Nie
wiem, co napisać po tak długiej nieobecności. Po prostu czasami tak się zdarza
i chyba to musi wystarczyć za odpowiedź.
Wszystkim
dziękuję za komentarze i tych, którym nie znudziło się jeszcze czekanie,
zapraszam na rozdział 16.
Wczorajszego
dnia Wojtek długo rozmawiał z Alanem. Dowiedział się między innymi, że Dominik
odwiedził go na lodowisku i kazał się odczepić. To musiało być wtedy, kiedy
okłamał wszystkich, że idzie do punktu medycznego. Alan wydawał się być tym
faktem rozbawiony, ale Wojtek poczuł się jakoś tak… Przecież gdyby Dominikowi
nie zależało, nie rozmawiałby z nim, bo i po co? Wypiłby gorąca kawę, mając
resztę w nosie. Ale najwyraźniej nie miał.
Alan
pytał jeszcze o kilka rzeczy, między innymi jak się udał pierwszy raz, ale tu
Wojtek, widząc emotikonkę z przymrużonym okiem, w podobnym tonie kazał mu iść w
cholerę. I cała ta rozmowa byłaby naprawdę bardzo fajna, bo Alan ciągle go
rozśmieszał, gdyby nie ostatnia wypowiedź.
Wyszedł
wtedy po zakupy dla mamy i przy okazji wstąpił do apteki po tę maść, którą
polecał Dominik. Głupio mu było o nią zapytać, tym bardziej, że w kolejce stało
poza nim sporo osób, ale w końcu uznał że i tak lepiej być narażonym na
głupkowate uśmieszki, nawet gdyby ktoś poza farmaceutką kojarzył nazwę, niż ten
ból tyłka. Tym bardziej, że już wcześniej w supermarkecie wrzucił do koszyka
paczkę kondomów. Naprawdę miał nadzieję, że z jego relacji z Dominikiem wyjdzie
coś więcej, a na samo wspomnienie tego, gdy się kochali, czuł dreszcze
przyjemności. Chciał to powtórzyć. I to nie tylko raz.
Kiedy
wrócił, Alana już nie było na czacie, za to była wiadomość od niego.
„Jeżeli
ten Dominik okaże się dupkiem, przyjedź do mnie. Praga jest bardzo ładna zimą.
I, jak już ci napisałem, wtedy zagramy na poważnie”.
I
tu go coś tknęło. Alan wcześniej napisał to na kartce dołączonej do łyżew,
owszem, ale wówczas był przekonany, że chodzi o tylko i wyłącznie hokej. A
teraz… Teraz już niekoniecznie było to takie oczywiste.
W
końcu, mając mętlik w głowie i uznając, że pomyśli nad wszystkim jutro, położył
się do łóżka. Miał nadzieję, że odeśpi te dwa dni, które wywróciły jego świat
do góry nogami.
Wysiadł
na przystanku kilka minut po siódmej. Specjalnie przyjechał wcześniej, bo
musiał coś załatwić, a samochód nadal nie miał jeszcze przeglądu. Ziewnął, poprawiając
torbę na ramieniu i rozejrzał się dookoła. Był naprawdę zaskoczony, kiedy
zobaczył wjeżdżające na parking auto Dominika.
– Ty, tutaj? O tej porze? – zapytał, podchodząc
bliżej.
–
Muszę zanieść zwolnienie, a wolałem nie natrafić na tłumy ciekawskich. –
Dominik wskazał na swoje podbite oko. Wczoraj załatwił sobie L4 od znajomego
lekarza, więc miał co najmniej tydzień wolnego. – A ty? – zapytał. – Masz
jeszcze trochę czasu do lekcji, a mi przydałoby się coś, co złagodzi skutki – dodał, nie czekając nawet na odpowiedź.
–
Idę do biblioteki – Wojtek wskazał budynek naprzeciwko – muszę czegoś poszukać
– poinformował Dominika, który uniósł powątpiewająco brew. Westchnął
zirytowany, widząc tę minę. Czy ten facet nie mógł mu choć raz uwierzyć na
słowo? Naprawdę potrzebował jednej książki. Był trochę do tyłu z pisaniem z
pracy licencjackiej dla jednego ze studentów filologii polskiej. Co roku brał
takie zlecenia, bo zawsze, jakby nie było, wpadały jakieś pieniądze. Tyle że
akurat ten student miał bardzo upierdliwego promotora, bo czepiał się o każdy
szczegół i ciągle domagał się odniesień do coraz to kolejnych pozycji
literatury, której za cholerę nie można było znaleźć w internecie. W bibliotece
uniwersyteckiej też nie, ale tu akurat się nie zdziwił. Przez pięć lat zdążył
przywyknąć, że tam zwykle wszystko, co było mu potrzebne, wyświetlało się w
komputerze na liście z adnotacją: „niedostępne”. W bibliotece, w której
pracowała jego mama – to samo Poza tym trafił na beznadziejny temat. O poezji.
Nigdy nie przepadał za poezją. Zawsze irytował się, kiedy jego stara
nauczycielka od języka polskiego pytała, co poeta miał na myśli. A skąd miał do
cholery wiedzieć, co ktoś, zwykle żyjący wieki temu, miał na myśli? Mógł się
jedynie domyślać, ale nie wiedzieć tego na pewno i jeszcze to komuś udowadniać.
Nie znosił skostniałych form nauczania, choć gdyby to powiedział sześć lat temu
na egzaminie wstępnym na studia, raczej by się na nie dostał. Na szczęście nie
musiał. Wtedy obowiązywał ich tylko konkurs świadectw maturalnych. A to miał
bardzo dobre. Poza tym, posiadał naprawdę dużą wiedzę na temat literatury, a i
językowo radził sobie świetnie. Językowo. Kurwa! Czy przez cholernego Dominika
i to, co robił mu właśnie językiem, będzie miał teraz takie głupie skojarzenia?
Prychnął pod nosem i zarzucił sobie torbę na ramię.
W
bibliotece jak zwykle siedziała zaczytana w jakichś romansidłach kobieta w
okularach jak denka po słoikach. Z tego, co wiedział, miała na imię Katarzyna i
nie znosiła, gdy ktoś mówił do niej: „pani Kasiu”. Miało być Katarzyna i już.
Żadnych zdrobnień. Ta kobieta była typową bibliotekarką ze szkolnych żartów. Stara
panna, pilnująca bezwzględnie wszelkich zasad panujących w bibliotece i nie
znosząca, gdy ktoś nie odstawił książki na miejsce. Pewnie dlatego jedyne
romanse, które przeżywała, to te w książkach. Wojtek pomyślał, że chyba zdążyła
już przetrząsnąć większość półek z takim typem literatury, bo ostatnio
zauważył, jak trzymała w rękach te z tak zwanej niższej półki, pisane chyba
tylko po to, żeby znudzone mamusie lub zaniedbywane żony miały się czym
ekscytować. On sam kiedyś, praktycznie zmuszony przez swoją dawną dziewczynę,
przeczytał kawałek jednego z takich bestsellerów i aż się chwycił za głowę,
widząc tę grafomanię. Powiedział wtedy stanowczo, że więcej tego nie tknie.
Dziewczyna, już nawet nie pamiętał, jak miała na imię, bo spotykali się może ze
dwa tygodnie, obraziła się wtedy na niego śmiertelnie, więc od razu dał sobie z
nią spokój. Lubił mieć z kim porozmawiać na temat książek. Dobrych książek.
–
Dzień dobry – powiedział tylko i od razu poszedł w stronę działu z
opracowaniami poezji.
Miał
nadzieję, że znajdzie tu to, czego szuka i skończy pisać w końcu ten rozdział pracy.
Tym bardziej, że czekały już kolejne zlecenia.
Przeszukał
prawie cały regał, ale nigdzie nie natknął się na opracowanie, więc zaczął rozglądać
się za czymś, co choć trochę mogłoby mu pomóc.
–
Masz już tę cholerną książkę? – usłyszał i aż podskoczył, zaskoczony. Kilka
zakurzonych tomów, które trzymał w rękach, spadło na podłogę, a zaraz potem
poczuł na szyi ciepły oddech. Dominik stał tuż za nim. – Długo jej szukasz.
–
Nie mam, a ty teraz wcale nie pomagasz – westchnął, jednak nie odepchnął
Dominika. To było dość ryzykowne, bo choć biblioteka była zwykle o tej porze
pusta, zawsze jednak ktoś mógł się w niej pojawić lub nagle mogła ich nakryć
bibliotekarka i wtedy miałaby romans na żywo. Tylko z tego zaraz wybuchłby
jeden wielki skandal.
–
Sama moja obecność powinna już wpływać na ciebie pozytywnie… – Dominik
pocałował go w kark i odwrócił w swoją stronę, kładąc ręce w miejscu, gdzie
kieszenie dżinsów łączyły się z paskiem. Po chwili uniósł brwi ze zdziwienia,
gdy coś wyczuł. Nie pytając o pozwolenie, wyciągnął „to coś” z małej kieszonki.
– No, no… – uśmiechnął się, trzymając między dwoma palcami prezerwatywę. – Wiesz,
skoro i tak nikogo tu nie ma… – pochylił się i pchnął Wojtka na regał, zbliżając
swoją twarz do jego.
–
Przestań! – Wojtek odepchnął go lekko i wyrwał z dłoni kondom, chowając go z
powrotem. Rozejrzał się dookoła, upewniając się, że nikogo nie ma w pobliżu.
–
Nie mam zamiaru – Dominik wsunął mu ręce pod koszulę, muskając opuszkami palców
ciepłą skórę pleców. – Do tego działu i tak nikt nie przychodzi. Widzisz ten
kurz na książkach?
–
Jakoś ja przyszedłem, jakbyś nie zauważył.
–
Ale ty jesteś polonistą, więc to mówi samo za siebie. Myślisz, że ktokolwiek
inny chciałby czytać – chwycił pierwszą lepszą książkę – „Magia poezji. O
poetach polskich dwudziestego wieku” – przeczytał tytuł.
–
A żebyś wiedział! – Wojtek zirytował się.
Fakt,
sam nie przepadał za poezją, ale było wiele zainteresowanych osób tym tematem.
Owszem, to była biblioteka licealna i jak już był gdzieś ruch to w dziale z
fantastyką czy horrorami, ewentualnie romansami, ale to nie prawda, że nikt nie
czytał innych rzeczy. Sam, studiując pięć lat filologię polską, zdołał się
przekonać, że w niektórych opracowaniach jest dużo ciekawych rzeczy. Upadały
też różne mity, wmawiane uczniom w szkołach. Miał świetnego profesora
prowadzącego wykłady z „Romantyzmu”, który bardzo ciekawie opowiadał o faktach
z życia Mickiewicza czy Słowackiego. Spotkania wesołej humanistycznej gromadki,
jeden kieliszek wypijany za jeden wers…
–
To może ja też powinienem napisać ci wierszyk? Co? – Dominik pochylił się. –
Czekaj, daj mi się chwilę zastanowić… – Przygryzł wargę. – Na górze róże, na
dole ciemno, lubię jak jęczysz, gdy jesteś pode mną – uśmiechnął się rozbawiony
swoim nagle odkrytym talentem rymotwórczym. – Może być?
–
Jesteś idiotą – westchnął Wojtek, ale
kąciki jego ust się uniosły. Wymyślić coś takiego na poczekaniu… Cały Dominik. –
Mogę zaraz złożyć coś lepszego – przekrzywił lekko głowę, patrząc na niego. – A
potem opublikuję z dedykacją.
–
Sugerujesz, że odważyłbyś się na to? – Dominik przyciągnął go do siebie. Chyba
jego twórczość się spodobała, a przynajmniej tak wynikało z jego reakcji. –
Jak, skoro pocałowanie w bibliotece przystojnego faceta to już za duże wyzwanie?
–
Nie wiem, skąd pomysł, że jesteś przystojny – mruknął Wojtek, ale jednocześnie
zaplótł mu ręce na karku. Zdał sobie sprawę, że i tak, jeżeli ktoś będzie miał
zamiar tu przyjść, usłyszą wcześniej kroki.
–
Mama mi powiedziała. Możesz też zrobić ankietę w skali od jednego na dziesięciu.
– Dominik pocałował go, zaciskając ręce w pasie i nie pozwalając się ruszyć. –
Stara Matysiakowa da mi dziesiątkę, ta bibliotekarka też, widziałem, jak się
dzisiaj gapiła. Do tego Aneta i twoja dziewczyna. No dobra, była dziewczyna –
poprawił się, widząc wzrok Wojtka, ale lubił go tym irytować.
–
Może ktoś, komu zaszedłeś za skórę, da ci jedynkę – stwierdził Wojtek z
przekąsem, ale chętnie oddawał pocałunki. To było takie przyjemne i
ekscytujące. – Poza tym weź pod uwagę, że z tym podbitym okiem twoje akcje
spadają.
– Myślisz? Może… – Dominik, gdy w końcu
oderwali się od siebie, udał, że się nad tym poważnie zastanawia. Obaj byli
zaczerwienieni i mieli lekko opuchnięte usta. – A ty ile byś mi dał?
–
A bo ja wiem… – Wojtek przymrużył oko, jakby dopiero teraz oceniał twarz i
sylwetkę Dominika. – Może pięć na dziesięć?
Parsknął
śmiechem, kiedy Dominik prychnął.
–
Co, twoje ego zostało zdeptane? – zapytał, masując rękami króciutkie włoski na
jego karku. Sam nie wiedział dlaczego, ale takie droczenie się z Dominikiem
sprawiało mu dużo przyjemności. Może chodziło o to, że nie zaczęli normalnie?
Wcześniej było po prostu dokuczanie sobie na wszelkie możliwe sposoby. Choć,
jakby tak się zastanowić, tak właśnie zaczynały dzieciaki w podstawówkach.
Uczniowie jego klasy też dokuczali dziewczynom. Mieli dopiero po dziesięć lat,
więc te bardziej wymyślne sposoby dopiero przed nimi, ale widział nie raz, jak ciągnęli
je za włosy czy rzucali karteczki z niezbyt udanym karykaturami. A to odstające
uszy, a to za długi nos czy krzywe nogi. Dzieci w tym wieku dorastały i to było
normalne, tak samo, jak dokuczanie sobie.
Oni
z Dominikiem byli więc jak takie dzieci. Byle sobie dogryźć. Oczywiście Wojtek
zdawał sobie sprawę, że ten drań był cholernie przystojny, miał perfekcyjne
ciało, idealne rysy twarzy. Te jego ciemne oczy, które robiły mu z mózgu
sieczkę, gdy tak na niego patrzył, usta, które chciało się całować. Nawet głos
miał pociągający. Więc biorąc to wszystko pod uwagę, nie bardzo umiałby
narysować jego karykaturę. Co innego, gdyby miał opisać charakter. Tu już
mógłby stworzyć dość długi esej na temat złośliwości, bezczelności i
przerośniętego ego. Choć to ostatnie, miał ostatnio wrażenie, że jest tylko
przykrywką. Bo Dominik potrafił być inny. Kiedy się kochali, nie było na jego
twarzy ani cienia złośliwości. Starał się być delikatny i robił wszystko, żeby
sprawić mu przyjemność.
–
Nie, Wojtuś. – Dominik przygryzł jego wargę, a po chwili przesunął się ustami
na ucho. – Ale dzięki temu już wiem, jaką
robisz minę, kiedy kłamiesz – szepnął.
–
Jesteś nienormalny. – Wojtek uśmiechnął się lekko.
Chwycił
Dominika za włosy i wbił się w jego usta. To wszystko… To było to, czego chciał,
na co czekał. Było idealnie. Zawsze śmiał się z tak zwanych motylków w brzuchu,
a teraz miał wrażenie, że to mrowienie jest idealnym odzwierciedleniem tych
wszystkich opisów. Nie chciał wypuszczać Dominika z ramion. To było coś tak
fantastycznego, że chciał w tym po prostu trwać. Kiedyś myślał, że jeżeli się
zakocha, będzie to wyglądało zupełnie inaczej. Rzeczywistość zweryfikowała
wszystko. Ale nie zamieniłby tego na nic ze swoich dawnych wyobrażeń.
–
Może zerwiesz się dzisiaj z lekcji? – zapytał Dominik, który w tym momencie
miał ochotę zedrzeć z Wojtka ubranie i wziąć go przypartego do regału
zakurzonych książek.
–
Na wagary to ja chodziłem, ale kiedy byłem uczniem tej szkoły. – Wojtek zaśmiał
mu się w usta. – Raczej Inkowi nie spodobałoby się, gdyby kolejny nauczyciel
zrobił sobie wolne.
–
Ponoć masz u niego chody, więc jakoś przejdzie – Dominik nie odpuszczał. – Choć
z drugiej strony, teraz, gdy rzuciłeś jego córkę dla mnie, to może się trochę
wkurzyć – zastanowił się.
–
Kretyn z ciebie. Lena nigdy nie była moją dziewczyną, po prostu znamy się od
dziecka. – Wojtek pokręcił głową, bo choć zdawał sobie sprawę, że to było
powiedziane złośliwie, wolał wyjaśnić wszelkie nieporozumienia. – Z Alanem też
nic mnie nie łączy poza… No fajnie się dogadujemy. I nie! Nie spałem z nim –
podkreślił.
–
Przecież ja nawet nie pytałam o Alana – Dominik uniósł brwi i spojrzał na niego
uważnie.
Wojtek
nagle bardzo zainteresował się jakimś punktem w oddali, bo starał się na niego
nie patrzeć. Wyglądał, jakby z czymś się wygadał. Czymś, co miał chyba na
sumieniu.
–
Całowaliście się? – zapytał.
–
Nie… – Wojtek odwrócił głowę. Niepotrzebnie w ogóle wspominał o Alanie, przecież
doskonale widział, że on jest takim jakby punktem zapalnym między nimi.
–
Nie? – Dominik chwycił jego podbródek i zmusił, żeby spojrzał mu prosto w oczy.
– Na pewno?
–
Nie… No dobra, tak! Ale to nic nie znaczyło – Wojtek uznał, że nie ma sensu kłamać,
bo nigdy nie był w tym zbyt dobry. – Ale czego się czepiasz? Sam mi wtedy powiedziałeś,
że mam do niego iść i że tamtej nocy byłem beznadziejny – warknął. Tak, jasne,
wyjaśnili sobie to nieporozumienie, ale to przecież przez niego tam wtedy
poszedł. Czy żałował? Nie. Zdecydowanie nie. To mu uświadomiło, że zależy mu
jednak na Dominiku, a Alan z drinka na drinka stawał się po prostu świetnym
kumplem. Mógł z nim porozmawiać, powiedzieć wszystko. Tylko to co napisał
wczoraj wieczorem było dość dziwne. Sam nie wiedział, jak odpowiedzieć, więc
póki co nie odpowiedział wcale.
–
Jasne, jak zawsze moja wina – Dominik
uśmiechnął się lekko. Nie mógł mieć do Wojtka pretensji, szczerze mówiąc,
spodziewał się tego. Zresztą, sam się wtedy niefajnie zachował, nie dziwił się,
że Wojtek, który wyszedł wtedy wściekły z jego pokoju, chciał znaleźć coś
innego. Przecież nie byli parą. Ale jeżeli ma być coś między nimi… – Teraz mnie posłuchaj. Nie chcę wiedzieć, co
robiłeś wcześniej, to twoja sprawa. Ale nie chcę też więcej słyszeć o żadnych
Alanach i innych hokeistach, futbolistach czy golfistach. – Spojrzał na niego
stanowczym wzrokiem.
Wojtek,
mimo że mina Dominika nie była jakoś specjalnie zachęcająca do dyskusji, poczuł
przyjemne ciepło rozlewające się po jego ciele. On był zazdrosny.
–
A ten facet? Ten, z samochodu którego zapomniałeś kurtki? – zapytał,
przypominając sobie mężczyznę, który odwiózł Dominika na szkolny parking przed
wyjazdem w góry. Co prawda po tym, co się stało, nie wierzył, że mogłyby ich
łączyć takie relacje, ale odbicie piłeczki było w tym momencie najlepszym
rozwiązaniem. Przynajmniej uzyska odpowiedź.
Dominik
parsknął śmiechem. Przypomniał sobie, że Wojtek, już przed wyjazdem, pytał go o
to, a jego mina, gdy oddawał mu w łazience kurtkę, była bezcenna.
–
Nim sobie nie zawracaj głowy – odpowiedział zdawkowo.
Dobrze
wiedział, o kogo chodzi. Rafał Micek był osobą, z którą kilka lat temu miał
niemalże codzienny kontakt, a która niedawno złożyła mu naprawdę zaskakująca
wizytę, przedstawiając przy tym pewną propozycję. Nadal ją rozważał, ale póki
co wolał nic na ten temat nie mówić.
–
W takim razie może odpowiesz na jedno pytanie. Dlaczego ja? – Wojtek czuł, że
teraz jest ten moment, żeby zadawać pytania.
–
Dlaczego ty? Nie mam pojęcia, chyba musiałem się uderzyć w głowę – westchnął
Dominik, znów go całując. Za długo na to czekał, żeby teraz dać mu spokój.
Zresztą, Wojtek wcale chyba tego spokoju nie chciał, sądząc po pomrukach
przyjemności, gdy zsunął się ustami na jego szyję.
–
Oj wiesz, o co mi chodzi. Z tobą to nigdy nic nie wiadomo. – Wojtek chwycił go
za włosy i oparł głowę o jego czoło, patrząc prosto w oczy. – Chcę wiedzieć, na
czym stoję – wyjaśnił swoje wątpliwości.
–
Z tego co zauważyłem, to na podłodze – mruknął Dominik, uśmiechając się.
–
Ty jednak jesteś… – Wojtek nie zdążył dokończyć, bo usłyszeli czyjś głos, a
chwilę później rozległ się odgłos kroków.
Odsunęli
się od siebie, z pewną niechęcią przyjmując fakt, że ktoś im przerwał, ale nie
mogli aż tak ryzykować.
Kiedy
wychodzili z budynku liceum, Dominik przytrzymał jeszcze Wojtka za bluzę.
–
To jak? Widzimy się wieczorem? – zapytał. Specjalnie wczoraj wysprzątał
mieszkanie i nie miał zamiaru pozwolić na jakiekolwiek wymówki. Teraz, kiedy
będzie miał na zwolnieniu mnóstwo czasu, zamierzał wykorzystać ten właśnie czas
do przyjemnych rzeczy. A Wojtek? Przecież może stać oparty o biurko, nikt mu
nie każe siadać.
–
Tu jesteś! – usłyszeli głos, gdy wyszli przed bramę.
Z
zielonego Renaulta wysiadała właśnie Lena. Pojechała specjalnie po Wojtka do
jego domu, ale go nie zastała. A tak strasznie chciała z nim porozmawiać.
Zwłaszcza że wczoraj wysłał jej sms-a , że będzie wieczorem zajęty. A teraz
znów zobaczyła go z Dominikiem! Cholera! Musiał wyciągnąć kilka szczegółów, ciekawość
rozsadzała ją od środka.
–
Lenka – Wojtek patrzyła to na nią, to na Dominika, sam nie wiedząc, jak się
zachować. Z jednej strony Lena wiedziała, ale z drugiej – Dominik nie wiedział, że ona wie. Masło
maślane i zagmatwana sytuacja.
–
Co, zabierasz swojego chłopaka – zapytał Dominik, rzucając rozbawione
spojrzenie. Wiedział, jasne że wiedział, że nie są parą, ale lubił im zawsze w
taki sposób dogryzać. Ciągle trzymali się razem. Gdyby nie różnica w wyglądzie,
bo jasne włosy Wojtka i niebieskie oczy nijak się miały do rudej kity Leny i
brązowych oczy – powiedziałby, że są zrośnięci jak bliźniaki.
–
Nie, pożyczam na chwilę twojego – odgryzła się Lena. Jeżeli chodzi o Wojtka
zawsze umiała się postawić Dominikowi, nawet wtedy, kiedy była w nim zakochana.
Choć… Czy naprawdę zakochana? Nie,
ostatnio doszła do wniosku, że chyba raczej po prostu bardzo jej się podobał.
Nie miała pojęcia ja to działa, ale w momencie, gdy dowiedziała się, że jest
gejem i ma coś do Wojtka, zaczęła im kibicować. Ładnie razem wyglądali. Dwóch
przystojnych facetów, aż miło na nich popatrzeć.
–
No to… do później – rzucił Wojtek, idąc z Leną. Dobrze wiedział, że ona nie da
mu spokoju, dopóki wszystkiego nie opowie. A z Dominikiem… Tak, spotkają się
wieczorem, nie miał co do tego żadnych wątpliwości. Był teraz na takim etapie
zauroczenia, że chciał go mieć dla siebie codziennie.
Dominik
wyjął z kieszeni kluczyki swojego samochodu i ruszył w stronę parkingu, ale w
tym momencie zauważył tam grupę nastolatek. Trzecia C – pomyślał, widząc
znajome twarze. Dagmara, Agata i Martyna. Miał naprawdę dość tych dziewczyn,
poza tym wolał, żeby nie widziały jego twarzy. W końcu był tu nauczycielem.
Niestety,
Dagmara, gdy go tylko zobaczyła, od razu podeszła w jego stronę.
–
Dzień dobry, ja chciałam tylko – urwała i spojrzała na niego uważnie. – Co się
stało? Ktoś pana pobił? Mój ojciec jest prawnikiem i…
–
Nie, Dagmara, nikt mnie nie pobił – zbył ją, nie chcąc wdawać się w dyskusję.
–
Ale to…
–
Miałem wypadek. Wszystko w porządku, wracaj do znajomych – powiedział i
odwrócił się, omal na kogoś nie wpadając.
–
Dominik, to wygląda jeszcze gorzej niż wczoraj – usłyszał.
Anita,
która właśnie pojawiła się przed szkołą, dotknęła jego twarzy w miejscu, gdzie
miał fioletowego siniaka. Wyglądała na nieco zaniepokojoną. Po chwili
przeciągnęła ręką wzdłuż skroni. Miała jeszcze nadzieję, że coś między nimi
będzie. Przecież ostatnio poświęcił jej trochę czasu. Może to była tylko taka
gra? Wtedy, w pubie, nie chciał jej pocałować, a potem gdzieś zniknął, ale to
jeszcze o niczym nie świadczyło. – Wiesz, jakbyś potrzebował pomocy… – Położyła
dłoń na jego policzku, czekając na reakcję.
Dagmara
spojrzał na nią morderczym wzrokiem. Ta głupa baba miała czelność w taki sposób
dotykać Dominika? Kojarzyła ją, to była nauczycielka z liceum. Ponoć żyleta,
która nikomu nie odpuszczała. Tak przynajmniej kiedyś mówiło kilku jej
znajomych.
–
Przepraszam, ale rozmawiamy – syknęła, mimo wszystko starając się być uprzejma,
bo miała świadomość, że za roku być może będzie chodzić do tej szkoły. Ale do
szału doprowadzał ją fakt, że tak… No niech ona się od niego odczepi! Na za
dużo sobie pozwalała!
Anita
spojrzała na nią zdezorientowana. Dopiero po chwili przypomniała sobie
wszystkie plotki krążące na temat popularności Dominika wśród uczennic. Głupie,
zakochane na zabój nastolatki, myślały, że są w stanie go uwieść. Jasne! Te to
miały fantazje.
–
Ty jesteś z gimnazjum, tak? Wracaj, dziecko, do szkoły, zaraz będzie dzwonek –
powiedziała, uśmiechając się ironicznie, po czym znów skupiła całą swoją uwagę
na Dominiku. Nie podobał jej się ten napuchnięty siniak. Choć taki facet, to nawet
z podbitym okiem był przystojny i chyba każdy przyznałby jej rację.
Dagmara
poczuła, jak serce zaczyna jej bić coraz szybciej i aż zacisnęła ręce w pięści.
Jak ona mogła ją tak potraktować! Wracaj dziecko do szkoły?! Dziecko?! Nie była
już dzieckiem, miała szesnaście lat, a ta głupia ruda pizda upokorzyła ją na
oczach Dominika i reszty koleżanek, które musiały to słyszeć, bo usłyszała ich
śmiech. Tego nie mogła odpuścić. Była tak strasznie wściekła, że w tym momencie
miała gdzieś, czy będzie chodzić do tego liceum, czy też nie. Po prostu emocje
przeważyły.
–
Dominik i tak nie poleci na taką starą jędzę! – warknęła, szarpiąc rękaw czerwonego
płaszcza Anity, żeby odsunąć jej dłoń od twarzy Dominika. Nim którekolwiek z
nich zdążyło zareagować, odwróciła się i poszła w stronę bramy. Czuła się naprawdę
upokorzona i zbierało jej się na płacz. Ta głupia suka jeszcze jej za to
zapłaci!
Dominik
otrząsnął się i podbiegając, chwycił Dagmarę za ramię.
– Idziemy do dyrektora – zakomunikował,
kierując ją w stronę szkoły. Miał już dość tej sytuacji. – I zapamiętaj sobie
raz na zawsze, że jestem twoim nauczycielem. Tylko nauczycielem! Całą resztę
wybij sobie z głowy.
Wiem, że Dagmara jest tylko postacią literacką, ale... Matko jak ja jej nie lubię!!!
OdpowiedzUsuńNareszcie ! Długo trzeba było czekać, ale ja uwielbiam jak Dominik z Wojtkiem przekomarzają się i sam czułam te motylki w brzuchu :) Chce kolejny rozdział i wspólny wieczór chłopaków. Obawiam się jednak, że Dagmara napsuje im krwi jeszcze.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny
Dawno nie było rozdziału. . . Ale jak ktoś wcześniej napisał, czekanie na takie opowiadanie nigdy się nie nudzi! Scena w bibliotece była cudowna ❤ i jestem ciekawa kiedy i czy Dagmara da sobie spokój
OdpowiedzUsuńNie mogłam się doczekać. Uwielbiam chłopaków. Ciekawe kiedy Dagmara do dobie spokój, mam przeczucie ze się zemści za odrzucenie
OdpowiedzUsuńHej, znowuż dłuższa przerwa ?
OdpowiedzUsuńCiekawe, że tego typu pytanie można napisać, a coś o treści już nie.
UsuńNie, nie będzie dłuższej przerwy, rozdział jest już prawie napisany.
Hej,
OdpowiedzUsuńto w tej bibliotece było świetne, Dagmara coraz bardziej mnie wkurza, dobrze że Dominik zareagował, może się czegoś nauczy... ale w takiej chwili to chciałabym aby zobaczyła Dominika całującego się z facetem...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejka, hejeczka,
OdpowiedzUsuńo to było... to w tej bibliotece było naprawdę świetne, Dagmara mnie wkurza, dobrze że tutaj Dominik zareagował... ale bardzo chciałabym, aby zobaczyła Dominika całującego się z facetem...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńcudnie... to w bibliotece było świetne, Dagmara mnie wkurzyła, ale dobrze że Dominik zareagował... ale bardzo chciałabym, aby mogła by zobaczyła Dominika całującego się z facetem, chociaż mogło by to przynieść więcej kłopotów...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza