Witam.
Nie jest to mój pierwszy blog, ale pierwszy autorski. Długo mi zeszło, zanim
przekonałam się do pisania czegoś w tym stylu. Z kilka lat. Ale w końcu dałam
się przekonać Verry i powstało to. Mam nadzieję, że się spodoba.
Dzień
zapowiadał się na całkiem przyjemny. Od rana świeciło słońce, na niebie nie
było praktycznie żadnej chmury, liście drzew cicho szumiały, kiedy czasami
powiał lekki ciepły wietrzyk. Pogoda idealna, autobus się nie spóźnił, nawet
kasjerka w sklepie uśmiechnęła się promiennie. Można by więc było zaryzykować
stwierdzenie, że młody człowiek, rozpoczynający dzisiaj swój pierwszy dzień w
wymarzonej pracy, powinien być szczęśliwy... Ale nie był. Nie był, bo gdy
stojąc przed bramą szkoły, zauważył na podjeździe znajomy samochód, cały
nastrój prysł jak bańka mydlana. Niech to szlag! A miał nadzieję, że nigdy
więcej nie spotka jego właściciela. Że wyniesie się gdzieś do większego miasta,
robić karierę trenerską. Westchnął cicho i czochrając swoje jasne włosy, wszedł
na dziedziniec. Szkoła nic się nie zmieniła od czasów, kiedy sam się w niej
uczył. Ta sama czerwona ceglana fasada, odświeżana tylko co jakiś czas, te same
wielkie dębowe drzwi, które zawsze ciężko było otwierać, a nawet ten sam woźny,
który, choć widocznie się postarzał, stał teraz z boku, paląc papierosa.
–
Mamo, ja nie chcę tu. Chcę do Hogwartu! – Jakaś dziewczynka z cienkim mysim
warkoczykiem, ciągnęła matkę za rękaw.
–
Dobrze, kochanie, w przyszłym roku. – Kobieta, która trzymała na rękach młodsze
dziecko, starała się ją uspokoić.
–
Widzisz, tato? Ona pójdzie do Hogwartu. Dlaczego ja nie mogę? – Ciemnowłosy
chłopczyk stanął przed ojcem i skrzyżował ręce. Wyglądał jak mały buntownik. –
Zawsze mi wszystkiego zabraniasz!
Rodzice
chyba coś tłumaczyli temu dziecku, docierały do niego tylko pojedyncze słowa,
za to wyraźnie usłyszał, kiedy jakaś starsza kobieta mówiła stojącej obok
atrakcyjnej blondynce w beżowym płaszczu, chyba córce, bo podobieństwo było
widoczne na pierwszy rzut oka, że zdecydowanie powinni pozbyć się z domu tych
książek, bo to negatywnie wpływa na psychikę młodych ludzi.
–
Wojtek! – Przed twarzą mignęły mu duże okulary i długie rude włosy, a po chwili
poczuł, jak ktoś wiesza mu się na szyi. – Wreszcie jesteś. Podekscytowany? –
zapytała dziewczyna. Spojrzała na niego nie kryjąc radości. W końcu przyjaźnili
się od piaskownicy, a teraz będą pracować w tym samym miejscu. Zapowiadało się
naprawdę ciekawie.
– Kiedyś mnie udusisz. – Wojtek wysunął się z
uścisku i spojrzał na nią uważnie. Nic się nie zmieniła przez wakacje. No, może
trochę się opaliła. Lena… A konkretniej Magdalena Inek. To dzięki niej najpierw
trafił tu na staż, a potem dostał pracę. Co prawda tłumaczyła mu wielokrotnie,
że jego sposób prowadzenia zajęć tak się spodobał, że to była samodzielna
decyzja władz szkoły, ale nie bardzo w to wierzył. Co rok na staż tutaj
trafiało wielu kandydatów na przyszłych nauczycieli i że niby wybrali jego?
Akurat!
–
Wiesz, kto też zaczyna pracę? – Lena zaczerwieniła się lekko, nie potrafiąc
ukryć uśmiechu.
–
Domyślam się, widziałem samochód – westchnął Wojtek. Dla niego to naprawdę nie
był powód do radości. W zeszłym roku miał przez tego kretyna same
nieprzyjemności. Dominik, też wtedy stażysta, nie potrafił odpuścić sobie
żadnej okazji do dogryzania mu. Najwyraźniej wydawało mu się chyba, że skoro ma
dobre koneksje i wzdycha do niego pół szkoły, może wszystko. A nie mógł. I
Wojtek będzie musiał mu to udowodnić. Teraz będzie tu nauczycielem, nie może
sobie pozwolić na to, żeby uczniowie go nie szanowali przez takiego bubka.
–
Wy to się chyba nigdy nie polubicie, co? – Lena zaśmiała się, jeszcze raz go
ściskając. – Jak tam w domu? – zapytała.
–
Daj spokój, matka zrobiła się jeszcze bardziej wścibska. Ciągle przeszukuje
kosz na pranie, sprawdzając kołnierzyki moich koszul, już kilka razy ją na tym
złapałem. Nie wiem, co chce tam znaleźć. Dobrze, że przynajmniej w komputerze
mi nie grzebie, bo na wszelki wypadek założyłem hasło.
–
Może czas się wyprowadzić, nie uważasz? – Lena uśmiechnęła się, a po chwili
odwróciła w stronę szkoły. – Idziemy?
Wojtek
rozejrzał się jeszcze dookoła. Dzieci z rodzicami to pewnie pierwszoklasiści,
ale byli też starsi uczniowie. Ciekawe, którzy z nich trafią do jego klasy. Miał
zostać wychowawcą czwartej B i stresował się tym, jak chyba jeszcze nigdy
niczym. Uwielbiał uczyć, wielokrotnie na studiach dawał korepetycje, kochał
swój przedmiot, ale z dziećmi póki co miał niewiele do czynienia. Nie wiedział,
czy sobie z nimi poradzi.
–
Wiesz, myślę, że… – powiedział, gdy mieli już wchodzić do budynku, ale nie
zdążył dokończyć zdania, bo główne drzwi szkoły gwałtownie się otworzyły,
uderzając go boleśnie w ramię. – Proszę uważać, to… To ty! – burknął i nie
zaklął tylko dlatego, że zapewne usłyszałyby go osoby stojące niedaleko. Jako
nauczyciel nie mógł sobie na to pozwolić.
–
Cześć, maminsynku. Widzę, że mamusia wyprasowała ci koszulę – zakpił mężczyzna
stojący naprzeciwko. Jego czarne oczy wpatrywały się kpiąco. Dominik…
Nauczyciel wuefu, który tak działał mu na nerwy.
–
A odwal się – odpowiedział cicho Wojtek, próbując go wyminąć, ale zablokował
wejście ręką.
–
Gdzie ci się tak spieszy? – Żelazny uścisk na drzwiach nie puszczał, mimo że
próbował przepchnąć się siłą. W końcu, już mocno zirytowany, po prostu schylił
się i przeszedł pod ramieniem, ciągnąc za sobą Lenę.
–
Jak najdalej od ciebie – warknął, kierując się do auli. Dopiero za pół godziny
miał się zacząć apel inauguracyjny, ale musiał trochę ochłonąć.
–
Nie tak szybko! – Dominik w kilka sekund pokonał schody i stanął naprzeciwko
nich. Był naprawdę bardzo wysportowany. Ponoć miał kiedyś zostać gwiazdą piłki
nożnej, był chyba niesamowicie zdolnym napastnikiem, ale trwała kontuzja prawej
stopy przekreśliła plany. Mocne uderzenia zawsze kończyły się tak samo i choć
Dominik długi czas nie odpuszczał, w końcu musiał pogodzić się z tym stanem
rzeczy. Nie będzie piłkarzem. Wojtek czasami zastanawiał się, czy to przez to
był tak chamski i zgryźliwy. Zresztą, nieważne. Cokolwiek by to nie było, nie
miał prawa tak wyżywać się na ludziach. A zwłaszcza na nim. Przecież nawet się
dobrze nie znali.
–
Dyrektor chce cię widzieć – powiedział Dominik, opierając się o balustradę
schodów. – Ze mną już rozmawiał, teraz twoja kolej. Choć przez to, że twoja
dziewczyna…
–
Nie jestem jego dziewczyną! – Lena, która zazwyczaj dostawała wypieków na
twarzy na myśl o tym młodym wuefiście, potrafiła się też nieźle na niego
wkurzyć. Mimo że jej okulary mogły sprawiać wrażenie, że jest cicha i uległa,
to w żadnym razie nie była prawda. Owszem, Dominik jej się podobał. I to
bardzo. Ale gdy zaczynał obrażać Wojtka lub robić jakieś głupie insynuacje,
potrafiła się postawić. Była od nich starsza, pracowała w tej szkole już rok, a
praca z dziećmi, jak chyba nic innego, sprawia, że człowiek staje się stanowczy
i asertywny. – Chodź! – Pociągnęła za rękaw Wojtka.
Zapukał
do drzwi dyrektora i po krótkim „proszę” – wszedł. A raczej weszli.
–
Madziu, a ty co tu robisz? Nie miałaś pomagać przy nagłośnieniu? – spytał
szpakowaty mężczyzna nieco przy kości. Dyrektor Sławomir Inek.
–
Tato… – Lena zmarszczyła nos, jak zawsze, gdy ojciec ją tak nazywał. Nie była
już dzieckiem, co więcej, była w tej szkole nauczycielką, więc takie
zdrobnienie imienia wydawało się jej naprawdę nie na miejscu. Już i tak miała
dość docinków, że dostała posadę dzięki tatusiowi. Poza tym wolała skrót
imienia, który kiedyś wymyślił Wojtek i który się już na dobre przyjął – Lena.
–
Panie dyrektorze? – odezwał się Wojtek, który, gdyby się chyba nie odezwał, to
nie zostałby zauważony. W sumie, jak sam twierdził, nie było za bardzo na co
patrzeć. Zwykły blondyn ze zwykłymi niebieskimi oczami – takich masa na
ulicach. Wtapiał się w otoczenie, choć Lena i matka mówiły zupełnie coś innego.
Że niby jest przystojny i takie tam. Akurat. Nawet ten kretyn, Dominik, wytknął
mu kiedyś że powinien pójść trochę poćwiczyć, bo inaczej nikogo nie wyrwie. I
chyba, co Wojtek przyznał z ciężkim sercem, miał rację. Dlaczego on do cholery
nadal nie miał dziewczyny?
–
O, no właśnie. Słuchaj, Nowacki. Tu masz listę swoich uczniów. – Dyrektor
wyciągnął rękę i podał mu spis. – Do jutra jeszcze może się zmienić, ale
wolałem wam to dać już dzisiaj. Tylko… – zawahał się chwilę. – Uważaj z nimi.
Dwoje jest naprawdę trudnych, rodzice już przedstawili zaświadczenia.
Szli
do auli w niezbyt pozytywnych nastrojach. To znaczy Wojtek… Lena ciągle chyba o
czymś myślała i zawiesiła się na moment. Przejrzał jeszcze raz skserowane zaświadczenia.
Jedno dziecko z ADHD, drugie z jakąś inną choroba, nie miał pojęcia, co to
znaczy, będzie musiał poszukać w Internecie. Poza tym sześć osób ze
zdiagnozowaną ponoć dysleksją. Wojtek nie wiedział, czy rodzice zdają sobie w
ogóle sprawę, co to znaczy dysleksja, ale przemilczał to w gabinecie dyrektora.
W dzisiejszych czasach zaświadczenie zdobywało się od ręki i w większości
przypadków tylko po to, by dzieciak miał łatwiej w szkole. Takich było na
pęczki i każdy z nauczycieli to widział, ale nikt nie komentował. Bo i co by to
dało? Rodzice już i tak byli na tyle bezczelni, że nawet dziecko nieuka lub – jak kto wolał nazwać – idiotę, bronili tak,
jakby jedynka w dzienniku była ujmą na ich honorze. Bo skoro pan i pani mecenas
są inteligentni, to ich pociecha też, tylko nauczyciel się uwziął. Wojtek już
wystarczająco nasłuchał się od Leny, która kilka razy wypłakiwała mu się w
rękaw. Poluzował lekko krawat, bo nagle zaczęło mu być duszno. Po chwili
ściągnął też marynarkę. Stres dopadł go akurat w najmniej odpowiednim momencie.
I jeszcze zachciało mu się sikać.
–
Lena, idź sama, ja zaraz przyjdę – mruknął i pobiegł do toalety dla nauczycieli.
Wiedział, że musi się streszczać, bo zaraz zacznie się apel z okazji rozpoczęcia
roku i nowi wychowawcy zostaną przedstawieni. Nie no, naprawdę… To będzie
śmiech na sali. On i…
–
A ty co, musisz sobie ulżyć? – usłyszał
zgryźliwy głos, gdy wpadł do łazienki. No jeszcze tego brakowało! Spojrzał z
rozpędu w lustro. Zaczerwieniona od biegu twarz, rozwichrzone włosy,
rozchełstana koszula i poluzowany krawat. Wyglądał, jak… – Może ci pomóc? – Głos,
a raczej Dominik, odezwał się znowu. Na jego twarzy widoczne były jeszcze
kropelki wody, a czarne włosy opadały lekko, zasłaniając tym samym oczy. Po
chwili przeciągnął po nich ręką, odgarniając do tyłu. Też nie miał na sobie
marynarki, była przewieszona przez drzwi jednej z kabin. Oparł się nonszalancko
o umywalkę i patrzył tymi przeraźliwie ciemnymi oczami, uśmiechając się kpiąco.
Tak… Wojtek musiał z niechęcią przyznać, że ten kretyn był przystojny. Widział,
jak Lena na niego patrzy. Ale te jego maniery, to zachowanie. Przyjaciółka zdecydowanie
zasługiwała na kogoś lepszego.
–
Wal się! – warknął, rzucając marynarkę na jedną z umywalek i poszedł do
toalety. Miał nadzieję, że kiedy z niej wyjdzie, Dominika już nie będzie.
Niestety, był. Nawet śmiejąc się szyderczo, chciał pomóc założyć mu marynarkę,
ale wyrwał mu ją i ubrał się sam. Wyszli z toalety razem, akurat, jak na złość,
natrafiając na gimnazjalistki, które zaczęły chichotać na ich widok. Wojtek
dobrze wiedział, jaka plotka na ich temat krążyła już wtedy, gdy odbywali tu
staż. To wszystko przez głupie… Eh. Musiał się uspokoić. Wszystko się wyjaśni i
będzie po kłopocie.
W
końcu dotarli do auli. Obaj. Razem. Mieli jeszcze miejsca przydzielone obok
siebie. Widział te głupawe uśmieszki starszych uczniów. Naczelna atrakcja, nie
ma co. Już w zeszłym roku nasłuchał się wielu głupich komentarzy, ale starał
się, naprawdę się starał je ignorować. Tylko że teraz… Obaj będą tu uczyć. Niech
to szlag! Dyrektor rozpoczął przemowę, której nawet nie słuchał. Zerknął na
Dominika. Wydawał się w ogóle niczym nie przejmować. A powinien, kretyn jeden. Bo
było się czym przejmować! Wojtek siedział na krześle tak sztywno, że miał
wrażenie, iż zaraz przyrośnie do oparcia. I że nie będzie w stanie się podnieść.
Ale w końcu musiał, bo…
–
Nasi nowi nauczyciele – usłyszał i aż chwycił kurczowo za siedzenie. –
Nauczyciel języka polskiego, wychowawca klasy czwartej B – Wojciech Nowacki. – Podniósł
się, a nogi miał jak z waty, gdy podchodził do dyrektora. – I nauczyciel wuefu,
wychowawca klasy czwartej A – Dominik Nowacki.
Jak
jeden popieprzony zbieg okoliczności może komuś skomplikować życie – myślał
Wojtek, wracając do domu. Nawet nie poszedł na autobus, wolał się przejść. On i
Dominik nosili to samo nazwisko. No i co z tego? Nowackich jest na świecie
mnóstwo, więc czemu nastolatki robiły z tego jakieś wielkie „ale” i dopisywały
sobie historię. Miał wrażenie, że zapadnie się pod ziemię, słysząc ten śmiech
dookoła nich podczas apelu. Nie, nie był szyderczy. Ale był jednoznaczny. Bo
już podczas stażu, kilka podekscytowanych dziewczyn wzięła ich za gejów, a
potem plotka się rozeszła. Kilkukrotnie słyszał, że jest między nimi chemia, a
także szepty w stylu: gdzie wzięli ślub, bo w Polsce się nie da. Pewnie w
Holandii. Dominik kwitował to zawsze ironicznym uśmiechem, ale on… Wojtek chciał
zdobyć szacunek, nie mógł sobie pozwolić na takie głupie domysły. Dlatego
kiedyś poprosił Dominika, żeby razem zdementowali te plotki, ale on go tylko wyśmiał.
Albo może nie wyśmiał… Po prostu ze śmiechem zapytał, czy czegoś się boi, skoro
tak panikuje przez gówniarskie docinki. Wojtek nie panikował, ale… No właśnie.
Ale. Pamiętał sytuację z jednego z pierwszych dni stażu. Wszyscy myśleli, że są
braćmi, ewentualnie kuzynami. Wojtek próbował tłumaczyć, że nie, że nie ma między
nimi żadnego pokrewieństwa, ale chyba tak średnio go słuchali. Dominik, w
przeciwieństwie do niego, nie bawił się w żadne tłumaczenia, postanowił sobie z
tego zażartować. Powiedział oblegającym go dziewczynom, że nie tylko przez
pokrewieństwo można mieć to samo nazwisko. Jeszcze uśmiechał się przy tym tak
sugestywnie… Wtedy to wszystko się rozpoczęło. I najwyraźniej jeszcze się nie
skończyło.
–
Poczekaj – ktoś wysapał mu nad ramieniem. Odwrócił się. Lena. – Biegłam za
tobą, co ty myślisz, że ja jakąś sprinterką jestem? Narzuciłeś takie tempo.
–
Wybacz. Ale widziałaś tę reakcję … – Wojtek skrzywił się w grymasie, mającym
imitować uśmiech. Kopnął butem jakiś kamień.
–
Daj spokój, przejdzie im. A jakby to miało ci poprawić humor, to może i ja
zostanę panią Nowacką? – Lena zastanowiła się przez chwile, mrużąc swoje
brązowe oczy. – Będzie nas wtedy troje.
–
Nie ma sprawy. Na kiedy mam rezerwować termin w Urzędzie Stanu Cywilnego? –
Wojtek roześmiał się i objął ją ramieniem. Wiedział, że nie o tego Nowackiego
jej chodziło. – Lenka, jest tylu innych fajnych facetów. Dlaczego właśnie on?
–
Nie wiem, tak po prostu. Ale mniejsza o to. Idziemy do ciebie obejrzeć jakiś
film? – zapytała, a rude włosy okręciły się wokół szyi, kiedy zrobiła kilka
piruetów. Była szczęśliwa. Jej przyjaciel, jej najlepszy przyjaciel i ten
drugi, jej skryta miłość, w tej samej szkole. Codziennie będą się widzieć. No
cudownie!
–
Jasne, chodź.
Kiedy
weszli do domu Wojtka, jego mama krzątała się akurat po kuchni, robiąc obiad.
–
Madziulku… – Chwyciła dziewczynę za ramiona i przytuliła mocno, kiedy tylko pojawili
się w pomieszczeniu. – Jak ja cię dawno nie widziałam. Jaka ty jesteś śliczna!
– Kobieta nie potrafiła przerwać słowotoku zachwytu. To była jej wymarzona
synowa. No po prostu ideał. Ładna, mądra, zgrabna. Wojtek już dawno powinien
pobiec do jubilera i kupić pierścionek. Och, jaka byłaby wtedy szczęśliwa. A
potem na świat przyszłyby dzieci…
–
Mamo… – Wojtek stał obok z założonymi rękami. – Jeszcze chwila, a nie będzie
miała czym oddychać.
–
Tak, masz rację kochanie. – Puściła w końcu „przyszłą synową” i odeszła w
stronę kuchenki, na której stały dwa garnki i jedna patelnia. – Zjecie coś?
Zjecie. Na pewno jesteście głodni! Za parę minut będą ziemniaki. Siadajcie.
Następną
godzinę spędzili przy stole razem z matką Wojtka. Cały czas coś mówiła, była
straszną gadułą, ale obiad był naprawdę smaczny i oboje musieli to przyznać.
Pani Nowacka była wyśmienita kucharką. Lena często żartowała, że to dlatego
Wojtek nie chce się wyprowadzić z domu, ma tu za dobrze. Jednak prawda była
taka, że po prostu nie miał powodu. Dom był wystarczająco duży, mieszkał tu
tylko z mamą, bo ojciec zmarł parę lat temu, więc skoro nie miał własnej
rodziny, ba, nie miał nawet dziewczyny, to jaki byłby sens w płaceniu czynszu
za kawalerkę? Matka może i była wścibska, ale tu zawsze miał ciepły obiad,
wyprasowane koszule – tak, Dominik trafił w sedno – i swój pokój, który po
prostu lubił.
Kiedy
w końcu dotarli na górę, zasunął story w oknie, żeby światło nie przeszkadzało
i rzucił się na łóżko. Lena już buszowała wśród jego plików z filmami. Zwykle
zdawał się na jej gust, choć był pewien, że nigdy nie zapomni traumy, jaką miał
po obejrzeniu jakiejś komedii romantycznej. Nawet nie pamiętał tytułu. Pamiętał
za to, że była ckliwa i do bólu przesłodzona. Lena powiedziała wtedy, że nie ma
w sobie za grosz romantyzmu. W sumie to była racja. Nigdy jakoś specjalnie nie
starał się o dziewczyny. Zapytał, usłyszał nie, więc okej, nie to nie. Owszem,
spotykał się z kilkoma, całowali się, ale to było jakieś takie nijakie. W ogóle
mu się nie podobało. Nawet z Leną próbowali kilka lat temu i nic z tego nie
wyszło. Ale przynajmniej dzięki temu wiedzieli, że są i będą najlepszymi
przyjaciółmi i teraz mogą leżeć obok siebie na łóżku, gapiąc się w ekran
monitora. A nawet przytulać się czasami, gdy działo się coś niedobrego.
–
Wiesz co? – Wlepił wzrok w sufit, zastanawiając się nad czymś. Kadry w tle
uciekały, nie zwracał na nie uwagi. – Dlaczego ja nie mogę sobie nikogo
znaleźć?
Lena
podniosła się i wciskając spację, zatrzymała film.
–
Bo szukasz nie tam gdzie trzeba – stwierdziła pewnym siebie głosem. Już dawno
chciała z nim na ten temat porozmawiać, ale tak jakoś nie było okazji. A
dzisiaj, proszę. Okazja sama przyszła. I nawet krzyczała głośno, żeby ją
wykorzystać.
–
Co masz na myśli? – zapytał, unosząc głowę na ręce.
–
To, że przedkładasz swoją płeć nad kobiece wdzięki – zaśmiała się cicho. Zwykle
nie używała takich określeń, ale nie chciała powiedzieć tego zbyt dosadnie. To
był dość delikatny temat.
–
No co ty… – Wojtek dopiero po chwili
zrozumiał, co miała na myśli i jego niebieskie oczy rozszerzyły się w
przerażeniu. Lena naprawdę to powiedziała. To znaczy… Nie, żeby wcześniej tego
nie podejrzewał, ale do tej pory tak usilnie starał się to wypchnąć z głowy, że
jakoś przestał o tym myśleć, zajęty masą innych rzeczy. – Nie jestem gejem! – krzyknął, orientując się
po czasie, że trochę za głośno. Jeszcze matka usłyszy i będzie afera.
–
Jesteś tego pewien? – Lena położyła się na wznak i oparła ramiona o wezgłowie
łóżka. Przeciągnęła się leniwie. Taki widok chyba na każdego heteroseksualnego
mężczyznę by zadziałał. Przyjaciel czy też nie, jakoś by zareagował. A Wojtek
nadal tylko mrugał oczami w zdziwieniu. Był gejem. Bez dwóch zdań. – Ja myślę,
że powinieneś spróbować…
–
A ty powinnaś spróbować tego! – Nie dał jej dokończyć, bo przechylił się i
zaczął ją łaskotać. Już po chwili wyła ze śmiechu i wymachiwała nogami. Jak za
dawnych czasów, kiedy bawili się tak, będąc jeszcze dziećmi.
–
Przyniosłam wam… – Matka Wojtka, która właśnie otworzyła drzwi, chcąc zapytać,
co by zjedli na podwieczorek, zastała ich baraszkujących na łóżku. Nawet jej
nie zauważyli. Uśmiechnęła się z zadowoleniem, wycofując się i zamykając drzwi
z powrotem. Czyżby w tym momencie jej marzenie się spełniało? Aż zacisnęła ręce
z podekscytowania.
Zapowiada się dosyć ciekawie ^.^ już dodaje Twojego bloga do zakładek, no i czekam teraz na kolejny rozdział ;) Życzę powodzenia, bo początki bywają trudne, czy to w pisaniu czy też w zdobywaniu nowych czytelników :) O! I dużo weny, tak to też jest ważne :D
OdpowiedzUsuńP.S. Coś mi się zdaje, że chyba polubie tego Dominika ;)
Dziękuję za komentarz :) Co prawda początki pisania to dla mnie nie są, ale zdobywania nowych czytelników jak najbardziej. Dlatego bardzo mi miło, że już ktoś coś napisał :) Mam nadzieję, że będzie się podobało.
UsuńDodałam Cię do zakładek ☺ Ciekawi bohaterowie, fajna historia, dobry warsztat, naprawdę będę niecierpliwie wyczekiwać kolejnych rozdziałów.
OdpowiedzUsuńDominik ❤ Piękne imię i taki trochę bad boy. Jeśli to on ma być parą dla Wojtka to ciekawa jestem jak wpłynie to na jego przyjaźń z Leną.
Pozostaje mi tylko czekać na następne rozdziały, a Tobie życzyć weny i wytrwałości ☺
Dziękuję, naprawdę miło mi słyszeć takie słowa.Też uwielbiam imię Dominik :P Wena póki co jest i nawet to taka, że aż mnie zaskakuje :)
UsuńFajnie się zapowiada :) Wojtek, który jeszcze nie zdaje sobie sprawy ze swojej orientacji i Dominik, który chyba wie za niego 😉 Ja również będę czekać na kolejne rozdziały :) Dziękuję i pozdrawiam 😀
OdpowiedzUsuńDominik, który chyba wie za niego - trafiłaś w sedno. Dzięki za komentarz :)
Usuń"Pogoda idealna, autobus się nie spóźnił, nawet kasjerka w sklepie uśmiechnęła się promiennie. "
OdpowiedzUsuńPodoba mi się początek, wprowadzenie do idealnego dnia - słonko świeci, ptaszki ćwierkają, kwiatki rosną i nawet ten wstetnej sprzedawczyni udało się uśmiechnąć! :D Uwielbiam taką delikatną ironię.
A tak a propos jestem cholernie ciekawa, jaki jest ten samochód Dominika :D Pewnie to jakaś odjechana bryka, trochę za bardzo szpanerska, ale zwracająca uwagę.
"Teraz będzie tu nauczycielem, nie może sobie pozwolić na to, żeby uczniowie go nie szanowali przez takiego bubka."
Wojtek nazywający Dominika bubkiem jest po pierwsze mega zabawny, po drugie mega słodki, a po trzecie mega odważny (niech mu to cwaniak powie w twarz! A pewnie powie :D).
"Wojtek rozejrzał się jeszcze dookoła. Dzieci z rodzicami to pewnie pierwszoklasiści, ale byli też starsi uczniowie."
Te dzieci to głupie są, (coraz głupsze), bo w końcu do Hogwartu idzie się jak się ma 11 lat! Nawet Harry Potter musiał chodzić do normalnej szkoły :D O one już by chciały wymachiwac różdżkami. Mugole.
Wojtek bardzo mi się podoba. Wydaje się taki trochę ciapowaty, nieporadny i poprawny - zwłaszcza w porównaniu z Dominikiem, który jawi się jako całkowite jego przeciwieństwo.
"Wojtek czasami zastanawiał się, czy to przez to był tak chamski i zgryźliwy."
Wydaje mi się, że Dominik jest zgryźliwy dla Wojtka z innego powodu :D
"– Dyrektor chce cię widzieć – powiedział Dominik, opierając się o balustradę schodów. "
Hehe, witamy panie nonszalancki.
Lena przypomina mi trochę starszą siostrę Wojtka, która jest zauroczona w jego koledze. I z jednej strony bardzo jej się podoba - z wyglądu i z charakteru, a z drugiej ten charakter przeszkadza. Bo pewnośc siebie jest fajna, ale bezczelność w stosunku do jej przyjaciela już nie.
Swoją drogą jestem ciekawa, jakiego przedmiotu uczy Lena. Historia? Może przyroda? Dzieciaki w podstawówce nie mają chyba aż tyle przedmiotów co wyżej. Oo, albo angielskiego! :D
Jestem ciekawa tych dzieciaków "z problemiami". Już się nie mogę doczekać, aż przedstawisz ich starcie z Wojtkiem. Coś mi mówi, że na poczatku będzie ciężko, bo Wojtek ma charakter, który łatwo stłumić, ale później, gdy już zapozna się z "otoczeniem", mocniej stanie na ziemi i pokaże asertywność. Przynajmniej tak go widzę.
Podoba mi się opis dzisiejszego podejścia do dysleksji. Jeszcze to "skoro pan i pani mecenas...". Ten tekst jest lekki, ciepły, ale jednocześnie czasami używasz takiej delikatnej ironii. Kiedy człowiek czyta takie fragmenty, od razu pojawia się na ustach lekki uśmiech i myśl w głowie "mhm, wiadomo o co chodzi".
"Oparł się nonszalancko o umywalkę i patrzył tymi przeraźliwie ciemnymi oczami, uśmiechając się kpiąco. "
W sumie musiałam to zacytować i teraz siedzę, zastanawiając się, jak powinnam to skomentować. Głupie "aww" jest zbyt banalne, a *właśnie wycieram ślinę z monitora* też nie brzmi dobrze. Więc, hm, lubię Dominika? :D Bardzo. Lubię. Dominika.
Podoba mi się też to, że Wojtek w taki sposób myśli o Lenie i Dominiku, że ona zasługuje na kogoś lepszego. Jest w tym coś słodkiego i braterskiego, co stawia mur między nią a Dominikiem.
UsuńTa scena podczas apelu też pokazuje różnice między Dominikiem i Wojtkiem. Pierwszy miał w poważaniu cały świat, a Wojtkiem nie dość że nieporadny, ciapowaty i poprawny, to jeszcze nerwowy i przewrażliwiony.
Wyobrażam sobie ich przed tymi wszystkimi uczniami. Wojtek taki zaczerwieniony, sztywny i spięty, a Dominikowi jeszcze bardziej to dodaje pewności siebie :D
" Powiedział oblegającym go dziewczynom, że nie tylko przez pokrewieństwo można mieć to samo nazwisko. "
Ale diabeł z tego Dominika. A później się dziwić, czemu Wojtek chodzi zestresowany. Chłopcy, najwyższa pora trochę się rozluźnić, nie uważacie? :>
Wiem, że mamie Wojtka na pewno nie spodoba się Dominik i jestem ciekawa, jak poprowadzisz ten wątek, ale jakoś sama nie wiem, wykreowałaś ją na strasznie ciepłą kobietę. Wścibską i nadopiekuńczą, ale taką bardzo przyjemną. Swoją drogą stawiam na to, że Dominik mieszka sam.
"Lena już buszowała wśród jego plików z filmami. "
Halo, halo! Niech uważa, bo jeszcze trafi na pornosy. Gejowskie.
Końcówka taka trochę przygnębiająca. Bo naprawdę polubiłam mamę Wojtka.
Z przyjemnością czytałam ten rozdział 2 raz. Już się nie mogę doczekać kolejnego. Opowiadanie jest bardzo ciepłe i takie wesołe. Bardzo się cieszę, że zaczęłaś pisac coś własnego. A Wojtek jest po prostu cudowny. Dominik też, ale nie będę mówiła tego głośno, bo ten arogant już o tym wie :P To takie kochane, że Wojtek zdaje się właśnie tego nie wiedzieć, że po prostu słodziak z niego.
Bardzo ciekawa jestem, jak rozwiążesz dalszą akcję i w jaką stronę pójdzie to opowiadanie. Trochę presji nie zaszkodzi, ale wiesz, że ja w ciebie wierzę i w zasadzie już uwielbiam to opowiadanie :D
Dzięki za komentarz :)
Usuń„Uwielbiam taką delikatną ironię.”
Ja też :D
„A tak a propos jestem cholernie ciekawa, jaki jest ten samochód Dominika.”
A nie wiem, muszę się zastanowić. Ale no co, nauczyciel, może mieć starego rzęcha :D Wiem, nie pasuje :P
„Te dzieci to głupie są, (coraz głupsze), bo w końcu do Hogwartu idzie się jak się ma 11 lat!”
Bo te dzieci nawet czytać nie umieją, więc w filmie im umknęło ;)
„O one już by chciały wymachiwać różdżkami.”
W tym opowiadaniu różdżkami powymachują nauczyciele :D
„Hehe, witamy panie nonszalancki.”
Tak!
„Podoba mi się opis dzisiejszego podejścia do dysleksji. Jeszcze to "skoro pan i pani mecenas...".
Mam koleżanki nauczycielki, sama miałam praktyki w szkole i wiem, że to teraz jest jakaś plaga.
„Głupie "aww" jest zbyt banalne, a *właśnie wycieram ślinę z monitora* też nie brzmi dobrze. Więc, hm, lubię Dominika? :D Bardzo. Lubię. Dominika.”
Ja też go lubię :D No ale widzisz, przy okazji wyczyściłaś sobie monitor :P
„Wyobrażam sobie ich przed tymi wszystkimi uczniami. Wojtek taki zaczerwieniony, sztywny i spięty, a Dominikowi jeszcze bardziej to dodaje pewności siebie :D”
Tak też właśnie to widziałam :)
„Ale diabeł z tego Dominika. A później się dziwić, czemu Wojtek chodzi zestresowany. Chłopcy, najwyższa pora trochę się rozluźnić, nie uważacie? :>”
A co najlepsze na rozluźnienie? :D Heh :P
„Halo, halo! Niech uważa, bo jeszcze trafi na pornosy. Gejowskie. „
Ej, no tu jeszcze sam nie wiedział, że woli chłopców :P
„A Wojtek jest po prostu cudowny. Dominik też, ale nie będę mówiła tego głośno, bo ten arogant już o tym wie :P To takie kochane, że Wojtek zdaje się właśnie tego nie wiedzieć, że po prostu słodziak z niego.”
Jej, rozpłynęłam się :)
;-) nich ten uśmiech mówi sam za siebie.
OdpowiedzUsuńNaprawdę bardzo fajne opowiadanie. Już nie mogę się doczekać dalszych rozdziałów. :)
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńw końcu ruszam i z tym opowiadaniem..
czy mama Wojtka rozumie, że są tylko przyjaciółmi... a Dominik taki bad boy, ale mam wrażenie, że zgodnie z powiedzeniem kto się czubi ten się lubi, więc może... a co jeśli tak jest, to jak zareaguje...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Podoba mi się. Mam nadzieję że dalej będzie tylko jeszcze lepsze.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, duuuużo weny życzę❤
Hej,
OdpowiedzUsuńz Dominika taki bad boy, ale mam wrażenie, że zgodnie z powiedzeniem kto się czubi ten się lubi...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hej,
OdpowiedzUsuńfantastycznie, już to opowiadanie mi się bardzo podoba, z Dominika to taki bad boy, ale mam ogrmnie wrażenie, że zadziała tutaj powiedzonko... kto się czubi ten się lubi...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga