy dłużej mieszkać. A tutaj… Tutaj dostał staż, a potem pracę w szkole. No i
poznał Wojtka. Dlaczego go aż tak do niego ciągnęło? Dominik nie miał pojęcia,
za to mógłby przysiąc, że nikt nigdy nie doprowadzał go do takiej irytacji, jak
właśnie on. Bo ten chłopak sam nie wiedział, czego chce. Dominik usiadł na
łóżku. Nie, naprawdę, dość tego. Zakomunikował mu dzisiaj jasno i wyraźnie –
nie będzie się z nim bawił w kotka i myszkę. Przechylił się i sięgnął po swoją
torbę sportową. Było jeszcze przed osiemnastą, więc zdecydował, że wybierze się
na basen. Zazwyczaj chodził tam trzy razy w tygodniu – w niedzielę, wtorek i
czwartek, bo pływanie naprawdę go odprężało po tych godzinach pracy z
dzieciakami, jednak dzisiaj, mimo iż była środa, uznał, że przyda mu się taki
wysiłek fizyczny. Nie miał tylko pojęcia, że tego właśnie dnia, o tej godzinie,
spotykają się na basenie jego uczennice.
Ośrodek
sportowy z pełnowymiarowym basenem znajdował się niedaleko jego mieszkania,
prawie w samym centrum, więc Dominik dotarł tam w niecałe piętnaście minut.
Teraz, już przebrany, wyszedł spod natrysku, otrzepując włosy z kropelek wody.
Czepka nie zakładał, nie lubił, jak zresztą większość osób przychodzących na
pływalnię. Regulamin tego nie wymagał, poza tym woda nie była chlorowana, tylko
ozonowana, wiec nawet kobiety nie narzekały na wysuszanie włosów. Nawet nie
zwrócił uwagi na grupkę gimnazjalistów siedzących przy słupkach startowych po
drugiej stronie basenu. Nie było tłoku, więc z zadowoleniem stwierdził, że
będzie można w spokoju popływać. Poprawił swoje grafitowe kąpielówki, które, co
kilka razy przypadkiem usłyszał, ładnie podkreślały jego „niezły tyłek”. W ogóle często słyszał dużo różnych
komplementów. Był szczupły, ale wysportowany, pod jasną skórą wyraźnie widać było
rysujące się mięśnie. Dominik odgarnął ręką czarne, lekko przydługie włosy i wszedł
do wody. Była przyjemnie chłodna, a on zamierzał dać sobie dzisiaj prawdziwy
wycisk.
–
No dobra, a ile dajecie temu? – Dagmara Janicka, wskazała stojącego przy jednym
ze słupków chłopaka. Razem z kilkoma koleżankami zawsze przychodziła w środy na
basen, ale raczej nie dla sportu. Większość czasu, zamiast pływać, siedziały i
oceniały facetów. Dzisiaj pojawili się jeszcze kumple z ich szkoły, Patryk
Pilarczyk i Kamil Antoniak, którzy właśnie w tym momencie wychodzili z wody.
–
Całkiem niezły, siedem na dziesięć – stwierdziła Martyna Olesiuk, która była
już lekko znudzona. Ogarnęła z czoła ciemnobrązową grzywkę i oparła głowę na
ręce. Nie lubiła pływać, zwykle nawet nie wchodziła do wody, ale cóż, to i tak
było lepsze niż siedzenie w domu i nauka. Jej rodzice byli bardzo wymagający i
wyjścia na basen były jednymi z niewielu rzeczy, na które jej pozwalali. Zawsze
zazdrościła Dagmarze jej „wyluzowanych starych”. – A właśnie, masz już kogoś na
swoją szesnastkę? – zapytała od niechcenia. Miała tylko nadzieję, że nie będzie
to Patryk, który od dawna jej się podobał. Był naprawdę bardzo przystojny.
Wysoki, świetna sylwetka, ciemne blond włosy ostrzyżone w modnego irokeza i
intensywnie zielone oczy. Wielu dziewczynom się podobał, ale niestety, on na żadną
nie zwracał uwagi.
–
Jej się marzy sama wiesz kto… – roześmiała się Agata Winnicka, która właśnie
podpłynęła do krawędzi basenu.
–
Daguś, kochanie, nasz trener nie przyjdzie na twoje urodziny. – Patryk objął ją
ramieniem, siadając obok. – Jakby ci to powiedzieć… Nie ta liga… – roześmiał
się, widząc jej naburmuszoną minę. Dagmarę znał od dziecka, więc nigdy nic
sobie nie robił z jej fochów. Wręcz przeciwnie, starał się wtedy jeszcze
bardziej jej dokuczyć.
–
Jesteś idiotą – warknęła i odsunęła go od siebie. – Poza tym Dominik
powiedział, że się zastanowi – powiedziała wyniośle.
–
Oczywiście, słonko… – stwierdził Patryk z niezwykle poważnym wyrazem twarzy, po
czym parsknął i pokręcił głową z politowaniem. – Ale wiesz co? – Spojrzał na
nią rozbawiony, bo właśnie przed chwilą coś zauważył. – Możesz go teraz zapytać,
jest tutaj… No, na co czekasz? – zapytał, widząc rozchylone w zdziwieniu usta
Dagmary. – Dobra, pomogę ci… – uśmiechnął się i wepchnął ją do wody. Zaraz po
tym rozległ się ostry dźwięk gwizdka ratownika, który pogroził mu palcem.
–
Kretyn – burknęła Dagmara, wynurzając się. Wcześniej nie miała zamiaru moczyć
sobie włosów, dlatego zwinęła je w kok na czubku głowy, ale teraz to już i tak
nie miało znaczenia. Całe szczęście, że pomalowała rzęsy wodoodpornym tuszem.
Wkurzona odwróciła się i wtedy go zobaczyła. Dominik płynął na jednym ze
środkowych torów i wyglądał… No wyglądał obłędnie. Jego ruchy, jego sylwetka… Dagmara
aż westchnęła. A chwilę później przyszedł jej głowy pewien pomysł.
Dominik
starał się całkowicie skupić na pływaniu i wyrzucić z głowy wszystkie myśli.
Wysiłek fizyczny zawsze bardzo go odprężał. Sport był jak seks, wyzwalał
pewnego rodzaju endorfiny. A potem przychodziło już tylko przyjemne zmęczenie.
A dzisiaj miał ochotę naprawdę porządnie się zmęczyć. Dopływał właśnie do
ściany przy głębszej części basenu, gdy usłyszał czyjś krzyk, a potem zobaczył,
że ktoś się krztusi i znika pod wodą. Nie zastanawiając się ani chwili
zanurkował i chwycił jakąś dziewczynę pod ramiona, usiłując wyciągnąć na
powierzchnię. Po chwili zauważył obok nich ratowniczkę, która pomogła mu
zaholować dziewczynę i wyciągnąć ją z basenu. Ta nadal się krztusiła, ale chyba
nic jej nie było, wyglądało to tak, jakby po prostu zachłysnęła się wodą.
Dominik zamienił kilka słów z ratownikami i chciał ją im zostawić, ale chwyciła
go za rękę i podniosła głowę. Dopiero wtedy ją poznał. To była Dagmara z
trzeciej C gimnazjum. No to pięknie…
–
Panie Dominiku… – Dagmara zakaszlała i z pewnym trudem usiadła, nadal go nie
puszczając. Po chwili pochyliła się lekko, udając, że kręci jej się w głowie.
Miała zamiar wykorzystać to, że był tak blisko. Nigdy nawet nie widziała go bez
koszulki, a teraz… Teraz miała go na wyciągnięcie ręki. I mimo że musiała
skupiać się na tym, żeby udawać złe samopoczucie, nie mogła opanować
podekscytowania. Warto było się opić wody, żeby teraz być tu razem z nim w
takiej sytuacji.
–
Znacie się? – Jeden z ratowników, z którymi Dominik czasami rozmawiał, bo bywał
tu przecież bardzo często, sprawdzał Dagmarze puls. Był pewien że to zwykłe
zakrztuszenie, ale musiał się upewnić, czy wszystko na pewno jest w porządku.
–
Tak, to uczennica z mojej szkoły. Może trzeba zadzwonić po jej rodziców? –
Dominik w końcu wyplątał się z uścisku i wstał. Zauważył kilkoro innych
gimnazjalistów, którzy stali w pewnym oddaleniu. Nie wyglądali na specjalnie
zmartwionych. Raczej sprawiali wrażenie, jakby bawiła ich cała sytuacja.
–
Nie, nie trzeba. – Dagmara nagle, w tej jednej chwili, przestała kaszleć. –
Tylko… Gdyby mógłby mnie pan odwieźć do domu, bo wolałabym nie jechać po tym
wszystkim autobusem…
–
Dagmara… – Dominik przymknął oczy z irytacją. No jasne, ale był naiwny…
Przecież właśnie tego powinien był się po niej spodziewać. Dobrze wiedział, do
czego ona zmierza i nie miał zamiaru jej na to pozwolić. – Jeżeli źle się
czujesz, dzwonimy do twoich rodziców, bez gadania.
–
Nie, naprawdę nie trzeba – zaprotestowała stanowczo, słysząc parsknięcie za
plecami. – Nic mi nie jest. – Odtrąciła rękę ratowniczki, która chciała pomóc
jej wstać i podniosła się sama. Już nie wyglądała, jakby miała zamiar mdleć. Mruknęła
tylko coś pod nosem i odeszła w stronę znajomych.
–
Niezłe przedstawienie – szepnął Patryk, kiedy podeszła do nich, oglądając się
kilka razy na Dominika, który jednak stracił nią jakiekolwiek zainteresowanie i
najwyraźniej zbierał się do wyjścia. – Myślałaś o szkole aktorskiej? – Patryk
nie mógł się powstrzymać od dogryzania, a Agata aż ukryła twarz w dłoniach,
żeby nie śmiać się za głośno.
–
To twój wybawca, uratował ci życie – wydukała w końcu. – Niczym rycerz na bia…
–
Och, zamknijcie się – warknęła Dagmara. – Jeszcze sami zobaczycie!
Wojtek
siedział na jednym z tych niewygodnych plastikowych krzesełek w szpitalnym
korytarzu, a naprzeciwko niego stała Lena, która przyjechała chwilę po tym, gdy
powiadomił ją o wypadku. Teraz, gdy już wiedział, że mamie nic nie będzie, był
spokojniejszy, nadal jednak co chwilę zerkał na wyświetlacz komórki. Dominik
nie odpisał na jego sms-a. Wcześniej chciał zadzwonić i wytłumaczyć powód
odwołania spotkania, ale ostatecznie uznał, że zrobi to osobiście.
–
Co ty tak męczysz ten telefon? – Lena pacnęła go w głowę, gdy po raz kolejny zaczął
przeglądać wiadomości. – Pokaż to. – Chciała mu zabrać komórkę, ale odskoczył i
schował ją do kieszeni.
–
Nic, to tylko jakieś idiotyczne reklamy – zaczął się tłumaczyć, ale widząc, że
przyjaciółka patrzy na niego z politowaniem, dając do zrozumienia, że
absolutnie mu nie wierzy, skapitulował. – No… Po prostu miałem się z kimś
umówić… Nic ważnego, naprawdę…
–
Wojtek! – Lena aż przysiadła z wrażenia na krzesełku obok, chwytając go za
rękę. – Poznałeś kogoś? Chłopaka? – zapytała podekscytowana. Cholera, a była
przekonana, że jeszcze długo będzie musiała przekonywać go, żeby w ogóle
zdecydował się na jakąkolwiek randkę. Nawet chciała mu założyć profil na
portalu dla singli, a tu proszę…
–
Nie, wiesz, to trochę bardziej skomplikowane, bo… – zaczął Wojtek, ale po
chwili urwał, zastanawiając się, co ma właściwie powiedzieć. Że to Dominik? Że
całował się z nim? Że dzisiaj miał się z nim spotkać w pubie, a potem… Potem…
Wolał w tym momencie nie myśleć o tym, co chciałby zrobić potem. Westchnął
ciężko, chowając twarz w dłoniach. Coś jednak w końcu musiał powiedzieć Lenie, bo
nie zamierzał jej oszukiwać. Byli przyjaciółmi od lat i za nic w świecie nie
chciałby tego stracić. Więc skoro i tak by się w końcu dowiedziała, to chyba lepiej
wydusić to z siebie teraz. Od razu, prosto z mostu… Przecież skoro Dominik i
tak był gejem, to nie powinna mieć do niego pretensji… – Chodzi o to, że ty go
znasz…
–
Znam? – Lena zmarszczyła brwi i poprawiła okulary na nosie, a po chwili aż
podskoczyła, jakby nagle doznała olśnienia. – Tylko mi nie mów, że to… To Michał?!
– Wstała, patrząc uważnie na Wojtka. Była naprawdę zaskoczona, bo jeszcze
wczoraj dałaby sobie rękę uciąć, że Michał jest heteroseksualny. Jednak jeżeli
nie on, to kto?
–
Nie, no coś ty. – Wojtek podniósł się i przeczesał palcami włosy. – Lenka,
słuchaj… - Przymknął oczy, podejmując ostateczną decyzję. – Musimy porozmawiać.
Dominik
wrócił do domu jakoś przed dwudziestą. Rzucił torbę na podłogę i zdjął kurtkę.
Był zły, bo z jego dzisiejszych planów kompletnie nic nie wyszło. Najpierw
Wojtek, a potem jeszcze Dagmara… No co za dziewucha! Naprawdę, gorzej już być
nie mogło! Zirytował się, słysząc dzwonek do drzwi, ale ostatecznie podszedł i
zerknął przez wizjer. Westchnął. No dobra, a jednak mogło …
Otworzył
drzwi i oparł się o framugę, zakładając ręce na piersi.
–
Co tu robisz? – zapytał, wpatrując się uważnie w osobę stojącą na korytarzu.
–
Mogę wejść?
Już myślałam, że się nie doczekam, codziennie wchodziłam z nadzieją, na nowy rozdział ^_^
OdpowiedzUsuńJak zawsze cudownie, po prostu kocham>>>>
Teraz znów będę czekać z wytęsknieniem na coś nowego, mam nadzieję, że uda Ci się szybciej coś napisać, tak jestem niewdzięczna, bo dopiero co dodałaś rozdział, a ja już chce następny, ale to dlatego, że kocham to opowiadanie!!!
Pozdrawiam i życzę mnóstwa, mnóstwa, mnóstwa weny i czasu<3
Agnes V.
Z następnym postaram się już zmieścić w tygodniu:)
UsuńNooooo... Na to warto było poczekać. Jestem ciekawy jak dalej potoczy się ta historia. To jak Wojtek reaguje na to wszystko jest takie uhhhh.... Brakuje mi słowa. Urocze??? Nie... To nie to. Bardzo irytuje mnie ta Dagmara. Jak ona się zachowuje... Masakra. A no i Dominik... Współczuję mu tego jak potoczyły się jego losy. Mam nadzieję, że on i Wojtek w końcu porozmawiają i wszystko będzie dobrze. Przypuszczam, że to on stanął w jego drzwiach.
OdpowiedzUsuńNo to teraz tylko czekać na ciąg dalszy. Weny :)
Pozdrawiam.
A.
PS Widzisz poprawiłem się. :D
O, no widzisz, od razu lepiej. Dzięki za opinię na temat treści, to się naprawdę bardzo przydaje w dalszym pisaniu :)
UsuńPrzeczytałem wszystkie części jednym tchem. Masz bardzo lekki styl pisania, zupełnie jak ja. Twój sposób powolnego rozwijania akcji jest świetny, w przeciwieństwie do tego, co można spotkać w grafomańskich opowiadaniach pisanych przez nastolatków (czy też DreamWalkera, ponieważ tam znalazłem Twój komentarz o różnicach prowadzenia akcji przez kobiety, a mężczyzn homo).
OdpowiedzUsuńCzekam na dalszą część,
Kacper
A, dziękuję. Bałam się trochę opinie facetów, do tej pory pisałam ff sasunaru, które czytały prawie same dziewczyny. Ciesze, się, że ci się podoba :)
UsuńKiedy rozdział?;)
OdpowiedzUsuńkiedy nowy rozdział??? <3
OdpowiedzUsuńPostaram się dzisiaj, ale nie obiecuję.
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, ech a miało już być tak dobrze, Wojtek to mógł inaczej napisać tego smsa, mam nadzieję, że jednak wytłumaczą sobie tą sytuację, i co to Wojtek się pojawił? Wojtek powiedział Lenie prawdę, Dagmara tym swoim zachowanie bardzo mnie wkurza...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńfantastyczny rozdział, Wojtuś trzeba było inaczej napisać tego sms'a to Dominika... oby jednak wytłumaczyli sobie tą całą sytuację... Dagmara tym swoim zachowanie bardzo mnie wkurza... oby w przyszłości nie wynikły z tego jakieś kłopoty...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńej Wojtuś, Wojtuś inaczej to trzeba było napisać tego sms'a to Dominika... Dagmara i to jej zachowanie oby w przyszłości nie wynikły z tego jakieś kłopoty... mam nadzieję, że Dominik i Wojtek wytłumaczą sobie tą całą sytuację...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza