Przepraszam, że tak długo. Często ten
rozdział zmieniałam, kilka scen wyleciało na następny, kilka razy go
przerabiałam, bo mi się nie podobał.
Zapraszam na rozdział 15.
Betowała Hekate.
Wojtek już od wyjścia z hotelu miał głupie
wrażenie, że zwraca na siebie większą uwagę niż zazwyczaj. Okej, jeszcze
rozumiał Lenę, która kilka razy do niego mrugnęła i uśmiechnęła się niby to
porozumiewawczo, niby tajemniczo, czyli w sposób, który dobrze znał. Aż za
dobrze.
Kiedyś, gdy byli jeszcze dziećmi, ćwiczyła ten
uśmiech przed lustrem, naśladując Britney Spears. To była wówczas jej idolka,
zbierała zdjęcia i plakaty, a Wojtek zawsze jej z tego powodu dokuczał. Choć
czasem, co było naprawdę straszne, zostawał szantażem zmuszany, żeby siedzieć z nią i oglądać teledyski, ale przecież nie mógł pozwolić, żeby
mama dowiedziała się o tych eksperymentach z jajkiem niespodzianką i karbidem,
zwykle kradzionym z jakiejś budowy. Cóż, byli dziećmi. Teraz, patrząc na to
wszystko z perspektywy czasu, uważał, że taka fascynacja wyszła jej na dobre. Dzięki
ciągłemu śpiewaniu do dezodorantu i tłumaczeniom tekstów piosenek Lena tak
pokochała język angielski, że poszła na takie właśnie studia.
Tak czy inaczej, wiedział, co ten uśmiech oznacza. Ona domyślała się, co zaszło i
widział, że hamuje się przed tym, żeby nie zaciągnąć go w jakiś ustronny kąt i
wypytać o wszystko. Zawsze interesowała się jego życiem, ale teraz to prawie
umierała z ciekawości, ciągle skubiąc swoje długie rude włosy związane w kucyk.
Jednak widziała, że wyszedł z Dominikiem i chyba nie chciała teraz zaczynać
tematu.
– A ty co robiłeś przez cały wieczór, co? Jak
zniknąłeś w pierwszy dzień, tak cię nie widziałem. – Tadek klepnął go w plecy.
Chyba wypił coś więcej niż kawę, bo był zdecydowanie zbyt wesoły i beztroski,
wrzucając byle jak swoją torbę do luku bagażowego. – Mówią, że kogoś wyrwałeś –
roześmiał się, a Wojtek zamarł. Przypomniał sobie słowa Leny, że widziano go z
jakimś facetem w niedwuznacznej sytuacji. Co prawda wyjaśniła już, że to żart,
ale co, jeżeli ktoś naprawdę…
– Za to ty wyglądasz, jakbyś się z kimś lał –
stwierdził Eryk, trzydziestoletni matematyk z ich szkoły, patrząc na Dominika.
– Ktoś ładnie ci wpierdolił. Patrz, a niby jesteś taki sprawny fizycznie…
– Żebym ja zaraz tobie nie wpierdolił, bo wtedy
się przekonasz na własnej skórze – warknął Dominik. Nie znosił tego faceta.
Irytujący, zachowujący się, jakby pozjadał wszystkie rozumy. Zawsze wywyższał
się i w kółko powtarzał, że umysły ścisłe to ludzie bardziej inteligentni od
innych. Jakoś po nim nie było widać tej inteligencji.
– Dobra, przestańcie – wtrąciła się Dorotka.
– Wsiadajcie i już. Dominik, masz jakiś papier od tego lekarza? Jakieś
zwolnienie? Dam jutro do sekretariatu.
– Nie mam. – Dominik wzruszył ramionami. Zupełnie
o tym nie pomyślał, okłamując ich wtedy, że idzie do punktu medycznego. A
przecież jako nauczyciel nie mógł się pojawić w pracy z podbitym okiem.
Niestety, mimo zimnych okładów, miał naprawdę dużego, fioletowego siniaka. A to
będzie schodzić dobrych kilka dni. Chyba jutro będzie musiał coś z tym zrobić,
załatwić jakieś L4. – Nie mieli druczków – mruknął i chwytając swoją torbę,
ruszył w stronę autobusu
– Nie mieli druczków, serio? – zapytała Lena,
podchodząc do Wojtka. Mimo że starała się zachować dyskrecję, nie mogła
powstrzymać parsknięcia. To wytłumaczenie było tak strasznie naciągane... – Nie
mów, że to ty się z nim pobiłeś… – Uniosła brew, przyglądając mu się uważnie.
– Nie. Po prostu rano wpadł na szafkę –
rzucił Wojtek, chcąc uciąć temat. I tak już za dużo osób się tym wszystkim
interesowało. Lena to Lena, ale Tadek, Eryk, Dorotka i jeszcze kilka innych
osób… Lepiej, żeby nie zadawali
dalszych pytań.
– Rano? – Lena znowu uśmiechnęła się, ale tym
razem tylko kącikiem ust. Wojtek sam się wkopał. Zawsze wiedziała, jak go podejść, przecież był jej
przyjacielem od lat. Gdyby nie to, w życiu nie domyśliłaby się, że jest gejem.
A teraz w dodatku chyba zakochanym gejem. Obserwowała go, kiedy spotkali się
wcześniej w holu. Co chwilę jego spojrzenie zatrzymywało się dłużej na
Dominiku. Normalnie niby nic, ale… Wiedząc już, co jest na rzeczy, po prostu zwracała
na to większą uwagę. – Pogadamy później, przyjadę do ciebie wieczorem. O ile jesteś
dzisiaj wolny… – Puściła mu oko i poszła razem z innymi do autobusu.
Wojtek szukając sobie miejsca, zauważył, że Anita,
która przed chwilą stała i rozmawiała z Dominikiem, teraz usiadła dwa rzędy
dalej. Wydawała się być bardzo niezadowolona i co chwilę wydymała usta. Chyba usłyszała
coś, co nie bardzo jej się spodobała, bo wyglądała na bardzo obrażoną.
Dominik najwyraźniej na niego czekał, bo od
razu zrobił mu miejsce, ściągając z wolnego fotela swoja kurtkę.
Wojtek chwilę się wahał, ale w końcu usiadł,
choć w taki sposób, żeby był między nimi dystans. Nie chciał żadnych plotek czy
żarcików, dlatego starał się, jak mógł, żeby go nie dotykać. Oczywiście nie,
żeby nie miał na to ochoty, bo miał i to straszną, ale bał się, że kiedy tylko
przysunie się bardziej, każdy domyśli się tego, co się między nimi dzieje. Miał
wrażenie, że wszyscy zwracają na nich większą uwagę niż zazwyczaj.
Naprzeciwko usiadł Tadek z Erykiem. Obaj,
odkąd weszli do autobusu, żywo o czymś dyskutowali, wyglądało to tak, jakby
zaraz mieli się pokłócić. Poza tym popijali coś na zmianę z butelki. Niby,
sądząc po etykiecie, zwykły sok, ale kto krzywi się po przełknięciu łyku soku?
Rozejrzał się. Inni mieli chyba dość
alkoholu, bo wcześniej, w hotelowym holu, zrobiła się naprawdę spora kolejka po
kawę. Jakoś trzeba ogarnąć się po dwudniowej popijawie i wrócić do
rzeczywistości. Jutro poniedziałek, normalny dzień pracy.
– Kurwa, przegrali! – wrzasnął w pewnym
momencie Eryk, sprawdzając coś w swoim telefonie.
– Mówiłem ci! Obstawiasz albo remisy w kosza,
albo w hokeja. – Tadek, który zerknął mu przez ramię, pokręcił nosem. On, o
czym wiedzieli wszyscy w szkole, ciągle inwestował coś w zakładach
bukmacherskich. Kiedyś nawet udało mu się wygrać kilka tysięcy. Zasada była
prosta. Zastawiasz małe pieniądze na coś, co jest mało prawdopodobne. W piłce
nożnej nic nie było pewne, no chyba że przegrana San Marino, dlatego tłumaczył
już wcześniej Erykowi, że na tym nie zarobi. Za to remisy w koszykówce były tak
rzadkie, że było duże przebicie wygranej, a w hokeju tak częste, że można było obstawiać
na chybił trafił.
– Nie znam się na hokeju, nawet nie umiem
jeździć na łyżwach – burknął Eryk. Chyba przegrał sporą kwotę, bo wyglądał na
bardzo złego.
– Poproś Wojtka, może da ci kilka lekcji – stwierdził
zgryźliwie Dominik, rzucając spojrzenie na papierową torbę. Sam nie wiedział
dlaczego, ale ten prezent od Alana ciągle go drażnił. – Ostatnio radził sobie
całkiem nieźle z zabawami na lodzie. Choć to był jego pierwszy raz i trochę
poobijał sobie tyłek… – dodał znacząco.
– Możesz się zamknąć? – warknął Wojtek.
Dominik był po prostu niemożliwy. Po co on się w ogóle odzywał. I to jeszcze w
taki sposób.
– Naprawdę? – zainteresował się Tadek.
– Trochę jeszcze brakuje mu techniki w
trzymaniu kija i w ogóle nie ma pojęcia o szarżowaniu, ale się nauczy. –
Dominik dyskretnie mrugnął do Wojtka. Uśmiechnął się lekko, odnosząc wrażenie,
jakby ten znowu miał ochotę mu przywalić. Och, jak on uwielbiał go prowokować.
– Odezwał się mistrz – burknął Wojtek i
odwrócił się w jego stronę. Poczerwieniał lekko na twarzy, a jego niebieskie
oczy wyrażały chęć mordu.
– Mistrz, nie mistrz – Dominik wzruszył
ramionami, ale w jego spojrzeniu dało się dostrzec iskierkę przekory – musisz
przyznać, że wszystkie moje strzały były celne… – Uniósł kąciki ust, widząc,
jak ten chyba całą swoją siłą woli stara się utrzymać nerwy na wodzy. Tak, jego
naprawdę łatwo było sprowokować. Na pewno w przyszłości nie omieszka tego
wykorzystywać.
– Idiota! – warknął Wojtek, powstrzymując
jednak swoją złość i zaciskając ręce w pięści. Dobrze wiedział, do czego on
pije.
– Przecież Dominik to nasz casanova, jak
miałby nie trafiać – zażartował Tadek, czym spowodował ogólny wybuch śmiechu,
bo ta niby-kłótnia już wcześniej wzbudziła zainteresowanie prawie wszystkich w
autobusie. – Po szkole krąży legenda, że żadna nie narzekała…
– Tak, a Wojtek to taka cicha woda – podłapał
Eryk. – No powiedz, Wojtuś, wyrwałeś kogoś, że cię nigdzie z nami nie było? –
roześmiał się.
– Eh, ja też bym niejedną teraz wyrwał, ale
moja Teresa to mnie czasami tak wymęczy… – westchnął Tadek, trochę podkoloryzowując
rzeczywistość. Bo o ile Teresa, jego żona, owszem, potrafiła go wymęczyć, to zazwyczaj
wiercąc mu dziurę w brzuchu, że znowu gdzieś wyszedł z kumplami na piwo. Ale
cóż. Żona to żona. Jest, jaka jest. Zresztą, za jego czasów to wszystko
wyglądało zupełnie inaczej. Nie było telefonów komórkowych, maili, jedynie
listy można było pisać, a znając rzetelność poczty polskiej, do adresatki dochodził
tak średnio co drugi. Ciężko było romansować z kilkoma naraz. Nie to co
dzisiaj… Smartfony, Facebooki i inne wynalazki. Machnął ręką. – Eryk, daj
soczek. Zaschło mi w gardle.
Odkąd autokar ruszył, Wojtek w ogóle się do
nie odzywał. Eryk trafił w sedno. Tak, wyrwał kogoś. I ten ktoś siedział obok.
W pewnym momencie chwycił swoją kurtkę i się
nią przykrył, bo zaczynało mu się robić trochę chłodno od włączonej
klimatyzacji. Cały czas też pilnował, żeby trzymać odpowiedni dystans od
Dominika. I tak zwrócili na siebie już za dużą uwagę. Poza tym te jego
podteksty seksualne z hokejem. Jasne, były zrozumiałe tylko dla nich obu, ale
mimo wszystko…
– Zaraz spadniesz z tego fotela – zirytował
się w końcu Dominik, gdy Wojtek odsunął się jeszcze trochę. – Siadaj normalnie – syknął mu do ucha.
– Odwal się. Przez ciebie mam wrażenie, że wszyscy
się na nas gapią – mruknął Wojtek. Eryk, gadając o tym wyrywaniu, nieświadomie
poruszył niebezpieczny temat. Bo co, jak ktoś zacznie się nad tym zastanawiać i
dojdzie do wniosku, że skoro obaj nie mają dziewczyn, ba!, nawet się z nikim
nie umawiają, a w piątek jeszcze zniknęli w tym samym czasie z pubu… Nie,
dobra, to bzdura. Co jednak nie zmieniało faktu, że nie mógł oprzeć się temu
dziwnemu wrażeniu…
– Nikt się nie gapi, ale zaraz pewnie ktoś
zacznie, jak nie przestaniesz się wiercić – westchnął Dominik i pociągnął go,
przesuwając tak, że teraz stykali się udami. Co było tak naprawdę naturalne,
biorąc pod uwagę dość wąskie autokarowe fotele. Cóż, taki urok środków
komunikacji publicznej. Ile już razy jakaś gruba baba wciskała go praktycznie w
szybę, kiedy jako nastolatek jeździł do szkoły. Nienawidził tego. Ale tym razem
obok nie siedziała żadna baba, tylko Wojtek. Który zdecydowanie musiał
wyluzować. Inaczej co będzie w szkole? Owszem, Dominik zdawał sobie sprawę z
tego, że będą musieli się kryć, ale akurat on sam już dawno nauczył się maskować
swoją orientację. Nie miał innego wyjścia, dorastając wśród piłkarzy. I też na
początku było dziwnie. Choć nie, nie dziwnie. Było okropnie. Strasznie. Bał się
jak cholera, że gdy powie coś nie tak, za długo zawiesi wzrok na którymś z
rozbierających się kolegów, zaraz ktoś się zorientuje. Dopiero z czasem
zrozumiał, że patrzyli na niego zdziwieni raczej w sytuacjach, gdy za bardzo
próbował się kontrolować. Gdy przebierał się, jakby go ktoś gonił i rzucając
tylko krótkie „cześć”, wybiegał z szatni. Albo gdy pod prysznicami uciekał
gdzieś wzrokiem, zamiast jak inni żartować i komentować spadające mydło. Jasne,
to wszystko wymagało pewnego przełamania się, ale w końcu doszedł z tym do
ładu.
Teraz, widząc przykrytego kurtką Wojtka, coś
mu przyszło do głowy. Uśmiechnął się chytrze. Ciekawe, jak ten zareaguje, gdy
odrobinę się z nim podrażni. Był cholernie ciekaw jego miny. Przysunął się
bliżej i wsuwając dłoń pod ortalionowy materiał, położył ją mu na udzie. Doskonale
wiedział, że nikt nie mógł tego zobaczyć, kurtka była dość gruba i wszystko
zakrywała.
– Co ty wyprawiasz? – Wojtek niemal
podskoczył i odwrócił się w jego stronę, rozszerzając oczy ze zdumienia. Po chwili
rozejrzał się spanikowany, ale nikt najwyraźniej nie zwrócił na nich uwagi.
Tadek chyba zasnął, a Eryk wpatrywał się tylko w wyświetlacz telefonu,
mamrocząc coś do siebie. Wojtek poczuł, że ręka na udzie zaczęła sunąć
niespiesznie w górę i aż dostał gęsiej skórki. Nie, żeby to nie było przyjemne,
ale, do cholery, to był autokar pełen ludzi!
– Seks w miejscu publicznym jest najbardziej
podniecający – usłyszał szept przy uchu i zrobiło mu się gorąco. Czy ten
Dominik zwariował? A jakby ktoś go usłyszał? Było to mało prawdopodobne, ale
co, jeżeli jednak tak by się stało? Będzie musiał sobie z nim porozmawiać! Jak
tylko zabierze tę rękę. Jak tylko…
– Ty kretynie – syknął, gdy poczuł na
rozporku palce, które po chwili zaczęły go lekko masować. I ściskać. Co on
wyprawiał? Wojtek mimowolnie przypomniał sobie twarz Dominika, gdy ten robił mu
loda. Rozwichrzone lekko włosy, zmrużone czarne oczy, patrzące na niego jakby z
wyzwaniem, wargi i język przesuwające się wzdłuż… O kurwa. Poczuł dreszcz
biegnący wzdłuż kręgosłupa, a serce zaczęło mu walić jak młotem. Błyskawicznie
chwycił jego rękę i odsunął ją od siebie. Miał ochotę zrzucić kurtkę, bo
zrobiło mu się naprawdę za gorąco, ale obawiał się, że nawet przez dżinsy będzie
widać, jak bardzo się podniecił. Ten cholerny Dominik znów to zrobił. Powinno
się go za to wytarzać w smole i pierzu. To naprawdę był jakiś diabeł wcielony. –
A idź w cholerę! – warknął, znowu się odsuwając.
Reszta podróży minęła w miarę znośnie. Kiedy
Wojtek w końcu się uspokoił, zdjął z kolan kurtkę i powiesił ją za kaptur na
siedzeniu. I choć w pewnym momencie znów zrobiło mu się nieco chłodno, bo ktoś
najwyraźniej ustawił za niską temperaturę klimatyzacji, zignorował to. Dominik
był nieprzewidywalny, nie miał pojęcia, co mogło znów mu strzelić do głowy. Odwrócił
się do niego plecami i oparł głowę o zagłówek. Chciał się chwilę przespać. Choć
pewnie będzie ciężko, bo Tadek zaczął głośno chrapać. Po chwili usłyszał też
dźwięk przychodzącej wiadomości i wyjął z kieszeni telefon. Mimowolnie parsknął
śmiechem i pokręcił głową z niedowierzaniem, odczytując sms-a z propozycją szybkiego
numerku w toalecie na najbliższym postoju. Nie, naprawdę, on był nienormalny. Uśmiechnął
się sam do siebie i zerknął przez ramię na Dominika, ale ten miał zamknięte
oczy i udawał, że śpi, choć zdradzały go uniesione lekko kąciki ust. Głupek. Zresztą,
bardzo dobrze. Lepiej, żeby trzymał ręce przy sobie, bo już sam widok i zapach
tego drania go nakręcał, ale ktoś tutaj musiał być odpowiedzialny. A na niego
nie miał co liczyć.
Dotarli na miejsce, gdy dochodziła już prawie
szesnasta i zaczynało robić się szarawo. Autokar zatrzymał się na parkingu
szkolnym, na którym już czekały jakieś osoby. Zauważył między innymi męża
Dorotki, opartego o samochód i żonę Tadka. Oj, ta pewnie da mu popalić, jak
tylko chuchnie w jej stronę. Już raz widział, jak okładała go siatką z
zakupami. Było jeszcze kilka innych osób, ale raczej ich nie znał.
Wojtek wypakował swoje rzeczy, pożegnał się
krótko z Leną, która cmoknęła go tylko w policzek i pobiegła dalej, bo miała
już zamówioną taksówkę. Spojrzał na Dominika. Przed chwilą odszedł na bok i rozmawiał
o czymś z Dorotką. Ona chyba ciągle męczyła o to zaświadczenie z punktu
medycznego. Jakby nie patrzeć, była organizatorem wycieczki i musiała wrzucić
to później do dokumentacji. Zwłaszcza, że Dominik na pewno przez kilka
następnych dni będzie nieobecny. Był coraz bardziej spuchnięty i naprawdę
wyglądał, jakby ktoś go pobił.
Rozejrzał się dookoła. Ich szkoła była o tej
porze pusta. Nie to, co rzęsiście oświetlony budynek liceum po drugiej stronie
ulicy, który, mimo że był już niedzielny wieczór, cały czas pozostawał otwarty.
Zawsze w weekendy mieli tu zajęcia uczniowie kilku kierunków zaocznych, poza
tym działały jakieś kółka artystyczne. O, i Uniwersytet Trzeciego Wieku –
przypomniał sobie, widząc na ławce kilka staruszek.
Ludzie powoli się rozchodzili do samochodów,
a Wojtek zastanawiał się, co w tej sytuacji zrobić. Jasne, mógł zamówić
taksówkę, pójść na przystanek autobusowy, nawet zadzwonić po Michała, choć auto
nie przeszło jeszcze przeglądu, jednak jak miał to wszystko zostawić, ot tak, nie zamieniając nawet słowa z
Dominikiem? Odetchnął głęboko. Było… dziwnie. Wrócili do domu, do szkoły. I co
teraz? Jak dalej będą wyglądały ich relacje? Kopnął butem jakiś kamień. Zaczynał
się niecierpliwić. Czy oni musieli tak długo gadać?
W końcu zauważył, że Dorotka macha ręką i
idzie w kierunku swojego męża, który też wydawał się już znudzony czekaniem, a
Dominik zarzuca sobie na ramię torbę i rozgląda się dookoła. Po chwili go
zauważył i ruszył w jego stronę.
– Myślałem, że już poszedłeś – uśmiechnął
się, widząc jego zmarszczone brwi.
– Powinienem – westchnął Wojtek. – Dłużej się
nie dało?
Zostali na parkingu sami, bo autokar też już odjechał.
Zaczynało się robić coraz ciemniej. Nawet babcie z ławki przy liceum sobie poszły.
– A co, jesteś zazdrosny? – Dominik
przekrzywił lekko głowę i podszedł krok bliżej. –Tak jak o Anitę? Wiesz, wtedy,
w pubie…
Wojtek instynktownie się cofnął.
– Co? Jasne, że nie… Nie wiem, skąd ci
przyszło do głowy to z tą Anitą – zaprotestował. Za szybko, zbyt nerwowo i zbyt
gwałtownie, żeby ktokolwiek mógł się na to nabrać. Bo przecież prawda była
taka, że owszem, był wtedy zazdrosny jak cholera. – Ty masz chyba naprawdę zbyt
duże mniemanie o sobie – burknął.
– Nie. Za to mam oczy. Widziałem, jak co
chwilę na nas zerkałeś. Byłeś tak uroczo wkurwiony…
– Zaraz! Czekaj! Ty… Ty zrobiłeś to
specjalnie? – Wojtek otworzył szeroko oczy ze zdumienia, jakby dopiero teraz
sobie coś uświadomił. No jasne! Ależ był tępy. Nagle wszystko zaczęło układać
się w całość. Przecież tamtego wieczora Dominik zawsze był w zasięgu jego
wzroku, potem tak po prostu spławił Anitę, a następny dzień kompletnie się nią
nie interesował. – Chciałeś mnie
sprowokować.
– Może… – Dominik uniósł kąciki ust, patrząc
na Wojtka w sposób, który zawsze tak go denerwował. Cóż, będzie musiał się
przyzwyczaić. Czy mu się to będzie podobało, czy też nie. – Chcesz wpaść do
mnie? Weekend jeszcze się nie skończył… – zaproponował sugestywnie. Wiedział,
że musi jeszcze załatwić sobie od jakiegoś lekarza L4, ale w sumie może to
zrobić jutro.
– Nie mam czasu – mruknął Wojtek. Musiał
wrócić do domu i zobaczyć co z mamą. Co prawda, gdy do niej dzwonił, zapewniała,
że wszystko jest w porządku, ale twierdziła też, że Michał zrobił jej
śniadanie, a w to absolutnie nie uwierzył. On miał, jeżeli chodzi o kuchnię,
dwie lewe ręce. Poza tym… Co to miało, do cholery, znaczyć, że może wpaść, bo
weekend jeszcze się nie skończył? A jak się skończy to co? Idiota. Znowu musiał
dorzucić coś, żeby go zirytować. Ale tym razem nie chciało mu się już tego
komentować. Był naprawdę zmęczony. – Dzwonię po taksówkę. Tobie też zamówić?
– A w którą stronę jedziesz? Do centrum?
– Nie, na Domków. To zamawiam dwie.
Wojtek
wybrał numer i po chwili rozmowy z miłą, przynajmniej z głosu, młoda panią,
podał adres szkoły.
Na taksówki czekali zaledwie kilka minut. Była
niedziela, mały ruch na drogach. W tym czasie obaj stali oparci o płot, a Wojtek
co chwilę zerkał na Dominika, kiedy sądził, że ten nie patrzy. Gdy w końcu dał
się na tym złapać, uśmiechnął się tylko. Cholera, miał ochotę na więcej, jednak
nic z tego, byli na terenie szkoły.
– To co? Do zobaczenia… w szkole? – zapytał,
kiedy zobaczył na ulicy dwa samochody z oznaczeniami firmy taksówkarskiej.
– W szkole też – uśmiechnął się Dominik,
widząc, jak czarna Toyota i czerwony Mercedes wjeżdżają na parking. Podniósł
swoją torbę. – A, widzisz, zapomniałbym. Kup sobie w aptece… – nachylił się i
szepnął Wojtkowi do ucha jakąś nazwę. Uśmiechnął się przy tym znacząco,
otwierając drzwi Toyoty.
– Re… co? Dominik? – spytał, ale ten już
siedział w samochodzie.
Wzruszył ramionami i wsiadł do Mercedesa. Wyszuka
to „re” coś tam w internecie.
*
– Mamo, już jestem! – krzyknął Wojtek, kiedy
tylko otworzył drzwi i wszedł do domu. Położył klucze na szafce i zdjął kurtkę.
– Mamo? – zapytał, zaglądając najpierw do kuchni, a potem do salonu.
Zauważył, że jego rodzicielka zasnęła z
pilotem w ręku, pewnie oglądając jakiś swój serial. Zabrał pilota i wyłączył
telewizor. Po chwili przykrył matkę kocem i wychodząc, zamknął drzwi.
Wszedł na górę najciszej jak się dało. Te
schody zawsze strasznie skrzypiały, a on nie chciał jej obudzić.
Będąc już w swoim pokoju, rzucił na podłogę
podróżną torbę, a obok postawił tę z łyżwami. Widząc je, uświadomił sobie, że
nawet nie pożegnał się z Alanem. Ale… Po prostu po tym, co się stało z
Dominikiem, miał jakieś zaćmienie mózgu. Nie pomyślał o wielu rzeczach. Nawet
zapomniał mamie wysłać sms-a, o której wraca. Cholera, jak to wszystko się
ułożyło. Jego do niedawna wróg numer jeden stał się kimś, w kim po prostu się
zadurzył. Kimś, kto z dnia na dzień podobał mu się coraz bardziej i przy kim
kompletnie tracił głowę. A to przecież nie było zupełnie w jego stylu. A
przynajmniej do tej pory.
Westchnął i zaczął się rozpakowywać. Niektóre
rzeczy do prania, inne do szafy…
– Gdzie ta koszula? – mruknął
zniecierpliwiony, gdy drugi raz przetrząsnął powykładane na łóżko rzeczy.
Zostawił w hotelu? Nie, raczej nie, przecież sprawdzał kilka razy, zanim wyszedł
z pokoju. Rozejrzał się i dopiero po chwili zorientował się, że już ją powiesił
na wieszaku. Cholera. Musiał przestać myśleć o niebieskich migdałach.
Przeklął pod nosem i usiadł na łóżku i
otwierając laptopa. Po chwili wyświetlił się ekran główny i ostrzeżenie o
jakimś wirusie, ale machinalnie kliknął „zignoruj”. Te ostatnie dni, a
zwłaszcza wczorajsza noc i dzisiejszy poranek, sprawiły, że teraz miał jakieś
takie uczucie braku. Zawsze tak było, kiedy po czymś, co sprawiało mu
przyjemność, wracał do szarej rzeczywistości.
Pamiętał, kiedy miał osiem lat i poszedł z
kolegami na konwent w ich mieście. Był wtedy wręcz zafascynowany tymi
wszystkimi poprzebieranymi ludźmi. Postaci z gier, anime, filmów… A kiedy
wrócił do domu czekała na niego mama i zadania z matematyki do odrobienia. Co
za nuda…
Teraz, jasne, sytuacja była zupełnie inna,
ale… Kiedy dzisiaj rano w hotelu obudził się w ramionach Dominika, mimo
początkowego zdezorientowania, zaczął się uśmiechać sam do siebie. Bo przecież
po tym, jak się kochali, on równie dobrze mógł go wyrzucić z pokoju. Albo choć
delikatnie zasugerować, żeby zmiatał do siebie. Mógł zrobić cokolwiek. Ale nie
zrobił. I mimo że spało się trochę niewygodnie, to jednak był naprawdę
zadowolony, że tam został. Czuł, że to coś znaczy. Okej, dobra, może trochę za
bardzo się nakręcił, w końcu Dominik nie raz i nie dwa dogryzał mu, że jest
naiwny, ale miał wrażenie, że dla niego to też było coś więcej niż tylko
przelotna weekendowa przygoda. Inaczej przecież nie pytałby z taką złością o
Alana i łyżwy. Wojtek uśmiechnął się szerzej na wspomnienie tamtej sytuacji.
Dominik wtedy wydawał się być tak zazdrosny…
Usłyszał irytujący dźwięk i znów zwrócił
wzrok na komputer. Jakieś powiadomienie z Facebooka. Kiedyś w ogóle nie lubił
tego typu portali, ale obecnie były raczej niezbędne, żeby utrzymać dawne
znajomości. Zobaczył jedną wiadomość i kliknął, żeby sprawdzić, od kogo. Alan
Sawicki. Uśmiechnął się i bez zastanowienia zaakceptował zaproszenie. Już po
chwili ikonka czatu zaczęła znów migać.
„Masz chwilę?”– odczytał wiadomość w małym
okienku.
Już miał odpisać, gdy rozległ się dźwięk przychodzącego
sms-a. Chwycił komórkę i odblokowując ekran, spojrzał na wyświetlacz. Dominik. Kliknął
ikonkę koperty.
„Rectostop. Radze kupić też trochę na zapas”
– przeczytał.
Co? A, tak, to ta nazwa. Szybko wpisał ją w
przeglądarkę. Nie miał pojęcia, o co Dominikowi chodzi, ale… już po chwili się
dowiedział. Aż się zapowietrzył. A niech go szlag! Już on da mu zapas!
No proszę, dziewczyna i zna się na sporcie. Żartuję. A tak serio to naprawdę masz taką bardziej zaawansowaną wiedzę. Aż musiałem sprawdzić z tą koszykówką.
OdpowiedzUsuńRozdział mi się jak zawsze podobał a zwłaszcza tekst "uroczo wkurwiony".
Czekam na nexta:)
Ciekawi mnie co chce Alan i co planuje. Przypadł mi do gustu. Co do Dominika to niezłe z niego ziółko. Nie mogłam z smsa- genialne :D
OdpowiedzUsuńSpoiler
Opowiadanie jest świetne! Uwielbiam Dominika- jest po prostu cudowny. Nie dość, że zabawny to jeszcze uroczy na swój własny sposób :D
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejne części, bo jest super!
Pozdrawiam :*
Bardzo fajnie! Podoba mi się :D
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie jest po prostu świetne! Ostatnio jedyne co robię w wolnym czasie to czytam tego typu blogi i bardzo się cieszę, że trafiłam na twój. Dominik jest po prostu boski. :D
OdpowiedzUsuńkiedy następny rozdział?
OdpowiedzUsuńi znowuż czekamy długo na następny rozdział
OdpowiedzUsuńZlituj się kobieto nad biednymi czytelnikami! Ja chcę następny rozdział... T.T
OdpowiedzUsuńMusiałam się ogarnąć z innymi blogami. Na weekend będzie.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, coś mi wypadło, jednak nie dam rady w weekend.
UsuńPodasz linki do swoich innych blogów?
UsuńO, zapomniałam, że się usunęły, muszę poprawić.
OdpowiedzUsuńhttp://sasunaru-1.blogspot.com/ - ten polecam, jest pisany z Verry.
http://sasunaru-fanfiction.blogspot.com/ - tu ff Rywale. Inne z tego bloga są stare i dziecinne.
A w ten weekend?
OdpowiedzUsuńMogę tylko zapewnić, że opowiadanie zostanie skończone, mam je w głowie do końca. Niestety, czasami wychodzi coś, co uniemożliwia pisanie. Przepraszam i rozumiem oczywiście, jeżeli komuś się znudzi czekanie.
OdpowiedzUsuńNa takie opowiadanie czekanie nigdy się nie znudzi.
OdpowiedzUsuńDobrze gada!!!
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńdroga autorko postanowiłam się przywitać, choć jeszcze na poważnie nie zaczęłam czytać to po przeczytaniu tego rozdziału (tak w fragmentach), to bardzo mi się podoba, cóż cierpię na brak czasu, i nie chcę mówić, że już zaraz, trochę czasu jednak minie.... ale masz już nową czytelniczkę...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Cieszę się, że ci się podoba. Oczywiście kojarzę cię z komentarzy w Rywalach :)
UsuńHej to może poinformuj kiedy zamierzasz dać następny rozdział
OdpowiedzUsuńMyślę, że jutro.
UsuńWitam
OdpowiedzUsuńTrochę czasu upłynęło jak pozwoliłam sobie skomentować Pani twórczość. Poprzednio uzewnętrzniałam się przy opowiadaniu SasuNaru Hiden. Teraz postanowiłam napisać kilka słów na temat Pani autorskiego opowiadania (o ile mogę pozwolić sobie na taką śmiałość).
Zacznę może od postaci. Podobnie jak w Rywalach czy SasuNaru Hiden postacie są świetnie przedstawione i opisane. Wojtek i Dominik - pozornie swoje przeciwieństwa doskonale przedstawiają dwa archetypy osobowości (znane poniekąd z SasuNaru) – bezczelny, pewny siebie, nieco arogancki, o ciemnych oczach i włosach Dominik (czyżby odpowiednik Sasuke) oraz emocjonalny, nieco zagubiony, mniej stabilny i mniej pewny siebie (chociaż nie we wszystkich sytuacjach) Wojtek o blond włosach i błękitnych oczkach (Naruto ?). Obie postacie wspaniale do siebie pasują i właśnie ta różnica osobowości generuje te emocjonujące sceny wzajemnego poznawania się i zbliżania. Muszę przyznać, że bardzo ciekawie poprowadziłaś tę znajomość. Te bezczelne zagrania Dominika, próby udowodnienia, że Wojtek jest gejem, były interesujące. Chociaż gdyby mi się przydarzyły, reagowałabym pewnie agresją. Bardzo mi się spodobało, że w pewnym momencie Dominik ma dość. Jest to bardzo naturalne poprowadzenie wątku znajomości, zwłaszcza że fascynacja Dominika Wojtkiem trwała przynajmniej rok dłużej. Widać, że jest zmęczony brakiem efektów swoich starań. Zabrakło trochę cierpliwości, ale skąd mógł wiedzieć, że Wojtek potrzebuje więcej czasu, by wszystko poukładać sobie w głowie. Dodatkowo dochodzą postaci Leny, kolegów ze szkoły i Michał. Jest to całkiem zgrabna grupa postaci, o której można dużo napisać. Mnie podoba się niezwykła wręcz przyjaźń między Leną i Wojtkiem. Została ona ładnie i realistycznie opisana, daje nadzieję, że przyjaźń między płciami jest możliwa (chociaż tek układ jest wyjątkowy). Bardzo ciekawą postacią jest Michał. Chciałabym wiedzieć, jaką rolę Pani mu przydzieliła i jak potoczą się dalsze losy tej znajomości.
Niezwykle intrygującą postacią jest Alan. Bardzo zgrabnie wprowadzony, przypomina księcia z bajki. Miał brutalnie uświadomić Wojtka w realiach związków gejów, a okazał się dobrym przewodnikiem i wsparciem dla zagubionego polonisty. Tutaj aż prosi się o kłopoty i niedopowiedzenia – co jak wiadomo towarzyszy wszelkim układom uczuciowym. Będę z nieukrywaną ciekawością czekała i czytała, co z tego wyjdzie.
Muszę przyznać, że zazdroszczę Dominikowi i Wojtkowi tak emocjonującego związku (chociaż na razie nie pokazała Pani ich przyszłości). Jest on opisany tak, że działa na wyobraźnię. Podobnie jak przy innych opowiadaniach jest pikantnie ale nie wulgarnie i to mi się podoba.
Podoba mi się też Pani styl pisania i kompozycja kolejnych rozdziałów. Mam nadzieję, że będzie Pani kontynuować to opowiadanie. Nie mogę się doczekać, co będzie dalej i czy jest jakaś przyszłość dla Wojtka i Dominika.
Pozdrawiam
Beata
Dziękuję za tak wnikliwy komentarz:)
UsuńTo prawda, początkowe te postaci miały być wzorowane na Sasuke i Naruto, ale im dłużej pisałam, tym już widziałam, jak ich charaktery od tego odbiegają. I dobrze, bo w końcu zrobiłam swoje postaci. Wojtek charakterem w ogóle mi nie przypomina Naruto, jest taki porządny i poukładany, a Dominik... No lubię takie złośliwe charakterki.
Alan i Michał jeszcze odegrają swoje role:) Za bardzo lubię Alana, żeby był postacią "na chwilę". Fajne porównanie do księcia z bajki :)
Jeszcze raz bardzo dziękuję za komentarz, jak to nie problem proponuję przejście na tak zwane "ty".
Hej,
OdpowiedzUsuńDominik i taki wredny podoba mi się, Wojtek raczej musi się uodpornić na niego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńoch jak Dominik wredny, ale Wojtek to musi się uodpornić na te jego teksty i zachowania...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hejeczka, hejeczka,
OdpowiedzUsuńbuuu Dominik taki wredny... Wojtek uodpornij się na te jego teksty...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga