Dziękuję
za komentarze i zapraszam na rozdział 13.
Chętnie
przygarnę jakąś dobrą betę. Chodzi głównie o omawianie tekstu, wyłapywanie
zgrzytów.
Wojtek
wyszedł spod prysznica pierwszy. Duży hotelowy ręcznik owinął sobie wokół
bioder i usiadł na łóżku, poprawiając poduszki i spychając nogą na podłogę
tubkę z żelem nawilżającym. Czekał na Dominika, który… Aż westchnął, gdy
zobaczył go po chwili, stojącego w drzwiach i opierającego się o futrynę. On
też był w samym ręczniku, ale nieco mniejszym, w końcu to był pokój
jednoosobowy, więc obsługa standardowo zostawiała codziennie jeden komplet. I z
tego akurat Wojtek był w tym momencie bardzo zadowolony. Niby ten widok nie
powinien na nim robić aż takiego wrażenia, tym bardziej, że przed chwilą miał
okazję oglądać Dominika zupełnie nago, ale mimo wszystko dla niego teraz wyglądał
jeszcze bardziej pociągająco i to tak, że aż przygryzł wargę. Tak samo było
ponoć z kobietami. Na większość mężczyzn bardziej działał widok pań w seksownej
bieliźnie niż w negliżu, bo miało to w sobie dreszczyk ekscytacji odkrywaniem
tego, co jest pod spodem.
Dominik
uśmiechnął się tylko i przesuwając bezceremonialnie Wojtka, usiadł na skraju
łóżka. Sięgnął po stojąca na szafce nocnej, do połowy jeszcze zapełnioną butelkę
martini. Rozlał ją do dwóch szklanek, po czym podał mu jedną. Ten upił łyk i
spojrzał na zegarek. Było już po trzeciej.
–
Niedługo zacznie się robić jasno – powiedział, byle tylko coś powiedzieć. Z
jednej strony bliskość Dominika działała na niego jak afrodyzjak, mógłby nie
odrywać od niego wzroku, z drugiej jednak, ten go wcześniej uprzedził, że
porozmawiają. I choć Wojtek po raz pierwszy od dłuższego czasu wolałby
posiedzieć tak po prostu, bez słów, to jednak było wiele niewyjaśnionych
kwestii.
–
Jasno? Przed czwartą rano? Jest połowa października… – Dominik uśmiechnął się
lekko ironicznie. Nawet teraz nie potrafił pozbyć się tego odruchu. – A poza
tym… – wsunął mu dłoń pod ręcznik i zaczął przesuwać nią leniwie po udzie –
…mamy jeszcze sporo czasu, zanim inni się obudzą.
–
Zaraz to coś innego się obudzi – mruknął Wojtek, ale nie odepchnął ręki
Dominika. Odstawił szklankę na szafkę i przyciągnął go do siebie. Jedyne, czego
w tym momencie pragnął, to go pocałować. Od tamtego momentu w kantorku ciągle o
tym myślał, a po dzisiejszej nocy miał wrażenie, że uzależnił się od tych ust.
Dominik podsunął się trochę wyżej i oddał pocałunek, zabierając jednak dłoń z
uda i przenosząc ją na twarz. Przesunął palcami po policzku Wojtka, a potem po
linii szczęki. Wyczuwał lekko drapiący zarost. Podobało mu się to, co było
akurat to dość dziwne, bo zwykle nie lubił nawet takich dwudniowych zarostów, jednak
już dawno zauważył, że Wojtkowi te włoski, mimo iż były jasne, dodawały pewnej
drapieżności.
–
No to co chcesz wiedzieć? – Odsunął się od niego i ułożył się wygodnie na
łóżku, podpierając głowę ręką.
Wojtek
westchnął i oparł się o zagłówek. Sytuacja była naprawdę paradoksalna. Do tej
pory ciągle zarzucał Dominikowi, że zamiast z nim rozmawiać, całuje go i
molestuje w kiblu, a teraz, kiedy w końcu miał do tego okazję, to tak naprawdę
wszystko, co miało miejsce dotychczas, przestało się liczyć. Po tym, co się
dzisiaj stało, nic innego nie było na tyle ważne, by o tym teraz rozmawiać.
Choć nie… Była jedna taka rzecz.
–
W tym momencie chcę wiedzieć tylko jedno, reszta może poczekać do później. O
ile będzie jakieś później… – powiedział, choć to ostatnie zdanie zabrzmiało jak
jakieś mruknięcie i było niemalże niedosłyszalne. – To dzisiaj… To był tylko taki
jeden raz? – zapytał. Stwierdził, że lepiej od razu postawić sprawę jasno. Z
Dominikiem było mu teraz tak dobrze, że zaraz zacząłby sobie układać w głowie
coś, co dla niego może w ogóle nie istnieć. Przecież jeszcze wczorajszego wieczora
wyśmiał go, gdy tylko wypowiedział słowo „związek”.
–
A chcesz, żeby to był tylko taki jeden raz? – Dominik odpowiedział pytaniem na
pytanie. Spojrzał na niego, ale w jego wzroku nie było ani żadnej kpiny, ani
złośliwości. Raczej ciekawość. Może to sprawiło, że Wojtek poczuł się pewniej i
odpuścił sobie jakiekolwiek owijanie w bawełnę.
–
Nie – przyznał wprost. – Chcę, żeby to było coś więcej – dodał, czekając na
reakcję Dominika, jednak ten się nie odezwał. Podniósł się tylko i dolał im
Martini. Wojtek wziął porządnego łyka, bo poczuł się dziwnie. Może powiedział
za dużo? Może powinien był to ująć inaczej, przecież coś takiego oznacza też…
Cholera, a co, jeżeli on sobie pomyślał…. Jego rozmyślania przerwało ciche
parsknięcie i ramię, które znów przyciągnęło go do siebie.
–
No to zobaczymy, co się da zrobić z tym „więcej”… – Dominik pocałował go.
Miękko i naprawdę namiętnie. To już nie były tamte wariackie pocałunki, kiedy
praktycznie rzucili się na siebie i kiedy ledwo łapali oddech, to miało w sobie
zupełnie inne emocje i Wojtek poczuł przyjemne łaskotanie w brzuchu. No cóż,
nie było sensu się już oszukiwać. Wpadł po uszy! A wczorajszy wyskok tylko mu
to uświadomił.
–
Mam tylko nadzieję, że znowu nie zaczniemy się kłócić… To znaczy, wiesz, po powrocie…
W szkole… – wymamrotał jakoś tak zupełnie bez ładu i składu, ale w tym momencie
umiejętność formułowania logicznych i spójnych zdań gdzieś uleciała. Jego mózg
najwyraźniej uznał, że inne rzeczy są teraz ważniejsze i to im trzeba poświęcić
pełną uwagę.
–
Jeżeli tak, to będzie znaczyło, że wszystko wróciło do normalności. – Dominik
przyciągnął go do siebie mocniej i zatkał usta pocałunkiem, dając do
zrozumienia, że powinien się już zamknąć.
Dominik
obudził się jakoś przed ósmą rano. Wcześniej sądził, że tej nocy raczej nie
pójdą już spać, ale w końcu zmęczenie wzięło górę i obaj zasnęli. I to chyba w
dość niewygodnej pozycji, bo czuł, że ma lekko zdrętwiałe ramię, jakby przez
kilka godzin ktoś na nim leżał. Uśmiechnął się lekko i przewrócił się na bok,
podpierając głowę na drugiej ręce. Wojtek stał tyłem do niego, opierając się
rękoma o parapet i patrząc na coś przez szybę. Był lekko pochylony, więc
pierwsze, co rzucało się w oczy, to jego pośladki, doskonale rysujące się pod
ciasno zawiniętym na biodrach ręcznikiem Po chwili, chyba słysząc szelest
pościeli, odwrócił głowę.
–
Już nie śpisz? – Ni to zapytał, ni stwierdził. – Jednak te widoki są mocno
przereklamowane – powiedział nieco zawiedziony i ruchem głowy wskazał krajobraz
gór za oknem. – Sama mgła, nic nie widać.
–
Ja tam nie narzekam na widoki – Dominik uśmiechnął się bezczelnie, wciąż gapiąc
się na jego tyłek. Naprawdę niezły tyłek, który do tej pory zasłaniały zawsze
zbyt luźne dżinsy lub za długa koszula. Czasami Dominik, patrząc na Wojtka w
szkole, miał wrażenie, że przez te ciuchy wygląda jak typowy przedstawiciel pokolenia
Nirvany. Chociaż w sumie… Przyjrzał mu się uważniej. Jeżeli wziąć jeszcze pod uwagę typ urody, to faktycznie
taki Kurt Cobain tylko z krótszymi włosami.
–
Przestań gapić się na mój tyłek. Jest w kiepskim stanie i to przez ciebie –
burknął Wojtek. Nie dość, że się nie wyspał, to nie był w stanie usiedzieć
dłużej niż chwilę w jednym miejscu. Nie miał pojęcia, jak da rade wytrzymać w
autobusie prawie cztery godziny. – Poza tym, naciągnąłem sobie chyba mięśnie karku.
– Poruszył kilka razy głową na boki, krzywiąc się przy tym. Był naprawdę w
wyjątkowo marudzącym nastroju. – Takie łóżko nie nadaje się na dwie osoby.
–
Wybacz, następnym razem zamówię apartament małżeński – zakpił Dominik, ale
wstał i nie kłopocząc się wkładaniem czegokolwiek na siebie, podszedł do okna. Widok
gór faktycznie był o tej porze beznadziejny, z łóżka miał jednak zdecydowanie lepszy.
Stanął za Wojtkiem i objął go w pasie, kładąc mu brodę na ramieniu. Przesunął
nosem wzdłuż szyi, wyczuwając zapach swojego żelu pod prysznic. Westchnął,
przysuwając się bliżej, a jego ręce bezwiednie zsunęły się najpierw na biodra,
a po chwili na pośladki Wojtka. Ścisnął je lekko, potem trochę mocniej, a
potem… dostał z łokcia w żebra i to z takim impetem, że aż się lekko zgiął.
–
Odwal się od mojego tyłka, póki nie przejdzie pełnej rekonwale… – Wojtek odwrócił
się w stronę Dominika i… zapomniał, co miał powiedzieć. Cholera! Nie no,
naprawdę! Dlaczego on musiał tak wyglądać? Nie dość, że jeszcze trochę rozespany,
z rozczochranymi włosami i delikatnym śladem szwu od poduszki na policzku, to
jeszcze nago! Następnym razem chyba powie wszystko, co ma do powiedzenia, z
zamkniętymi oczami. – No… Wiesz, o co mi chodzi… – dokończył, chcąc go wyminąć,
ale ten mu nie pozwolił. Pchnął go na parapet i teraz to on oparł się dłońmi o
zimny marmur za jego plecami.
–
Gdybyś mnie w nocy posłuchał, to teraz nie byłoby tak źle. Ale ty jesteś uparty
jak osioł. Kto ci w ogóle dał takie świetne rady na temat „pierwszych razów”,
co? – zapytał, patrząc na niego i unosząc lekko brwi. Zastanowił się. Może to
ten Alan? W końcu spędzili razem cały wieczór, ale… Nie, on wydawał się być na
to zbyt doświadczony i raczej nie doradziłby mu czegoś takiego.
–
No przecież nie chodziłem i nie przeprowadzałem ankiety na ulicach. – Wojtek
wzruszył ramionami. – To chyba jasne, że
szukałem w internecie – powiedział. W końcu od tego były fora, żeby wymieniać
się opiniami i doświadczeniami.
Dominik
uśmiechnął się ze zrozumieniem. Przecież on sam też zaczynał od przeglądania stron
internetowych. Był wtedy w gimnazjum, więc nie było mowy, żeby ot tak spotkał
kogoś takiego jak on, w tym wieku nikt nie ujawniał się ze swoją orientacją.
Zresztą już wtedy grał w klubie młodzieżowym, a w środowisku piłkarskim to w
ogóle było nie do pomyślenia. Doskonale wiedział, że koledzy nie wykazaliby się
wyrozumiałością i miałby – kolokwialnie mówiąc – po prostu przejebane. Więc na
początku było mu naprawdę ciężko i dopiero przez internet poznał kilka osób, z
którymi zaczął wymieniać się doświadczeniami. Jednak do dziś omijał z daleka
strony typu: „zadaj pytanie internautom”, bo większość odpowiedzi była tak
durna, że nie dało się tego czytać.
–
Po prostu następnym razem pogadaj o tym ze mną. Uwierz, będzie bezpieczniej dla
nas obu, bo cholera wie, co tam jeszcze wyczytasz. – Dominik pokręcił głową,
ale w końcu się odsunął. Spojrzał na zegarek, było już parę minut po ósmej.
Niedługo powinni się zbierać na śniadanie.
Wojtek
przeglądał rzeczy na szafce nocnej w poszukiwaniu swojego zegarka. Zrobił się
tam mały bałagan. Butelka po Martini, szklanki, ręcznik Dominika, jakieś
serwetki… I to nawet takie same, z których był zrobiony ten jego żuraw z
napisem: „Byłeś całkiem niezły”. Wojtek też kiedyś składał kartki w statki albo
samoloty. Ale był w wtedy w podstawówce! Teraz już chyba nawet nie wiedziałby
dokładnie, jak to szło. Pamiętał, że statek można było jakoś wywinąć i robił
się z niego kapelusz….
–
Co tak myślisz nad tymi serwetkami? – Dominik uznał, że jeszcze dosłownie na
chwilę się położy, bo zrobiło mu się zimno od tego stania i opierania się o
kamienny parapet. Przykrył się kołdrą. – Zamierzasz ich użyć w łazience? –
zakpił, przypominając sobie, że w nocy wycierał jedną z nich spermę z brzucha
Wojtka.
–
Nie. Zastanawiam się nad twoim zamiłowaniem do tworzenia origami. Może jeszcze
szydełkujesz? – Wojtek nie zamierzał pozostać mu dłużny. Taak. I to by było na
tyle ich relacji bez złośliwości. Normalnie jak w bajkach. W nocy kochali się
jak wariaci, w dzień dogryzali sobie w każdy możliwy sposób.
Jak już tak bardzo cię to ciekawi, to
pomagałem kiedyś bratu przygotować stertę takich papierowych ptaszysk na jakiś
projekt do szkoły.
–
Do szkoły? – Wojtek odłożył serwetki na swoje miejsce. Zmarszczył brwi. Raczej
uczniowie liceum nie robili takich rzeczy. Co prawda widział kiedyś na uczelni,
jak studenci pedagogiki lepili na zajęciach choinki, bo mieli w przyszłości
prowadzić zajęcia dla przedszkolaków, ale studiów raczej nikt nie określał przecież
mianem szkoły.
–
To ile ten twój brat ma lat? – Zaczęło go to ciekawić.
–
Trzynaście. Spora różnica wieku, nie?
–
No raczej. – Wojtek, który znalazł wreszcie swój zegarek, zapiął go sobie na
ręce. – Tak zwana wpadka? – zapytał, zanim zdążył ugryźć się w język. W końcu
to były prywatne sprawy, nie powinien być wścibski.
–
Nie. Wpadką byłem ja. – Dominik uniósł kąciki ust. – Ale chyba wyjątkowo udaną,
nie uważasz? – zapytał, patrząc na niego z rozbawieniem. Jednak tym razem nie
żartował, to była prawda. Jego mama miała siedemnaście lat, gdy go urodziła.
Trzy lata później na świat przyszła Daria, a po kolejnych dziesięciu – Dorian.
Wojtek
tylko przewrócił oczami.
–
Chyba wyjątkowo arogancką. – Pochylił się i zaczął zbierać swoje rzeczy z
podłogi. – Arogancką, bezczelną, irytującą, zbyt pewną siebie… Mam wyliczać
dalej?
–
Czemu nie. Możesz na przykład jeszcze dodać do moich zalet: przystojny,
inteligentny, bystry, z poczuciem humoru i ogólnie wszechstronnie uzdolniony. –
Dominik wzruszył ramionami, jakby to było nic takiego. – Mam ci to wszystko
zapisać, czy zapamiętasz?
–
Postaram się nie zapomnieć – mruknął Wojtek, rozglądając się i szukając swoich
bokserek. – Powinieneś tylko jeszcze dodać: skromny – stwierdził ironicznie,
gdy w końcu znalazł swoją bieliznę pod łóżkiem. Jak ona się tam znalazła, nie miał
pojęcia.
–
No widzisz? Mam same zalety. – Dominik oparł się wygodniej o poduszki, patrząc
z zadowoleniem, jak ręcznik opada, a Wojtek wciąga na siebie bokserki i
spodnie. No i to by było na tyle z widoków…
–
Taa, jasne. Chodzący ideał… – Wojtek
pokręcił głową i włożył koszulkę.
–
Jakoś jeszcze kilka godzin temu nie narzekałeś. Wzdychałeś tylko i jęczałeś
moje imię. A jak już nie pamiętasz, to mogę ci bardzo szybko odświeżyć pamięć.
Jeszcze mamy trochę czasu…
–
Teraz to ja idę do łazienki, a potem w końcu musze się dostać do swojego
pokoju. Mam nadzieje, że ta karta faktycznie tam jest – powiedział. – Masz
jakieś gumy? Bo nawet nie mam czym umyć zębów.
–
Mam. – Dominik otworzył szufladę i pokazał mu palcem otwartą paczkę
prezerwatyw. – Mogą być? – Zmrużył oczy, patrząc na zirytowanego Wojtka. No
niestety, nic nie mógł poradzić na to, że lubił się z nim drażnić.
–
Idiota – ten tylko mruknął i chwilę później zniknął za drzwiami toalety.
Dominik
też w końcu wstał. Przeciągnął się i podszedł do swojej torby, żeby poszukać
jakiejś czystej bielizny. Już wczoraj zrobił w niej niemały bałagan, szukając
prawie po ciemku Martini, więc teraz wszystko było powywracane do góry nogami. Co
prawda pierwszego dnia, tuż po przyjeździe, miał zamiar się rozpakować i włożyć
ubrania do szafy, ale potem zupełnie o tym zapomniał. Tylko koszule powiesił,
bo miał świadomość, że one wyglądałby teraz jak wyjęte psu z gardła. Wreszcie,
kiedy zaczął się już naprawdę irytować, znalazł swoje czarne bokserki, które
zlewały się kolorystycznie z materiałem torby, więc początkowo zwyczajnie ich
nie zauważył. Odwrócił się, chcąc się przebrać, ale gdy tylko zrobił krok, niefortunnie
poślizgnął się na czymś okrągłym i wpadł na szafkę nocną, uderzając głową w
kant otwartej szuflady.
–
Kurwa! – syknął, łapiąc się za skroń. Przywalił naprawdę mocno, aż mu się
zrobiło ciemno przed oczami. Kto zostawił tę cholerną szufladę otwartą… Dopiero
po chwili dotarło do niego, że to on sam. Przeklął jeszcze kilka razy, gdy poczuł,
jak skroń mu pulsuje i nabrzmiewa pod palcami. Uderzenie w róg czegoś zawsze najbardziej
bolało…
–
Co się… – Wojtek, zaalarmowany hałasem, otworzył drzwi łazienki. – O cholera! –
Zapiął szybko rozporek i podszedł do Dominika. Siłą odsunął mu rękę i sam
obejrzał głowę. Na szczęście skóra nigdzie nie była rozcięta, ale nad łukiem
brwiowym już robiło się widoczne wybrzuszenie. Wojtek rozejrzał się w
poszukiwaniu czegoś zimnego, jednak w pokoju jak na złość nie było żadnego
barku ani niczego w tym guście. Nie mając za dużego wyboru, odkręcił kran i
czekając chwilę, aż woda stanie się prawie lodowata, zmoczył w niej ręcznik.
–
Jak ty żeś to zrobił? – Położył Dominikowi okład w miejscu uderzenia, a na nim
jego własną rękę, każąc mu to trzymać. Sam wrócił do łazienki, żeby zrobić
kompres na zmianę.
–
Ktoś zostawił to na podłodze. – Dominik
spojrzał na niego spod ręcznika, sugestywnie pokazując tubkę żelu intymnego. –
Nie masz może pojęcia kto? – zapytał sarkastycznie. Wcześniej, z tego co
pamiętał, ten żel leżał gdzieś na łóżku
i nie było możliwości, żeby sam spadł i znalazł się prawie na środku pokoju.
–
Nie mam – stwierdził Wojtek, zmieniając mu okład na zimniejszy. Tak naprawdę
dobrze wiedział, że to on go tam rzucił, ale na podłodze i tak leżały wtedy ich
ciuchy, a nawet zużyta prezerwatywa, więc nie przejmował się tym za bardzo. –
Zresztą, jakbyś zamknął szufladę, nie wyrżnąłbyś o nią głową. Zachciało ci się
głupich żartów z gumami, to teraz masz. Cholera, trzymaj ten ręcznik porządnie,
chcesz mieć jutro limo na pół twarzy?! – zirytował się. Wstał i jeszcze raz
rozejrzał się po pokoju, po chwili przypominając sobie o butelce po Martini.
Gdzieś ją odstawił, kiedy szukał zegarka. Tak, obok szafki. Chwycił butelkę i
znów zniknął w łazience, żeby ją napełnić i wrócić z czymś o wiele lepszym niż
okład. – Masz, to wytrzyma trochę dłużej. – Zabrał ręcznik, wciskając mu w ręce
szkło z lodowatą wodą.
Mimo
że Wojtek upierał się, żeby Dominik dla świętego spokoju pojechał na pogotowie,
bo uderzenia w głowę często prowadziły do nawet lekkiego wstrząśnienia mózgu,
ten stwierdził stanowczo, że czuje się dobrze i nigdzie nie jedzie. I kto tu
był uparty jak osioł? Wojtek już od najmłodszych lat nasłuchał się o różnych
wypadkach, które na pozór błahe, powodowały w przyszłości problemy, dlatego był
na tym punkcie wyczulony. Może nawet za bardzo, ale wolał dmuchać na zimne.
Niestety, Dominik tego nie rozumiał i ostatecznie powiedział mu wprost, żeby
zostawił go na chwilę w spokoju.
Wojtek
był zły, ale nie zamierzał z nim dyskutować. A proszę bardzo. Na siłę do
niczego go nie zmusi. Po wyjściu z pokoju od razu zjechał windą na parter.
Musiał zajrzeć do recepcji i poprosić o otworzenie drzwi do pokoju. Do
dwunastej mieli się wymeldować, a on musiał jeszcze coś zjeść i się spakować.
–
Dzień dobry – przywitał się z młodą recepcjonistką. – Ja chyba zostawiłem kartę
w pokoju i nie mam się jak do niego dostać.
–
Pana nazwisko i numer pokoju? I dowód poproszę.
–
Wojciech Nowacki, pokój 202 – powiedział, wyjmując z portfela dokument.
Recepcjonistka tylko zerknęła na niego i skinęła głową, jednak zaraz coś sobie
przypomniała.
– Proszę chwileczkę poczekać – poprosiła i
podeszła do jednej z szafek z tyłu. Po chwili wróciła z jakąś dużą papierową
torbą. – Ktoś to dla pana zostawił.
–
Dla mnie? Nie, to chyba jakaś pomyłka? – Wojtek nie miał pojęcia, co kto mógłby
dla niego zostawiać w recepcji hotelu, ale zerknął do środka. Było tam jakieś
pudło.
–
Pan Wojtek Nowacki, pokój 202 – recepcjonistka przeczytała kartkę przewieszoną
przez ucho torby. – Nie ma mowy o pomyłce – powiedziała i biorąc z coś z
półki, wyszła przed kontuar. Poinformowała inne recepcjonistki, że zaraz wróci i
ruchem ręki zaprosiła go do windy.
Kiedy
Wojtek w końcu znalazł się w swoim pokoju, zauważył, że karta faktycznie leżała
na małej szafce w korytarzyku. Podziękował recepcjonistce i zamknął drzwi.
Cholernie ciekawiła go zawartość tej torby. Kto do cholery… Postawił ją na
łóżku i wyjął sporych rozmiarów pudło. I… To były łyżwy. Z tego, co było widać
na obrazku, hokejow. Ale nigdzie nie był żadnej kartki z informacją, od kogo to
prezent, mimo że kilka razy zaglądał do torby. Oczywiście od razu jedna myśl
przyszła mu do głowy, dlatego w końcu otworzył pudło, zresztą, folia
zabezpieczająca i tak była rozerwana. Wyciągnął zawartość i ułożył na łóżku.
Łyżwy były nowe i… wyglądały prawie dokładnie tak samo jak te, które… Zerknął
jeszcze raz do pudełka i dopiero na jego dnie zobaczył złożona na pół kartkę. Otworzył
ją i przeczytał:
Niech ci nawet nie
przyjdzie do głowy próbować je oddać. Towar otwarty nie podlega zwrotom. Mam
nadzieję, że będą pasować i następnym razem, jak się zobaczymy, zagramy na
poważnie.
Dzięki za wczoraj i do
zobaczenia.
Alan
Wojtek
przez chwilę stał i gapił się na drobne literki. Przeczytał list jeszcze dwa
razy. Owszem, wczorajszego wieczora tak dobrze im się rozmawiało, że nawet wymienili
się numerami telefonu, chcieli być w kontakcie, ale to… Tego się nie
spodziewał. Tym bardziej, że był już pewien, że właśnie takie same łyżwy
widział na nogach Alana. Wojtek nie znał się na tym, ale chyba musiały sporo
kosztować, bo zawodowy hokeista na pewno nie jeździł na byle czym. Nie mając
pojęcia, co z tym wszystkim zrobić, po prostu zostawił łyżwy tak, jak leżały.
Uznał, że później się zastanowi.
Zdążył
już się przebrać i spakować swoją torbę, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Tak jak
się spodziewał, to był Dominik, więc wpuścił go do środka. Przyjrzał mu się
uważnie. Siniak nad łukiem brwiowym wydawał się być już dużo większy, choć i
tak minie dobrych parę godzin, zanim zmieni kolor i pewnie też trochę
napuchnie.
–
Nic mi nie jest! – Dominik uprzedził jego pytanie, kładąc swoją torbę na
podłodze. Doszedł do wniosku, że szybciej będzie wziąć ją potem stąd, niż
jechać na dziewiąte piętro. Wszedł dalej i wtedy jego wzrok przykuło to, co
leżało na łóżku.
–
Kupiłeś sobie łyżwy? – Zaskoczony podniósł jedną z nich. – Niezłe. Dobra firma.
Nie wiedziałem, że zamierzasz… – zamilkł, bo zobaczył obok pudła jakąś kartkę.
Podniósł ją i przeczytał. – On ci je
kupił? – zapytał, choć tak naprawdę pytanie było bezcelowe. Treść listu była
jasna. I wcale mu się nie spodobała. Zmarszczył brwi. Takie prezenty po jednym
dniu znajomości? – Jednak z nim spałeś?
Głupota ludzka nie zna granic...
OdpowiedzUsuńWeny y!!! I szczęścia w poszukiwaniu bety =)
Z wydarzeniami jestem na bieżącą, chociaż czytałam trochę fragmentami.Ale dzisiaj ostatnie rozdziały ładnie przeczytam.
OdpowiedzUsuńZaczynało być tak dobrze i mieli zacząć próbować tworzyć coś wspólnie, a tutaj ten Alan, no spoko facet(przez jakiś czas nie mogłam wybrać, który byłby lepszy dla Wojtka)
Ale oczywiście padło na Dominika, bo ten jest od początkuXDD
Alan i Wojtek mogliby być kumplami, tylko czy drugi nauczyciel pozwoli na to?Gdyby to było normalne to mogliby być w trójkę hahah ( ale nie jest to w porządku i zostaje brać za i przeciw, który ma zostać-bliżej nauczyciel, bo Wojtek już jest zakochany) moje problemy z wyborem;D mam nadzieję, że będzie o niego walczyć.
'Jednak z nim spałeś?' I będzie zdrowa zazdrość a nie jakieś cyrki. Poza tym Alan zaznaczył, że:stan nienaruszony.
Pozdrawiam
Ja to bym takiemu Alanowi na miejscu Dominika nie wierzyła ;) Żartuję oczywiście. A co do ich przyjaźni czy jak to tam wygląda - no cóż, Wojtek jest dorosły i nikomu w sumie nie musi się tłumaczyć :)
UsuńDzięki za komentarz.
No nieeeeee! Dominik, ty głupia klucho! Żeby ci Wojtek nabił siniaka po drugiej stronie.
OdpowiedzUsuńByło już tak dobrze i miło...
Życzę dużo weny i wolnego czasu, żeby kolejny odcinek pojawił się szybko :)
Pozdrawiam
M.
W sumie byłoby symetrycznie. Dzięki za kom :)
UsuńTo tak na serio??
OdpowiedzUsuńNie bardzo wiem, o co pytasz.
UsuńNie dziwię się. :) Eh, generalnie znów mnie Twój talent wprowadził w specyficzny stan. Stąd ten komentarz. A dla ścisłości kibicuje z całego serca Wojtkowi i Dominikowi. Mam nadzieje, że twoje ścieżki weny zaprowadzą tą dwójkę przed przysłowiowy "ołtarz".
UsuńCześć :D Chętnie pomogę Ci z betowaniem. Jak mogę się z Tobą skontaktować? ^-^
OdpowiedzUsuńMoże najpierw mailowo: lilthin@gmail.com, a jak się dogadamy to proponuje FB.
UsuńNo i cały romantyczny nastrój poszedł się ----- po jednym zdaniu... Nie no, gratuluję taktu...
OdpowiedzUsuńNo nie. Znowu się połkną.
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, Dominik ty idioto... jak mogłeś tak powiedzieć...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejka,
OdpowiedzUsuńcudownie, ech Dominik ty idioto!... jak mogłeś takie coś powiedzieć... jestem, jestem.... wściekła...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hejka,
OdpowiedzUsuńfantastycznie, nie mam słów na to oprócz... Dominik ty idioto... jak mogłeś tak powiedzieć...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga